niedziela, 28 maja 2023

Droga królów: nie jest źle, ale...


Po śmierci króla rozpętała się wojna. Kaladin, syn chirurga i były żołnierz, trafia do niewoli i zaczyna pracę jako mostownik w armii. Młoda Shallan robi zaś wszystko, by stać się uczennicą u pewnej szanowanej historyczki, zaś Adolin, następca tronu, walczy i dowodzi wojskami u boku swojego ojca.



Po latach znów dałam szansę Sandersonowi w jego najbardziej klasycznym wydaniu: napisanej z rozmachem powieści fantasy. I choć to książka dobra, zwłaszcza pod kątem rozrywkowym, to zdecydowanie nie nadzwyczaj nowatorska, ani nie bez wad. A szkoda, bo część z nich dałoby się naprawdę w prosty sposób poprawić.

Droga królów
Brandon Sanderson
wyd. Mag, 2014
cykl Archiwum Burzowego Światła, t. 1

Historia obraca się wokół trzech głównych wątków, z czego jeden (Adolina) nie interesował mnie właściwie wcale. Z kolei dwa pozostałe są całkiem interesujące i może na początku to na nich się skupmy.

Już od lektury „Z mgły zrodzonego” wiem, że co jak co, ale Sanderson potrafi pisać tragiczne postacie. I doskonałym przykładem na to jest też główny bohater tej książki, czyli Kaladin. To jemu autor poświęcił najwięcej stron. Zależnie od części, Adolin i Shallan wymieniają się w narracji, ale wątek Kaladina spaja wszystko w całość. To bohater, który jest stawiany w najbardziej tragicznych sytuacjach, ale na tyle dobrze rozpisanych, że po prostu ciekawych i wiarygodnych. Z samym bohaterem mam tylko jeden problem: jego wiek. Nasz mostownik/chirurg/wojskowy ma zaledwie 19 lat, a jego historia, umiejętności i posłuch, który wzbudza, sugerują, że jest jednak przynajmniej o 5-6 lat starszy.

Na to jednak mogę przymknąć oko. Problem z jego wątkiem nie tkwi jednak w samej postaci, a w narracji Sandersona, która jest po prostu okrutnie przegadana. Większość retrospekcji bohatera można by wyciąć, nie tracąc nic. Zresztą, to ogólny problem całej tej powieści: wiele akapitów można by skrócić bądź usunąć, a powieść jedynie by zyskała.

Ale wracając do postaci: o ile preferuje Kaladina jako postać to uważam, że wątek Shallan został poprowadzony lepiej. Jest krótszy i bardziej zwarty, ale jednocześnie na tyle rozwinięty, aby plot twisty naprawdę uderzały. Jest też w nim nieco więcej przygody, a mniej męczennictwa, więc to przyjemny oddech po smutnych losach naszego dziewiętnastolatka.

Sanderson całkiem dobrze rozpisuje też dialogi między postaciami, które są po prostu ciekawe, a wszystko wydaje się być dość, powiedzmy, stabilne i porządnie rozpisane, acz nienadzwyczajne. O ile „Z młgy zrodzony” zachwycił mnie systemem magicznym, o tyle tutaj mamy dość klasyczny świat, w którym naprawdę nie widzę niczego nadzwyczaj nowatorskiego.

Także podsumowując, „Droga królów” to całkiem przyjemna i solidnie napisana powieść w klimacie klasycznego fantasy, acz okrutnie przegadana i trzymająca się znanych schematów, niewprowadzająca do gatunku niczego więcej. Sanderson w ciekawy sposób prowadzi niektóre wątki, wie, jak zbudować postacie tak, by czytelnikowi na nich zależało i ma lekkie pióro. Ale jednocześnie to jednak trochę za mało, by ta konkretna powieść trafiła do moich totalnych ulubieńców.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony