Nim w naszym domu pojawi się pies
należy zorientować się, jakie są jego potrzeby. Krystyna Milczarek przedstawia
podstawy opieki nad tymi zwierzętami.
Książka
„Pies” Krystyny Milczarek to moje kolejne spotkanie z leciwymi już poradnikami
dla właścicieli psów. Poprzednio jednak miałam do czynienia z pozycją
skupiającą się tylko na jednej rasie. „Pies” zaś opowiada o tych zwierzętach raczej
ogólnie i ma też mniej broszurową formę, choć w dalszym ciągu jest książką
raczej krótką.
Tytuł: Pies
Autor: Katarzyna
Milczarek
Liczba
stron: 94
Gatunek: historyczne
fantasy, steampunk
Wydanie: Warta,Warszawa
1990
|
Ta
pozycja na runku pojawiła się w 1990, czyli w czasie, gdy na rynku nie było
dostępnych karm suchych w takiej ilości jak dzisiaj; w czasie, gdy świadomość
ludzi dotycząca psów rasowych była mniejsza i w czasie, w którym samo podejście
Związku Kynologicznego do hodowli było zdecydowanie inne. To sprawia, że z
oczywistych względów wiele rzeczy jest przestarzałych i podejrzewam, że ten
fakt będzie dotyczył każdej polskiej pozycji tego typu, jaka wpadnie mi w ręce.
Należy
też zauważyć, że Krystyna Milczarek to osoba bez wykształcenia w stronę
zajmowania się psami. Widać to też częściowo w tekście. Jest to poradnik bez
konkretnych przypisów (na końcu znajdziemy jednak bibliografię), a sama autorka
często wtrąca w tekście swoje, życiowe historie.
Tekst
czyta się raczej lekko i przyjemnie. Nie jest wprawdzie szczególnie odkrywczy,
ale większość rad autorki, które nie miały jak się „zestarzeć” (np. tych
dotyczących układania psa) jest po prostu poprawna. Nie mam jakiś większych
merytorycznych zarzutów pod tym kątem, choć kilka rzeczy trochę mnie zasmuciło,
albo rozśmieszyło. Przykładowo, ZKwP przez dość długi czas uznawał za rasowe
sześć wybranych szczeniąt z miotu (obecnie każdy pies dostaje dokumenty).
Autorka w tekście pisze o tym, ile psów suka jest w stanie bez problemu
wychować, wspomina o tej zasadzie ZKwP, po czym informuje nas o tym, że w
przypadku nadmiaru zwierząt najlepszym wyjściem będzie ich eutanazja, jakby
sugerując, że każdy szczeniak powyżej tych sześciu nie ma racji bytu. Z
własnego doświadczenia wiem, że już w przypadku średnich ras często rodzi się 7-8
szczeniąt, a u dużych psów miot liczący sześć psów to… mały miot. Suka zwykle
bez problemu jest w stanie wychować większą ilość, nawet zakładając, że w
latach 90. dostęp do sztucznego mleka był trudniejszy. Wydaje mi się, że ten
fragment bardzo mocno pokazuje różnicę między myśleniem sprzed prawie 30 lat, a
tym, co sądzimy dzisiaj.
Drugim
fragmentem, który w tym przypadku mnie rozbawił było sugerowanie autorki, aby dużych
psów nie nazywać imionami zdrobniałymi z powodu… szacunku do psa. Absolutnie
nie mam pojęcia, co ta wstawka miała pokazać czytelnikowi.
Na
pewno ciekawa w przypadku „Psa” jest sama konstrukcja książki. Dostajemy tu zarówno
informacje na temat budowy psa, jak i dość dokładny opis substancji odżywczych,
które musimy mu dostarczyć; w pozycji można znaleźć też opisy chorób, czy omówienie
kwestii prawnych. To zdecydowanie ciekawe elementy, choć oczywiście przy
większości z nich obecnie obawiałabym się o aktualność zawartych danych,
dlatego na pewno nie można po tę książkę sięgać dzisiaj, traktując ją jako
perfekcyjny poradnik.
Miałam
też wrażenie, że autorka kieruje książkę przede wszystkim do tych, którzy chcą
zacząć psy nie tylko mieć, ale i hodować – wiele miejsca zostało poświęcone na
opis rozwoju szczeniąt i opieki nad miotem.
W
swoich czasach „Pies” na pewno był ciekawym poradnikiem, a obecnie zapewnił mi ciekawe spotkanie ze starszą literaturą fachową. Nie żałuję sięgnięcia po niego, chociaż jednocześnie raczej nie jest to
książka, którą będę polecać standardowemu czytelnikowi. Jeśli ktoś po prostu szuka
informacji na temat psów i nie próbuje „badać” tematu (tak jak ja robię to w
ostatnich miesiącach) raczej po prostu nie ma celu w sięganiu po książki tego
typu.
Nie lubię generalnie tych starych poradników - głównie dlatego, że jest tam masa tekstu, który się cholernie źle czyta. To, że porady są niedzisiejsza to tam pikuś.
OdpowiedzUsuńTo z naruszaniem godności psa, przez nadawaniem dziwnych imion chyba rozumiem. Nawet dużemu wyżłowi, czy łagodnemu bernardynowi nie powinno się nadawać imion typu Ciapek, czy Pimpuś. To naprawdę w pewien sposób narusza godność psa
OdpowiedzUsuńAle czemu nie? Dla psa to tylko zlepek dźwięków, które z czymś kojarzy, nie rozumie tego i jest mu to zupełnie obojętne. :P
UsuńOwszem, ale brzmi głupio, nie pasuje do tego rodzaju psa i nieco go ośmiesza :P
UsuńAle to jest tylko Twoje odczucie, albo odczucie ludzi w ogóle. Nie zwierzaka; więc wydaje mi się, że wręcz bardziej może sprawić, że właściciel poczuje się ośmieszony. Poza tym Ciapek-bernardyn... to dla mnie całkiem adekwatne imię akurat. A przynajmniej jako zdrobnienie, bo pewnie nie dawałabym swojemu hipotetycznemu bernardynowi tak potocznego miana.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń