źródło |
Nie jest tajemnicą, że na każdą książkę idzie inny nakład funduszy, jeśli chodzi o promocje, czy wydanie jej. To normalne, prawda? I to, że czasem lepsza książka wydana jest jakimś cudem za mniejsze pieniądze też zdarzyć się może. Ba, dość często tak bywa i w tym zupełnie nic dziwnego nie ma. Niemniej, czytając i przeglądając książki, zauważyłam pewną zależność między funduszami wydawnictwa, a jakością treści. Nie chodzi mi jednak o książki polskie - bo one nie są tak przesiane jak te zagraniczne i tu może być na prawdę różnie - a o tłumaczenia, które do nas przychodzą z przeróżnych państw.
Jeśli pozycja jest przetłumaczona, to prawdopodobnie w kraju rodzimym w miarę dobrze się sprzedała - gdyby była totalną klapą mało które wydawnictwo będzie chciało ją wydać (a przynajmniej - tak mi się wydaje). Ale... są bestsellery i pozycje, które po prostu zniknęły w miarę z półek, nie będące wielkimi hitami. Zarobią prawdopodobnie mniej, ale ludzie chcą czytać, dlatego i takie rzeczy na półki naszych księgarni trafiają. Czasami są to prawdziwe perełki, owszem. Zauważyłam jednak, że szczególnie w przypadku tej całej młodzieżówkowej sieczki okładka na prawdę ma znaczenie.
O co mi chodzi dokładnie? A no, przyjrzyjcie się tym okładom:
Nie istotne, czy Wam się podobają, czy nie, obiektywnie są po prostu porządnie zrobione pod względem graficznym. Grafiki są eleganckie, porządnie wykonane, nie są po prostu zdjęciem. Napisy - może i proste, ale przyjemne dla oka. To książki, które miały się sprzedać po wydaniu. Miały zachęcić okładką. Wiadomo było, że zdobyły jakiś rozgłos, tak samo, jak wiadomo było, że się sprzedadzą, kwestią była tylko ilość egzemplarzy. A ta zależna jest od reklamy, na którą składa się także okładka.
A teraz, dla porównania, dwie inne okładki:
Furie mają ładne zdjęcie w tle, ale już cała otoczka jest po prostu kiepska: wygląda, jakby ktoś okładkę wykonał w Paincie. Okładka druga jest już lepsza (książka jednak więcej zarobiła), ale dalej trzyma się wśród tych tanich, trochę bezgustnych okładek. Losowy chłopak, aktor z filmu, byleby tylko zarobić, prawda? No i ten napis, prawie większy od niego....
Okej, by jeszcze fajniej Wam to pokazać, teraz dwie książki z okłądkami - pozornie - bardzo podobnymi:
Kolorystyka podobna, niby podobny motyw... a jednak, jest zupełnie inaczej. Cienie to po prostu zdjęcie, niezbyt ładne i średnio przerobione z losowymi słowami. A Wybrana? Tajemnicza grafika, porządnie obrobiona, nawiązująca do treści książki. Na dodatek mamy graficzne dodatki, które ładnie wpasowują się w całość i dobrze dobrane czcionki oraz logo. Od razu widać, która książka była droższa, prawda?
Wkleiłam okładki pozycji, które po prostu sama przeczytałam i które potwierdzają moje wrażenia. Bo jakie one są? Już mówię.
Jak sporo z Was wie, średnio przepadam za młodzieżówkami i raczej ich unikam. Po prostu z nich trochę wyrosłam. Irytują mnie, zbyt często są głupkowate. Aleee.... to młodzieżówki nakręcają rynek wydawniczy, dlatego tak wiele ich do nas trafia i często są to książki o przeróżnej jakości. A ich jakość można często (nie zawsze, ale często!) rozpoznać właśnie po okładce. Oczywiście, to dotyczy się mniej, lub bardziej również innych gatunków, ale mi akurat rzuciło się to w oczy przy tego typu pozycjach.
O co mi dokładnie chodzi z tą jakością...? Bo przecież już nie raz wyżywałam się tu nawet na popularnych młodzieżówkach, prawda? A no... o klimat. O korektę. O jakość samego czytania.
Gdy sięgamy po droższe książki, które ładnie wyglądają, do których ktoś przyłożył większą uwagę po pierwsze, prawdopodobnie więcej ludzi ją kupiło, więc jakiś poziom musi trzymać. Mówiąc jakiś poziom mam na myśli przede wszystkim lekki styl i dużo akcji/ckliwych scenek/czegoś kluczowego dla danego gatunku, co podoba się czytelnikom tego typu literatury. Zauważyłam, że te pozycje, często mimo totalnie głupiej fabuły mają swój klimat i da się przez nie przejść bez kompletnego załamania. Mogę się z nich pośmiać (bo fabuła, bo logika, bo bohaterowie), ale... często przy poprawnej korekcie i lekkiemu stylowi jest to po prostu całkiem przyjemne. Postacie jakieś charaktery mają, coś się w tych książkach dzieje, nawet, jeśli są przeciętne same w sobie. No i milej się te dobrze wydane książki trzyma.
Z tanimi sprawa ma się trochę inaczej. Często wewnątrz spotykamy masakrę: korekta leży, a bohaterowie to płaskie postacie wykonujące proste rzeczy i będące totalną kopią bohaterów z droższych książek. Ani się tego przyjemnie w rękach nie trzyma - bo papier nie raz gorszy, niż toaletowy - ani przyjemnie nie czyta. Bywają bardzo trudne w odbiorze. I choć zwykle ten lekki styl w nich jest to... nie jest TEN lekki styl. Nie ten z droższych książek. Zauważyliście też coś takiego? Wiecie, co mam na myśli?
Ocenianie książek po okładkach często się więc sprawdza. Nie, nie zawsze, wiem, że nie - ale ta zależność występuje stosunkowo często. Okładka sporo może nam powiedzieć o książce, jeśli umiejętnie czytamy znaki, które nam przesyła :D I mimo wszystko, polecam czasem pójść na żywioł i kupić coś, co po prostu ładnie wygląda, bo szansa, że się nie zawiedziecie jest mniejsza, niż w chwili, w której kupicie coś opakowanego w gorsze obrazki. A jeśli pozycja do gustu Wam nie przypadnie, to albo przynajmniej będzie wyglądać ładnie na Waszej półce, albo łatwiej będzie ją po prostu odsprzedać.
Takie to luźne... może trochę głupie, ale może akurat znaleźliście w tym tekście coś dla siebie :D
źródło |
To prawda. Wiele ksiązek ma kiepskie okładki, przez co nie zwracamy na nie uwagi. Dla przykładu ode mnie ostatnia taka przeczytana książka "Jedyny pirat na imprezie". Po okładce po książkę na pewno bym nie siegnęła, ale zawartosć okazała się genialna. Miałam tak wiele razy, ale czasami lubię wybrać ksiażkę właśnie po okładce ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie ;)
Nie,wcale nie jest to glupie. Duzo w tym racji. W ogole bardzo ciekawy temat poruszylas. Wlasnie czesto sie zdarza tak, ze slaba jakos okladki to rowniez slaba ksiazka w srodku. Nie zawsze, podkreslam, ale często.Pozdrawiam cieplo:)
OdpowiedzUsuńuwiecznij-chwile.blogspot.com
Zgadzam się z Tobą ;)
OdpowiedzUsuńOstatnie dni konkursu: http://nieperfekcyjna-panienka.blogspot.com/2016/08/i-konkurs-niewidzialne-granice.html
Ja jestem typowym wzrokowcem, więc bardzo często oceniam książki po okładkach.
OdpowiedzUsuńFajnie, że zwróciłaś na to uwagę, sama złapałam się na poszukiwaniu ładnej, porządnej okładki, bo wiem, że na 80% jej zawartość też może być fajna.
OdpowiedzUsuńMasz rację.
OdpowiedzUsuńNie powinno się oceniać książki po okładce, ale jednak przyjemniej czyta się powieść z piękną szatą graficzną :)
Również zwróciłem na to uwagę.
OdpowiedzUsuńZnacznie chętniej sięgam po książkę z przyzwoitą okładką i co więcej, mam do niej większe zaufanie. Jasne, jest wiele genialnych powieści z obrzydliwymi oprawami graficznymi, jednak w znaczącej części przypadków brzydka okładka = zła, przeciętna treść... Co więcej, sama okładka naprawdę dużo mówi o tym, jakiego typu jest to książka i czego możemy się po niej spodziewać :)
Oceniam książki po okładce i się tego nie wstydzę XD
Masz całkowitą rację. Ja osobiście, gdy idę do księgarni z zamiarem kupienia czegoś, jeśli nie znam jakieś książki, jeśli nic o niej nie słyszałam, po okładce oceniam czy warto ją kupić. Okładka czasami naprawdę wiele mówi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
moonybookishcorner.blogspot.com
Ja raczej oceniam książki po opisie z tyłu okładki :)
OdpowiedzUsuńhttps://paulan-official-blog.blogspot.com/
Masz rację :) Okładki są bardzo ważnym elementem książki, bo to na nie pierwsze zwracamy uwagę. Jednak ja zawsze czytam opis z tyłu zanim coś kupię, nawet jeśli ma ładną okładkę.
OdpowiedzUsuń