poniedziałek, 18 marca 2019

Otchłań bez snów: Dobry motyw, nudne polityczne wątki


Grupa osób na statku kosmicznym przedostała się do Pustki, tajemniczego miejsca na krańcu galaktyki. Nie mogąc z niej wrócić, osiedliła się na zdatnej do zamieszkania planecie. Kilka tysięcy lat później Pustkę odwiedza Nigel Sheldon, jeden z założycieli Wspólnoty, aby sprawdzić, co dzieje się w tej okrytej tajemnicą przestrzeni.
Tytuł: Noc bez snów
Tytuł serii: Wspólnota: Kroniki Upadłych
Numer tomu: 1
Autor: Peter F. Hamilton
Tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki
Liczba stron: 760
Gatunek: science-fiction
Wydanie: Zysk i S-ka, Poznań 2017



Dopiero, gdy zaczęłam czytać „Otchłań bez snów” zorientowałam się, że to nie moja pierwsza powieść Petera F. Hamiltona. Już wcześniej dane było mi się z nim spotkać w „Judaszu wyzwolonym” z którego niewiele zrozumiałam, sięgając po środkową część z serii. W każdym razie kolejne spotkanie z autorek okazało się lepsze, choć nie zawsze miłe. „Otchłań ze snów” to książka, która potrafiła nudzić mnie i ciekawić jednocześnie i już chyba dawno nie byłam tak rozbita po przeczytaniu jakiejkolwiek książki.
Zacznijmy może od pozytywów. Przede wszystkim „Otchłań bez snów” nie jest książką wyjątkowo trudną. Co prawda styl Hamiltona jest dosyć surowy, jednak nie nazwałabym go wyjątkowo męczącym: znam wiele powieści z tego gatunku, które potrafią być pod tym względem mniej klarowne.
Poza tym sam motyw Pustki oraz problemu, który nęka planetę zamieszkaną w niej przez ludzi jest po prostu ciekawy, a wątek Nigela z drugiej połowy książki jest naprawdę dobry. Szczególnie, jeśli spojrzymy na niego przez pryzmat relacji z pojawiającą się w nim, damską bohaterką. To były fragmenty książki, które czytało mi się naprawdę dobrze i którymi byłam naprawdę zainteresowana.
Problem polega na tym, że po ok. 1/3 książki aż do jej połowy dostajemy bardzo rozbudowany wątek polityczny, który dla mnie okazał się po prostu niezwykle nużący. Hamilton nie zbudował świata przedstawionego na tyle dobrze, aby ten był w stanie mnie interesować. Miałam wrażenie, że większość rzeczy mi umyka, że nie pamiętam o czym czytałam dnia poprzedniego, że muszę zmuszać się do czytania. Ostatecznie ten fragment dosłownie męczyłam przez dwa tygodnie nie potrafiąc przez niego przebrnąć. To była naprawdę duża tortura, która niemal zniszczyła mi lekturę „Otchłani bez gwiazd”, szczególnie że początkowo książka przypomina trochę post-apo z wątkiem polowania na zombie i po pierwszej części naprawdę liczyłam właśnie na to.
Właściwie trudno mi tu cokolwiek dodać. „Otchłań bez snów” jest dla mnie powieścią mocno nierówną, z fragmentami, które naprawdę do mnie przemawiały i z takimi, do których naprawdę nie chcę już nigdy wracać. Zobaczymy, co przyniesie kontynuacja – ta seria to dylogia, z której drugi tom ma około dziewięćset stron. I jeśli tam także pojawi się tak samo fascynujący wątek polityczny to chyba utknę w lekturze na dobre.


* * *

Wątpię w każdą ideologię, która nie ujawnia swoich celów i oferuje tylko obietnice lepszego jutra. No ale ja jestem tylko starym, tysiącletnim cynikiem.
Fragment „Nocy bez snów” Petera F. Hamiltona


3 komentarze:

  1. Pomimo plusów i minusów chciałabym się kiedyś zapoznać z twórczością Hamiltona, bo słyszałam o niej dużo pozytywnych opinii. Aczkolwiek rozumiem twoje znudzenie, bo polityczna scena nie zawsze wciąga, mnie też często to dotyka.

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Nużący wątek polityczny - oh no! Zdecydowanie nie dla mnie

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej nie przeczytam, nie mój styl.
    Pozdrawiam. ;**

    P.

    www.zycie-wsrod-ksiazekk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony