piątek, 8 stycznia 2021

Dramat zwierząt domowych: co dzieje się z naszymi pupilami?

 

Ludzkie niedopatrzenie, okrucieństwo czy nieprawidłowa hodowla to jedynie niektóre z powodów licznych cierpień domowych pupili. Co najbardziej krzywdzi naszych podopiecznych i w jaki sposób doprowadza do ich zgonu? Achim Gruber, weterynarz patolog, dzieli się swoimi doświadczeniami.

 

Gdy sięgam po tego typu tytuł raczej spodziewam się prozy popularnonaukowej, która wyłoży mi pewną problematykę w sposób lekki i z dodatkiem odrobiny ciekawostek. Achim Gruber podszedł jednak do swojej książki w sposób nieco inny. Jego „Dramat zwierząt domowych” to najpierw literatura faktu, zbierająca jego historie, anegdotki i opinie. Dopiero później wiedzę, która może przydać się posiadaczowi zwierzęcia lub zwierząt. Co prawda robi to w sposób całkiem interesujący, jednak przyznaję, że nie jest to lektura pozbawiona wad.

Dramat zwierząt domowych
Achim Gruber
wyd. Feeria, 2020
„Dramat zwierząt domowych” rozpoczyna się od opisów spraw, nad którymi pracował autor. Przedstawia nam historie z ogrodów zoologicznych; opisuje sekcje zwłok rasowych zwierząt, czy postrzelonych w lesie psów. Skupia się na ciekawostkach, opisując czasem niedorzeczne lub wręcz okrutne przypadki. Nie zachowuje jednak przy tym obiektywizmu, naprawdę chętnie dzieląc się swoimi opiniami. Nie dziwię się: jest przecież weterynarzem, a nie dziennikarzem piszącym profesjonalny reportaż. Gdy jedna trzeba wyjaśnić kwestie medyczną robi to w sposób jasny i interesujący, a wydaje mi się, że w tego typu książkach to jest mimo wszystko najważniejsze.

Przyznaję, że generalnie to tej pierwszej części książki nie miałam większych zarzutów. Ot, dostałam od autora garść całkiem ciekawych historii kryminalnych, przy okazji dowiadując się kilku ciekawostek ze świata zwierząt, który przecież jak najbardziej mnie interesuje. A potem Gruber postanowił przejść do kwestii hodowli zwierząt rasowych...

Początek rozdziału o zwierzętach rasowych to właściwie wykład opinii autora na temat hodowców. Według niego tworzenie ras jest procederem zupełnie sztucznym i złym; jego kundel jest istotą przewyższającą genetycznie każdego rasowego psa czy kota, bo został stworzony w sposób naturalny. I choć w dalszej części zdanie Grubera mięknie to jako weterynarz będzie dla wielu osób autorytetem i może mocno zniechęcić innych do idei hodowania zwierząt w ogóle. A przecież chcemy mieć wokół siebie psy, koty czy inne żywe stworzenia: w końcu to daje nam radość.  W jaki więc sposób mamy je pozyskiwać? „Naturalnie”? Może biorąc psy do parku dla zwierząt, spuszczając je ze smyczy i hulaj dusza – niech się dzieje co chce! To na pewno jest bardziej odpowiedzialne podejście, niż staranny dobór osobników, połączony z genetycznymi badaniami, co robi się w dobrych hodowlach psów czy kotów.

Na szczęście, jak wspominałam, po tym wstępnie autor mięknie i skupia się po prostu na konkretnych problemach, które w hodowlach faktycznie występują. Są one być może z tych bardziej, niż mniej znanych (psy z krótkimi pyskami, geny merle, kwestia chowu wsobnego itd.), ale biorąc pod uwagę, że taka lektura ma z założenia trafić do jak najszerszego grona czytelników: nie dziwi mnie to, ani też nie gorszy.

Koniec końców, jestem z lektury zadowolona, choć absolutnie nie zachwycona. To na pewno tytuł, który ma szansę poszerzyć wiedzę i świadomość czytelnika, zwłaszcza jeśli ten zwykle o zwierzętach nie czyta. Być może nawet dzięki tej lekturze niektóre zwierzęta zostaną szybciej zdiagnozowane, a w przypadku innych: poprawi się ich poziom życia, co jest zawsze jak najbardziej dużą zaletą tego typu książek. Czy jednak „Dramat zwierząt domowych” jest przełomem i czymś, co każdy miłośnik zwierząt powinien przeczytać? Ku temu mam wątpliwości: wiele wiedzy zawartej w książce swobodnie da znaleźć się w sieci w bardziej skondensowanej wersji. Mimo wszystko, zbyt wiele jest w tym tytule samego autora oraz jego wspomnień, aby uznawać „Dramat zwierząt domowych” za kompendium wiedzy albo przełomowe dzieło, przedstawiające ciekawe badania czy fakty.


14 komentarzy:

  1. Hm, wiesz co, sama w trakcie lektury nie odczułam jakoś szczególnej niechęci autora do hodowli zwierząt rasowych (acz nie mogę teraz zweryfikować, bo książka została w domu, a ja na wyjeździe), wręcz pewien entuzjazm dla dobrych praktyk hodowlanych. Raczej taką postawę przeciwną hodowli na cechy skrajne i może odrobinę zniechęcenia (które często widać u weterynarzy wypowiadających się w socjal mediach, bo jednak na choroby predysponowane genetycznie częściej leczą zwierzęta rasowe - i jasne, samo obciążenie rasowe może jest jednym z wielu powodów, ale buduje pewne skojarzenia).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak napisałam, on to robi szczególnie mocno w samym wstępie i tam w moim odczuciu jest dość otwarta, generalna krytyka. A jeśli chodzi o weterynarzy: czy to faktycznie zwierzęta rasowe, których pochodzenie jest dobrze potwierdzone? W Polsce królują psy w typach ras z "rodowodami", które wiele z rasowymi psami nie mają, a wielu weterynarzy nie wnika zbyt dogłębnie w temat. Nie musi - weterynarz jest od leczenia, nie od hodowania. Ale nie zdziwiłabym się, gdyby ta kwestia dotyczyła właśnie psów w typie, których się po prostu nie bada genetycznie, a predyspozycje jednak pozostają.

      Usuń
    2. Psy w typie to inna para kaloszy i wielu wetów działających w socjalmediach regularnie do tego tematu wraca. Myślę, że tu działają raczej trzy inne czynniki: 1) faktyczne predyspozycje, bo nie oszukujmy się, one istnieją, 2) błąd poznawczy zwany efektem potwierdzenia: jeśli dochodzisz do wniosku, że psy rasowe są bardziej chorowite, to wyraźniej zapamiętasz te przykłady, które potwierdzają twoje stanowisko (np. wet przyjmujący dziennie 5 rasowych psów i 5 nierasowych zapamięta wtedy ze szczegółami rasowce, a kundelki mu się w pamięci zatrą), 3) ludzie z rasowcami jednak częściej chodzą na kontrole, więc i różne choroby wykrywają wcześniej. Kundelki często jeszcze "zdychają ze starości" w wieku 5 lat, no bo przecież zdrowe były, po co do weta.

      Usuń
    3. Predyspozycje w konkretnych rasach istnieją i na pewno łatwiej jest zapamiętać, że np. 3 psy rasy dalmatyńczyk miały w mojej klinice ostatnio problem z trzustką, niż zwrócić uwagę na 10 różnie wyglądających kundelków z tym samym problemem, bo jednak wyglądają inaczej. Nierasowy nie oznacza zdrowszy, tylko tych populacji nikt nie pilnuje.


      Efekt potwierdzenia owszem może występować, ale w dalszym ciągu - weterynarz niekoniecznie pyta, czy pies jest ZKwP, wiec w dalszym ciągu może uznać za rasowego psa w typie, którego przodkowie nie byli przebadani. :( No ale fakt, ten kto ma psa rasowego z założenia, ma większy budżet do przeznaczenia na psa (nawet, jeśli sam nie jest bogatą osobą, to tu nie ma wielkiego znaczenia).

      Usuń
  2. >Według niego tworzenie ras jest procederem zupełnie sztucznym i złym; jego kundel jest istotą przewyższającą genetycznie każdego rasowego psa czy kota, bo został stworzony w sposób naturalny<

    Ale przecież znaczna część ras powstała w sposób naturalny, np. większość szpiców czy molosów typu górskiego.

    >Według niego tworzenie ras jest procederem (...) złym<

    Cóż, człowiek od tysiącleci hoduje zwierzęta nie po to, żeby hodować (sztuka dla sztuki), ale ze względu na ich użytkowość. I po to zostały wyhodowane rasy - np. psów do polowań, pociągowych, owczarków, stróżujących, obronnych... Odnoszę wrażenie, że ten pan ma poglądy bliskie doktoryni Spurkini - że człowiek w ogóle nie powinien zwierząt hodować. Tylko gdyby nie rolnictwo (w tym hodowla zwierząt) to pan Gruber pewnie nadal rzucałby kamieniami w mamuty :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, ale we wstępie do rozdziału autor daje długi wykład na temat sztuczności i nienaturalności hodowli. Nie dziw. Jest weterynarzem, nie hodowcą, więc w gruncie rzeczy nie musi się akurat na tym znać. No ale skoro chciał napisać książkę, to warto byłoby jednak trochę w temacie doczytać.

      Jak napisałam, w dalszej części rozdziału trochę ta jego niechęć słabnie i raczej wytyka faktycznie istniejące problemy. Być może taka narracja wynika trochę z "targetu". Książka jest sygnowana przez jakieś wege organizacje i być może o to też Gruberowi trochę chodziło. Ale też przyznam, że jestem trochę "cięta" w tym temacie, bo ostatnio coraz częściej muszę wyjaśniać, czemu hodowanie zwierząt nie jest złem wcielonym i czemu kundel bury wcale zdrowszy być nie musi. I to otoczenia jakby coraz mniej to dociera. XD

      Usuń
    2. Ale ogólnie to dość zabawna sytuacja: weterynarz przeciwnik hodowli zwierząt. Sądzę, że jakby mu powiedzieli: "od jutra pełen zakaz hodowania zwierząt i idziesz na bezrobocie", to natentychmiast zmieniłoby się jego stanowisko :D

      Usuń
    3. On chyba trochę zakłada, że to naprawdę po prostu samo by się działo jakimś cudem.

      Usuń
  3. Jestem ciekawa tej książki. Najbardziej wzrusza mnie cierpienie tych małych istotek. Nie wiem czy będzie podobać mi się stronniczość autora do hodowli, ale z chęcią bym przeczytała tę książkę. Świetne zdjęcia i kotek piękny!
    weruczyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdzić na pewno warto! A no, Rota to urodzona modelka!

      Usuń
  4. Trochę taki misz masz. Nie wiem, czy chcę się w to zagłębiać - jakby to były po prostu historie z życia weterynarza to bardzo chętnie, bo ta część mnie ogromnie ciekawi. Ale ta druga - niekoniecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie nie miszmasz. Książka jest podzielona na dwie wyraźne części i, tak czy siak, mocno odwołuje się do jego życia.

      Usuń
  5. Z tymi hodowlami, to prawda jak zwykle leży po środku. Bo w hodowlach różnych, w różnych krajach też dzieje się nie zawsze dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu zawsze kluczem jest uważne wybieranie hodowcy. ;) Wspierając dobre hodowle, możemy doprowadzać do eliminacji tych, które źle traktują zwierzęta.

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.