Dawno,
dawno temu na jakiejś promocji przypadkiem upolowałam „Króla bezmiarów”, czyli
drugą część z serii książek Kresa. Niestety, pierwsza część jest od dawna niedostępna
w sprzedaży i nie mogłam ani jej nigdzie znaleźć, ani zmusić się, by
przeczytać ją w wersji e-booka... aż do
teraz :D
Tytuł: Północna
granica
Tytuł serii:
Księga całości
Numer tomu: 1
Autor: Feliks
W. Kres
Liczba stron: 238
Gatunek: high
fantasy
W
świecie Szereru panuje wojna. Północna granica atakowana jest przez ogromne
ilości stworzeń zwanych Alerami. Oficer Rwat, mając do dyspozycji jedynie
niewielkie wojsko oraz kota-zwiadowcę musi odeprzeć ataki.
Sięgając
po książkę Kresa naprawdę nie miałam pojęcia, czego mogę się spodziewać. Nie
miałam kontaktu z autorem, opis z okładki przeczytałam tylko pobieżnie. Nie
miałam ani specjalnych wymagań w stosunku co do tej książki, ale z drugiej
strony z racji pochodzenia autora liczyłam, że po prostu będzie fajnie.
Ostatecznie trafiłam na lekturę całkiem niezłą, ale... po prostu nie dla mnie.
Czytając
„Północną granicę” pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to styl Kresa. Dość
specyficzny, wyraźnie „polski” – widać, że to nie jest tłumaczenie. Autor pisze
w sposób surowy, konkretny, męski. W tej powieści nie ma tak obecnie modnych
żartów i żarcików, czy nawiązań do popkultury. Twórca ma do opowiedzenia
konkretną historię i trzyma się swojego założenia. Dzięki temu dostajemy po
prostu kawałek porządnie napisanej opowieści, bez nadmiernego przedłużania.
Niestety,
książka nie przypadła mi do gustu przez... ogromną ilość militaryzmu. Świat Kresa
może i jest ciekawy, ale tak naprawdę „Północna granica” ma jeden wątek i
skupia się bezustannie na wojsku. Na atakach, obronie, planowaniu; tu nie ma
nadmiaru emocji, tu nie ma bliskiej zażyłości z bohaterami. Jest walka. I tyle.
Nie wątpię, że takie wyjście spodoba się wielu, zwłaszcza panom, którzy
częściej wolą konkrety, ale dla mnie takie podejście do tematu okazało się zbyt
monotonne i czasami wręcz nużące. Choć częściej sięgam po męską, niż kobiecą
literaturę to jednak w tym przypadku takie wyjście mi nie odpowiadało.
Jeśli
chodzi o sam świat przedstawiony to zdecydowanie podoba mi się pomysł związany z...
kotami. Kres postanowił, że w jego świecie te zwierzaki będą istotami myślącymi i jedna
z głównych postaci to właśnie przedstawiciel tego gatunku. Nie będę ukrywać, to
jeden z niewielu (na swój sposób) uroczych elementów w tej bardzo męskiej książce. Poza tym
sama kreacja świata jest ciekawa, ale nic aż tak nie zwróciło mojej uwagi jak
ten wątek właśnie.
Trudno
mi powiedzieć więcej o bohaterach, niż to, że są wykreowani porządnie, na miarę
tej właśnie historii. Czytając, miałam wrażenie, że Kres postawił bardzo duży
nacisk na pokazanie roli kobiety w wojsku i na jej problemy, związane z małą
ilością pań wśród ogromnej ilości mężczyzn. Na pewno też jakiś płaczliwych i
delikatnych dziewczynek się tu nie znajdzie. Poza tym choć postacie mają swoje
cechy charakterystyczne to nie ma się co spodziewać tu dużej ilości
psychoanalizy i innych tym podobnych rzeczy, bo w końcu to nie jest wcale
książka o tym.
„Północną
granicę” mogę polecić przede wszystkim fanom militaryzmu oraz kotów: te osoby
zdecydowanie powinny odnaleźć się w lekturze. Poza tym nie chcę odradzać nikomu
chętnemu tej książki, bo to kawałek dobrej, polskiej literatury, aczkolwiek
dobrze wiem, że to nie jest książka dla każdego (w tym nie do końca dla mnie
:D).
* * *
Agatra przyjaźniła się
z kotem. Nigdy nie kochała żadnego mężczyzny i nie miała rodziny. Lecz tutaj, pod
Północną Granicą, spotkała i obdarzyła szczerą, siostrzaną miłością zwinnego
kociego zwiadowcę. Trochę śmiano się z tej przyjaźni, ale rzadko złośliwie;
wszyscy o niej wiedzieli i lubili tę przyjaźń, bo było w niej coś delikatnego i
bardzo, bardzo pięknego. Była ogromna... czystość, którą widziały nawet oczy
szorstkich, twardych żołnierzy. W jakiś sposób – otoczono tę przyjaźń opieką. W
stanicy, pośród ciągłych patroli i „wyjść", było tak niewiele rzeczy
pięknych i czystych... Wszyscy chcieli, by ta przyjaźń trwała i trwała. Nikt
nic do niej nie miał. Ale każdy chciał ją oglądać.
Fragment „Północnej granicy” Feliksa W. Kresa
Militaryzm - jestem na nie, ale koty uwielbiam :) I co teraz? ;) Do Kresa kiedyś się przymierzałam, ale jakoś bez większego przekonania, więc do dziś nie poznałam żadnej powieści... Chyba na razie tak zostanie, ale fajnie, że przypomniałaś o jego istnieniu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewelina z "Gry w Bibliotece"
To totalnie nie mój klimat, dusiłabym się podczas czytania. Militaryzm... okropieństwo. Nie zniosłabym tego w dużym natłoku.
OdpowiedzUsuńNie mogę mieć pewności czy ta książka przypadnie mi do gustu czy wręcz jej znienawidzę, jednak są w tej historii elementy, które mnie fascynują i dam autorowi szansę.
OdpowiedzUsuńO autorze nic nie słyszałem, ale zbyt duża ilość militaryzmu mnie przeraża, choć koty mogą uratować tę powieść :)
OdpowiedzUsuńmlwdragon.blogspot.com
Militarizm i koty to coś... nie wiem, ciągnie mnie do tego. XD
OdpowiedzUsuńWłaśnie ja czytam. Teraz Wydawnictwo Fabryka Słów dało nam jej nowe wydanie! Jest świetne i z przepięknymi ilustracjami. :)
OdpowiedzUsuńWiem, że ma. :) Ale na razie raczej nie planuje do tej historii wracać.
Usuń