wtorek, 19 grudnia 2017

Powstanie: Więcej akcji, mniej filozofii

Zaczyna się wojna. Kapitan Longchamp musi dopilnować, aby Nowa Francja była w stanie się bronić. W tym czasie Jax ucieka z Wielkiej Kuźni, szukając Nibylandii, w której ma nadzieję żyć jako wolny klakier. Berenice zaś kombinuje jak uciec z niewoli, do której trafiła.

Rzadko się zdarza, bym po przeczytaniu książki miała w głowie pozbawioną argumentów pustkę. Naprawdę: poza stwierdzeniem, że „Powstanie” to bardzo przyjemna lektura, po którą zainteresowani mogą bez problemu sięgnąć nic sensownego bez wysiłku nie chce do mnie przyjść. No bo... było fajnie. I o czym więcej tu mówić? Ale w końcu nie mogę tego tak zostawić, prawda?
Przed przeczytaniem drugiego tomu „Wojen alchemicznych” nasłuchałam się, że kontynuacje czyta się lepiej, niż „,Mechanicznego”. Szczerze mówiąc, muszę przyznać, że to prawda, aczkolwiek nie sądzę, by było to coś wynikającego z warsztatu Tragillisa. Powody są – moim zdaniem – dwa, i to bezpośrednio ze sobą powiązane.
Tytuł: Powstanie
Tytuł serii: Wojny Alchemiczne
Numer tomu: 2
Autor: Ian Tregillis
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Liczba stron: 422
Gatunek: historyczne fantasy, steampunk
Wydanie: SQN, Kraków 2017
Po pierwsze, znamy już ten świat. „Mechaniczny” musiał nas w niego wprowadzić, zaś „Powstanie” bazuje już na tym, co zostało zbudowane. Dlatego łatwiej nam wgryźć się w historię. Po drugie, skoro świat już istnieje, autor nie musi nam wszystkiego aż tak dokładnie wykładać. Ekspozycji w „Powstaniu” jest zdecydowanie mniej, podobnie jak filozoficznych pytań, a Tragillis skupia się mocniej na samej fabule, bo po prostu w końcu może to zrobić. Dzięki temu całość staje się lżejsza.
Przez to delikatnej zmianie ulega sam styl autora i sposób prowadzenia przez niego narracji. Choć opisów w „Powstaniu” nie brakuje to jednak nie są aż tak rozbudowane i skupiają się na opisu zdarzeń i miejsc, tracąc na swojej wzniosłości, jednocześnie gubiąc lekki dysonans, który powstawał przez to w „Mechanicznym”. Powieść nabiera więc nieco bardziej awanturniczego charakteru.
W „Powstaniu” mamy do czynienia z jeszcze jedną, dość istotną, zmianą. Choć dalej obserwujemy Jaxa i Berenice, to Visser odchodzi na zdecydowanie dalszy plan. Jego miejsce zajmuje kapitan Longchamp, dzięki któremu możemy obserwować to, co dzieje się w Nowej Francji. Nie jest to wprawdzie postać tak ciekawa, jak nasz ksiądz, jednak sprawdza się w swojej roli. Jednocześnie taki wybór autora sprawia, że mamy dwóch, a nie jednego klnącego bohatera, co potęguje właśnie awanturniczy charakter drugiego tomu „Wojen alchemicznych”.
Autor w kontynuacji nawiązuje mocno do „Piotrusia Pana”, rozbudowując mit dotyczący Nibylandii. Ponieważ obecnie tego typu zabiegi są modne i raczej lubiane, wydaje mi się, że sporej ilości czytelników przypadnie do gustu. Jednocześnie Tragillis nie przepisuje baśni, a jedynie nawiązuje do niej, więc nie jest to zbyt nachalny zabieg.
„Powstanie” po prostu polecam. To bardzo przyjemna przygoda, która w kontynuacji traci nieco na swojej filozoficznej warstwie, ale jednocześnie pozostawia czytelnikom możliwość czerpania z tej historii dobrej zabawy. 


* * *

Van Breugel wyciągnął klucz i zdmuchnął świecę. Sprawiał wrażenie, jakby oczekiwał od Berenice jakiejś reakcji, wydała więc z siebie niezobowiązujące mruknięcie.
Horolog uznał najwyraźniej, że nie zrobiło to na niej wrażenia.
– Uprzedzałem, że to nic, czego by pani już wcześniej nie widziała tysiąc razy.
– Istotnie – odparła.
Ale się mylił. Zaprezentował jej właśnie tajemną zegarmistrzowską procedurę, za której pomocą dało się zmienić zapisane metageas w działającym mechanicznym.

Fragment „Powstania” Iana Tregillisa



10 komentarzy:

  1. To chyba moja ulubiona część trylogii. Dużo się działo i faktycznie te kwestie filozoficzne nie były w drugim tomie tak bardzo zaakcentowane. I bardzo docenia sceny bitew między Holendrami i Francuzami, to coś niesamowitego, zdecydowanie to jedna z namocjniejszych zalet książki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie czytalam nic z tego, ale podoba mi sie to, że jest bazowanie na czesci pierwszej. Przyznam ze po tej recenzji jestem ciekawa ksiazki i chyba nawet pojde poszukac w bibliotece :D PS: Dziekuje za celna uwage odnosnie mojego wpisu. Coz kazdy jest omylny :) Pozdrawiam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno by tom drugi nie był bazowany na pierwszym ;p
      Spoko ;)

      Usuń
  3. Jakoś nie mam przekonania do tej serii, ale może z ciekawości :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba najlepsza część trylogii, a kapitana Longchamp'a po prostu wielbię. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmm .. jestem ciekawa jakie ja wrażenie miałabym po takiej książce ;)

    Z wielką chęcią obserwuję i zapraszam do siebie :
    https://kobiecomania.blogspot.com/
    Przesyłam całusy <3

    OdpowiedzUsuń
  6. A mnie jakoś akurat do tych książek nie ciągnie, choć zaintrygowałaś mnie tym Piotrusiem Panem :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Z racji, że nie czytałam nic z tej serii, nie mam pojęcia o czym piszesz, ale piszesz to tak ciekawie, że aż mam ochotę do tej serii zajrzeć!I zdecydowanie madz rację z motywem Piotrusia Pana, mnie z pewnością motyw Nibylandii wydaje się ciekawy ��

    OdpowiedzUsuń
  8. Muszę rozejrzeć się za tą serią!

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny post, muszę na początek zabrać się za pierwszy tom. Ale myślę, że zabiorę się za toą pozycję, może nie w najbliższym czasie, ale w niedalekiej przyszłości.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony