Od 1993 roku do współczesności – oto
zbiór reportaży Marcina Kołodziejczyka. Wcześniej wydane w prasie, obecnie w
formie książki, analizują życie szarych obywateli.
Jako
studentka dziennikarstwa nie raz i nie dwa mam wyrzuty sumienia, bo rzadko
sięgam po reportaże, które teoretycznie „powinny” być podstawą mojej
czytelniczo-studenckiej podróży. Dlatego gdy pojawiła się możliwość sięgnięcia
po „Peryferyjczyka” nie wahałam się i postanowiłam sprawdzić, co Marcin
Kołodziejczyk ma mi do zaoferowania.
Tytuł: Peryferyjczyk
Autor: Marcin
Kołodziejczyk
Liczba
stron: 389
Gatunek: reportaż
Wydanie: Wielka
Litera, Warszawa 2017
|
Teksty,
które dostajemy są przedrukiem z magazynów, pozbawione jakichkolwiek poprawek,
które dostosowywałyby je do wersji książkowej. I musze przyznać, że to mój
główny zarzut do tej książki. Przed każdym z reportaży mamy niepogrubiony lid,
który streszcza nam tekst i jeśli czytelnik nie zorientuje się, czemu ktoś mu opowiada
w skrócie całość może poczuć się niepocieszony. Poza tym w związku z tym ten
początek często zachęca, ale wewnątrz już brakuje polotu: bo wiemy, co się
mniej więcej wydarzy i bo sam tekst jest często rzemieślniczą pracą
dziennikarza, który co miesiąc musi napisać konkretną ilość tekstów, więc
niekoniecznie ma czas na dopracowanie wszystkiego.
To,
co jeszcze bolało mnie w tym zbiorze to podejście autora do sieci: miałam
wrażenie, że często próbuje oceniać Internet, czy gry jako coś negatywnego, coś
co tylko wysysa czas… a że absolutnie się z tym nie zgadzam, nie czułam się za
dobrze czytając takie analizy.
Nie
zmienia to jednak faktu, że „Peryferyjczyk” to zbiór całkiem przyjemnych
tekstów, dotykających spraw społecznych i kryminalnych, które szybko się czyta.
Kołodziejczyk często ma dość trafne spostrzeżenia, a tematy, które porusza, można
uznać za istotne. Z tym, że… dla mnie to jest po prostu za mało. To nie jest
dzieło, które powala stylem, czy treścią, a ponieważ nie jestem wielbicielką tego
gatunku po prostu na sporej ilości fragmentów odpływałam myślami zupełnie
gdzieś indziej.
W
trakcie czytania nasunęła mi się refleksja, że ten zbiór to doskonała pozycja
dla osób, które często czytają w komunikacji miejskiej i sięgają głównie po ten
gatunek: dzięki takiemu zbiorkowi będą mieli zawsze pod ręką sporą ilość
tekstów, które można przeczytać, a których długość jest „w sam raz” na kilkunastominutową
podróż. Naprawdę, mam wrażenie, że do tego „Peryferyjczyk” sprawdzi się
znakomicie.
Ostatecznie
ja sama raczej do tego zbiorku nie wrócę: nie zachwycił mnie, nie odkrył przede
mną absolutnie niczego nowego. Nie jest to jednak zła książka: najzwyczajniej w
świecie do mnie reportaż niekoniecznie przemawia. Z tego powodu jeśli lubicie tego
typu pozycje warto się z nią zapoznać, choćby idąc do księgarni i czytając
kilka pierwszych stron, aby zorientować się, czy styl autora Wam odpowiada.
*
* *
Wsiadam
do pociągu i od razu do kibelka, bo nie mam biletu. Zamykam się i jadę. Ludzie
biorą za klamkę, a ja nic. Okno sobie otwieram i wyglądam. Papierosa
zapalę. Wysiadam, jak zobaczę konia na
łące. Potem w nocy przyjdę i go ukradnę. Każdy koń za mną pójdzie.
Fragment
„Peryferyjczyka” Marcina Kołodziejczyka
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl!
Niestety, ale tym razem nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńBuziaki,
coraciemnosci.pl
Jakoś nie przepadam za reportażami :c chyba by mnie ta książka też nie porwała.
OdpowiedzUsuńhttp://teczowabiblioteczka.blogspot.com
Jeżeli chodzi o reportaże to wolę jak dotyczą konkretnych miejsc i to najlepiej takich, z historia w tle :)
OdpowiedzUsuńhttps://zksiazkanakanapie.blogspot.com
Ja bardzo chętnie czytam reportaże ;)
OdpowiedzUsuńNie lubię reportaży :D
OdpowiedzUsuńJa lubię bardzo reportaże, ale do tego mnie jakoś nie ciągnie tym razem. ;P
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie:) lubię od czasu do czasu sięgnąć po reportaż!
OdpowiedzUsuń