wtorek, 25 sierpnia 2020

Pamięć wszystkich słów: Bogowie budzą się do życia

 

Deana musi opuścić swoje rodzinne strony. Wyrusza na wiodącą przez pustynię pielgrzymkę. Karawana z którą podróżuje odkrywa jednak spisek i wkrótce po tym zostaje zaatakowana. Członkini ludu Israam zostaje porwana, a jej towarzyszami podróży zostaje ślepiec-tłumacz oraz kilkuletni książę.

Altsin izoluje się na wyspie, w nowicjacie zakonu Wielkiej Matki, gdzie oddaje się pracy i pomocy ubogim, próbując zapanować nad tlącą się w nim mocą. Jednocześnie próbuje odnaleźć wiedźmę, przez którą stał się boskim naczyniem. Ma nadzieję, że kobieta będzie w stanie go ocalić.

 

Poprzednia część „Opowieści z meekhańskiego pogranicza”, czyli „Niebo ze stali” łączyła północne ludy ze wschodnimi. „Pamięć wszystkich słów” adekwatnie łączy więc południe stylizowane na kraje bliskiego wschodu oraz portowo-wyspiarski zachód. Obydwie te frakcję polubiłam w trakcie opowiadań, choć przyznaję, że historia Altsina w dużej mierze wyparowała mi z głowy. Nieco lepiej było ze wschodem, który zapadł mi w pamięć głównie przez pierwsze opowiadanie o Yatechu, będące naprawdę całkiem wzruszającą historią o tragicznej miłości.

I właściwie pod tym względem wschód znów nie zawodzi… bo i teraz wschodnia część powieści dostaje ciekawą, miłosną historię. Nie jest ona nadmiernie skomplikowana, czy nadzwyczajnie poprowadzona, bo właściwie korzysta z dość dobrze znanych w kulturze tropów. Wegner jednak doskonale obudowuje historię w większą ilość warstw, intryg politycznych, przedstawiania świata oraz wątków pobocznych, a to po prostu wystarcza, by przeciętny romans zmienił się w dobrą opowieść, mającą sens w całym kontekście cyklu.

Altsin zaś właściwie dość długo nie potrafił przykuć w tym tomie mojej uwagi. Jego wątek od samego początku powiązany jest z bogiem wojny, Reagwyrem. Bohater próbuje okiełznać boski umysł, dla którego duszy stał się naczyniem. Ma więc do przebycia podróż, aby się jej pozbyć, jednak to właściwie samotna wędrówka. Deana dość prędko znajduje bliskich sobie kompanów; Altsin jest znacznie bardziej samotnym bohaterem. Może dlatego przez lwią część czasu zdecydowanie wolałam „wschodni” wątek, jako że osobiście bardzo lubię, gdy postacie nie działają zupełnie same.

Mimo tego, wydaje mi się, że zakończenie, które dostał Altsin jest ważniejsze dla całokształtu powieści. Opowieść Deany jest dobrze zamknięta i właściwie nie mam do czego się przyczepić. Bohaterka przeżywa pewną drogę; uczy się i rozwija, a „Pamięć wszystkich słów” rozpoczyna i zamyka pewien etap w jej życiu. Ale to historia Altsina jest tą, która (jak mi się zdaje) może mieć większy wpływ na losy świata przedstawionego przez Wegnera.

Chciałabym zaznaczyć, że ten tom jest tomem najbardziej magicznym ze wszystkich dotychczasowych. Owszem, Wegner ogólnie rzecz biorąc nie rezygnuje z magii, ale w przypadku tej części wpływ bogów na świat jest tak duży, jak nigdy wcześniej. Teraz do rozgrywki wchodzą naprawdę potężne magiczne siły, nijak mające się na przykład do źrebiarzy, występujących w tomach poprzednich. Wegner stopniowo, ale konsekwentnie przedstawiał meekhańską magię, a ta część eksploruje ten temat szczególnie mocno, jednocześnie pozwalając czytelnikowi lepiej poznać strukturę religii w swoim świecie przedstawionym.

Muszę też wspomnieć o pewnym skojarzeniu, które miałam w trakcie czytania „Pamięci wszystkich słów”. Jakiś czas temu czytałam dwa tomy z cyklu o Tessie Brown autorstwa pani Foryś. Głowna bohaterka to „typowa kobieta”, która non stop się irytuje, krzyczy na panów, obraża itd. itp. Nie jest to cykl dobry i raczej go nie polecam, choć część pierwsza odrobinę mnie bawiła. W każdym razie, Deana ma jedną, naprawdę całkiem zabawną scenę, która jednocześnie jest podobna do tych z „Tessy”, ale jednocześnie jest dużo lepsza, niż one wszystkie razem wzięte. Bo cóż, Deana, choć kompetentna i silna duchem, dalej jest jednak kobietą miewającą czasem swoje humorki.

Robert M. Wegner tworząc swój cykl robi coś wspaniałego dla polskiej fantastyki. Przedstawia epicką i stworzoną z rozmachem historię, łączącą wiele kultur i wątków. Poddaje analizie wiele tematów i zdaje się niczego nie zaniedbywać. W jego powieściach gra wszystko, od kreacji bohaterów, przez rytm i styl. Jednocześnie dzięki mocnemu podziałowi kultur wydaje mi się, że wielu czytelników znajdzie tu coś interesującego. Właściwie z polskich powieści high fantasy na podobnym poziomie w tej chwili przychodzi mi do głowy tylko Andrzej Sapkowski i Felix Kres, przy czym „Wiedźmin” to jednak coś nieco innego (więcej post-modernizmu i nawiązań do baśni, mniej klasycznego fantasy), zaś „Księgi całości” najzwyczajniej w świecie nie lubię. Więc naprawdę bardzo się cieszę, że mam jeszcze przed sobą powrót do meekhańskiego uniwersum.



7 komentarzy:

  1. Powiem szczerze, że po tej recenzji mam ochotę sięgnąć po tą książkę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisałaś w recenzji, że ten tom jest najbardziej magiczny ze wszystkich. Trochę mnie zaskoczyłaś, bo podejrzewałam instynktownie rzecz z goła przeciwną. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To naprawdę niezwykła seria i zgadzam się w pełni, że warto ją przeczytać, bo wyrasta na najlepszą w polskiej fantasy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! O ile Sapkowski w "Wiedźminie" czaruje stylem i kreacją postaci, o tyle Wegner... och, no tu po prostu wszystko tak wspaniale gra. <3

      Usuń
  4. Nagash wyszedł bardzo ładnie . Sama malowałaś ? :)

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony