poniedziałek, 3 grudnia 2018

Polowanie: Nadnaturalne umiejętności i tajny wywiad, czyli polski akcyjniak SF


Obdarzony telepatią Edmund Lis zostaje zwerbowany do tajnej grupy wywiadowczej. Jego drużyna szuka jednorożca: osoby obdarzonej umiejętnością jasnowidzenia. W trakcie jednej z akcji zostają jednak zapędzeni w pułapkę. Z życiem uchodzi tylko Lis oraz Kamil, członek grupy z talentem leczenia.
Tytuł: Polowanie
Tytuł serii: Kroniki jednorożca
Numer tomu: 1
Autor: Robert J. Szmidt
Liczba stron: 310
Gatunek: science-fiction
Wydanie: Rebis, Poznań 2018

Gdy minęła mi „wczesnopodstawówkowa” faza na „Harry’ego Pottera” dość szybko przerzuciłam się na filmowych „X-menów” – wprawdzie komiksów nigdy nie poznałam, ale sam motyw z tej serii był i jest czymś mi bliskim. Nie wspominam o tym bez powodu: „Polowanie” Roberta J. Szmidta, czyli pierwszy tom „Kronik jednorożca” niezwykle kojarzą mi się z tą serią, choć całość osadzona jest w polskich realiach, a osoby z nadprzyrodzonymi zdolnościami raczej nie chodzą do stosunkowo beztroskiej szkoły Charlesa Xaviera.
„Polowanie” to powieść typowo rozrywkowa. Lekka, wręcz – komiksowa. Raczej nastawiona na akcję, niż na przekazywanie wielkich ideałów i analiz filozoficznych. Jest więc wyjątkowo lekką fantastyką naukową, która ma w sobie bardzo mało, jeśli w ogóle, technicznych wątków i określeń. Traktowanie jej inaczej raczej po prostu nie ma większego sensu: wprawdzie Szmidt „przewidział” w niej niektóre polskie wydarzenia (książka została wydana po raz pierwszy w 2007), ale powiedziałabym, że to raczej kwestia przypadku i poprawnej analizy rzeczywistości, a nie jasnowidztwa. Z resztą, nie są to rzeczy szczególnie przez autora rozwijane, czy analizowane: po prostu dla fabuły „Polownaia” były potrzebne pewne konkretne pomysły, wydarzenia, czy miejsca, więc po prostu zostały w historii wykorzystane.
Warto zwrócić uwagę na to, że dla fantastyki naukowej ponad dziesięć lat od wydania pierwszego tomu często bywa zabójcze. W tym przypadku na szczęście do tego raczej nie doszło. Wprawdzie należy brać pod uwagę fakt, że akcja dziejąca się w 2011 to dla autora powieści wciąż przyszłość, jednak biorąc pod uwagę, że trafiamy do fantastycznego świata to pewne fakty i detale nie muszą się zgadzać, zwłaszcza, że mamy do czynienia z powieścią akcji. Powiedziałabym wręcz, że biorąc pod uwagę erę superbohaterów, w jakiej jesteśmy obecnie, „Polowanie” jest może nawet bardziej chwytliwe i topowe niż tą dekadę temu.
Na tło naszej historii Szmidt wybrał polską politykę. Niech to jednak nikogo nie przestraszy. Przede wszystkim autor nie wykorzystuje żadnych istniejących nazw partii (w ogóle zazwyczaj unika podawania imion i nazwisk polityków, chyba że jest to koniecznie potrzebne), a całość naprawdę stanowi tylko podbudowę historii. Ta książka naprawdę jest jak film akcji – niby to wielkie spiski polityczne, czy biznesowe są motywacjami naszych postaci, ale w gruncie rzeczy ani nas szczególnie nie interesują, ani twórcy nie próbują w nie wnikać. W końcu w takich opowieściach nie o to chodzi.
W „Polowaniu” dostajemy duet bohaterów. Niewątpliwie postacią wiodącą jest Edmund Lis – inteligentny, szybko myślący telepata, który zdecydowanie jest ciekawym w obserwacji mężczyzną, choć jednocześnie nie wykracza poza typowe ramy postaci z tego typu historii. Jego towarzysz, Młody, to swoista kontra dla Lisa: raczej woli proste, leniwe rozwiązania, które jednak czasem sprawdzają się lepiej od kreatywnych, ale zbyt wymyślnych pomysłów głównego protagonisty. To dobrze współgrająca para bohaterów, których obserwuje się w przyjemnością, choć musze przyznać, że brakło mi tu pewnej podbudowy tych postaci. Weźmy na przykład właśnie Lisa – choć trafił do „polityki” jako dorosły nie wiemy nic z jego przeszłości. Czy miał rodzinę? Innych bliskich? Co studiował, miał ukochaną, dramaty, pragnienia? Nie pamiętam, aby w książce Szmidta pojawiła się choćby wzmianka na ten temat. Młody ma wprawdzie nieco lepiej wyjaśnione swoje pochodzenie, ale też: mimochodem, w dosłownie kilku zdaniach.
Moje pierwsze spotkanie z powieścią Szmidta, a drugie spotkanie z autorem w ogóle (poprzednie odbyło się dzięki jednemu z jego opowiadań) uważam za udane; dostałam właściwie to, czego oczekiwałam po opisie z tyłu okładki. „Polowanie” to przede wszystkim czysta rozrywka. Nie zapewni może okazji do analizy, nie jest też w jakikolwiek odkrywcza, ale wykorzystuje ciekawe motywy w poprawny sposób. Niedługa, lekka, przyjemna, ale jednocześnie nie infantylna – to zdecydowanie sprawia, że z książką Szmidta można po prostu miło spędzić czas.


* * *

– Dupa tam... – żachnął się grubas i dokończył picia. Ty, Mulder, lepiej odpowiedz na pytanie.
Lis nie lubił, kiedy go tak nazywano, ale przywykł. Młody miał zwyczaj nadawania wszystkim przezwisk. Trzeba przyznać, że miał do tego talent. Zresztą jak się chwilę zastanowić, skojarzenie było proste. Lis to Fox, a zdrobnienie od Edmunda zamienić na Mulder – żaden problem. Do tego robota, jaką wykonywał, nadawała się idealnie do „Z archiwum X”.
Fragment „Polowania” Roberta J. Szmidta


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Domu Wydawniczemu Rebis!

14 komentarzy:

  1. Nie mam doświadczenia z fantastyką naukową zbytnio... Podoba mi się tytuł serii - Ale przy pierwszym przeczytaniu spodziewałabym się czegoś zupełnie innego! Zapiszę sobie gdzieś tytuł :) // kasikowykurz

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeważnie z dystansem podchodzę do polskiej fantastyki naukowej, nie jestem pewna dlaczego, bo nieraz trafiam na naprawdę dobre książki. Wydaje mi się, że ta powieść w jakiś sposób różni się od "typowego" polskiego sci-fi (cokolwiek to oznacza), też nie umiem określić dlaczego, ale to wystarczy by mnie zainteresować. Z ciekawości może kiedyś po nią sięgnę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno mi w tym momencie powiedzieć, co jest typowe dla Polski, ale na pewno to nie jest zbyt techniczna ani trudna w przyswojeniu pozycja. ;)

      Usuń
    2. Zależy o jakiej polskiej sci-fi mówimy. Jak bardziej współczesnej, to trafiają się zarówno perełki, jak "Perfekcyjna niedoskonałość" Dukaja, jak i gnioty. Ta książka zdaje się być przyzwoita

      Usuń
  3. Też tak miałem z X-Menami :P. Ale zawsze miałem też fascynację Tolkienem, która nigdy mi nie przeszła, więc może nie na taką skalę. Tym niemniej, to świetna rekomendacja i mam nadzieję, że do końca roku zamówię ;). Też niezbyt trawisz komiksową formę? Bo ja zawsze żałowałem, że te historie o X-Menach, są w tej postaci, a ja nie lubię komiksów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze bardzo chciałam poznać te komiksy, ale nie, absolutnie nie umiem tego czytać. Próbowałam ze streszczeniami i nawet z 6-7 przeczytałam, ale to nie miało większego sensu.
      Mi jakoś Tolkien "nie siadł" jakoś szczególnie. Może to dlatego, że najpierw miałam fazę na Pottera, potem na Zmierzch, Eragona... a zaraz potem wpadli X-meni właśnie. Nie potrzebowałam dodatkowych "wypełniaczy" tej nastoletniej przestrzeni. :D

      Usuń
    2. A to ja miałem zawsze na odwrót, Tolkien był (i jest) wypełniaczem podstawowym, inne rzeczy tylko zapychały resztę miejsca :D.
      Teraz najbardziej żałuje, że nie historie o doktorze Strange'u są w tej formie, bo postać uwielbiam, a komiksów wciąż nie trawię ;(

      Usuń
    3. W moim domu rodzinnym uważano, że LOTR i Gwiezdne Wojny to "głupie filmy", więc po Tolkiena sięgnęłam dopiero w gimnazjum, a filmy obejrzałam w całości będąc w liceum - to też swoje robiło.
      Dla mnie MCU to akurat zawsze była "rozrywka w tle" - lubię te filmy i te postacie, ale jakby... nigdy nie było to dla mnie coś głębszego? W przypadku X-men po prostu bardzo odpowiada mi sam motyw. "Grał" mi jak byłam nastolatką (bo szkołę mają lepszą, niż Hogwart) i gra teraz (bo w dalszym ciągu widzę sens uniwersum, a "szkoła" może spokojnie być po prostu domem, nie miejscem dla dzieciaków). Pamiętam, jak jeszcze miałam problemy, by w ogóle obejrzeć te dwie stare części. xD

      Usuń
  4. To jakoś nie dla mnie :/ Nie przekonuje mnie do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakoś nie do końca jestem przekonana co do tej lektury. Nie moje klimaty. ;)
    Serdecznie pozdrawiam.
    https://nacpana-ksiazkami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jedyne czego bym się tu obawiała, i nie jesteś pierwszą recenzentką, która zwraca uwagę na ten szczegół, to nadmiar faktów i nawiązań. Cenię sobie research i pracę, jaką wkłada autor w przygotowanie do pisania, jednak trzeba potrafić to potem wykorzystać - jeśli jest tego "za dużo", to coś poszło nie tak. Tak czy inaczej, na tę pozycję czaję się już jakiś czas i pewnie prędzej czy później sięgnę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moment... chwila... gdzie ja piszę o nadmiarze faktów i nawiązań? ;P Chyba, że to komentarz do "Modyfikowanego węgla", tylko trafił pod Szmidta.

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.