środa, 20 marca 2019

Nomen omen: Na dwoje babka wróżyła


Los nigdy nie był łaskawy dla Salki. Dwudziestopięciolatka, z irytującym młodszym bratem i matką, która uważa ją za pełne seksapilu bóstwo nie może wytrzymać w rodzinnym domu. Wyprowadza się więc do Warszawy, wynajmując pokój u dziwnej, starszej pani. 


Tytuł: Nomen omen
Autor: Marta Kisiel
Liczba stron: 336
Gatunek: fantasy
Wydanie: Uroboros, Warszawa 2019

Interesując się polską fantastyką trudno nie trafić na Martę Kisiel: nazywaną przez siebie samą oraz swoich fanów ałtorką, twórczyni rozrywkowych powieści i opowiadań. Podchodziłam do jej twórczości z olbrzymim dystansem, nie przeczę. Humorystyczna literatura raczej nie ma w zwyczaju mnie bawić: paradoksalnie, gdy czuję, że autor chce mnie rozśmieszyć, zaczynam się irytować. „Nomen Omen” okazało się nie być książką, która kipiałaby żartami aż tak, jak myślałam i dzięki temu była całkiem przyjemną lekturą.
Przyjemną, ale w żadnym razie odkrywczą, czy wyjątkową. Marta Kisiel sprawnie operuje językiem polskim, trochę się nim bawić i często budując żarty właśnie wokół niego, ale moim zdaniem nie robi tego tak dobrze jak choćby niepowtarzalny Terry Pratchett (w cudownym tłumaczeniu Cholewy). W przypadku tego pana często zatrzymuje się nad konkretnymi żartami, myśląc o tym, jak inteligentnym człowiekiem trzeba być, aby na coś takiego wpaść. Przy „Nomen omen” miałam chwilę takiego zatrzymania może dwa razy, a większość żartów spływała po mnie jak po kaczce.
Chyba nikogo nie zaskoczę, pisząc, że bohaterzy tej powieści są zdecydowanie sympatyczni. Nie czuje się wprawdzie z nimi szczególnie związana, ale Salka i cała jej „ekipa” jest po prostu bardzo miła. Poza tym nie oszukujmy się, obecna w powieści papuga skradła moje serce, szczególnie, że w tej chwili to jeden z tych rodzajów zwierzaków, o którym myślę najwięcej i najczęściej.
Pod kątem fabularnym nie jest to oczywiście dzieło sztuki. Nie jest to też powieść absolutnie nieprzewidywalna i zaskakująca pod tym względem. Ale historia przedstawiona w „Nomen omen” jest raczej angażująca (w sporej mierze przez bohaterów) i raczej od tego typu książki po prostu nie wymagam więcej, bo nie o to w takiej literaturze chodzi. Ponadto w przyjemny sposób łączy historie Wrocławia z grecką mitologią, więc na pewno fani i tego miasta, i tego typu motywów się w niej odnajdą.
Przede wszystkim cieszę się, że nie poczułam się przytłoczona żartem. Ten naprawdę potrafi przytłoczyć i sprawić, że powieść staje się infantylna, a tego w przypadku „Nomen Omen” nie wyczułam. Niemniej po takiej ilości recenzji, jakie było dane mi poznać byłam przekonana, że Martę Kisiel albo będę uwielbiać, albo nienawidzić, a jestem po prostu pośrodku. Nie żałuję przeczytania tej książki, pewnie będę ją polecać, ale czy sama do niej kiedykolwiek wrócę? Raczej nie.
„Nomen Omen” wydaje mi się po prostu bezpieczną lekturą dla tych, którzy szukają czegoś lekkiego i rozrywkowego, napisanego w całkiem inteligentny sposób. Mimo wszystko takich książek jest dość mało (zwykle autor „przegina” w którąś stronę, sprawiając, że albo powieść jest zbyt poważna, albo zbyt dziecinna), więc na „Nomen omen” warto zwrócić uwagę szczególnie w trakcie trudniejszych chwil w szkole, czy pracy, gdy szukamy chwili oddechu od poważniejszych lektur.


* * *

Z opisu wynikało, że nie chodzi o chuliganów nurtu ortodoksyjnego, z rodzaju tych napakowanych koksem i testosteronem miłośników baseballu i szlachetnych sztuk walki, lecz o - dla pewności funkcjonariusze zerknęli raz jeszcze do notatek - starą wiedźmę w kocu i garbusa ze średnich rozmiarów młyńskim kołem. A to były już co najmniej dwa dobre powody, żeby wykazać mile widziane przez przełożonych zainteresowanie, bez żadnej obawy, że natkną się na ustawkę. Albo, co gorsza, gimnazjalistów.
Fragment „Nomen omen” Marty Kisiel


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Uroboros!

7 komentarzy:

  1. Bardzo lubię twórczość Marty Kisiel. Jestem świeżo po lekturze jej "Oczu urocznych", przy których świetnie się bawiłam. A ta czeka na półce. Zgadzam się co do kwestii żartów - łatwo w tym przedobrzyć, ale Kisiel udało się zachować umiar i wywołać uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam autorki, ale tytuł zapisuje z czystej ciekawości. ;)
    Pozdrawiam. ;**

    P.

    www.zycie-wsrod-ksiazekk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, Pratchett to nie jest, bo Pratchett to Pratchett. Aczkolwiek ja bym się pokusiła o stwierdzenie, patrząc z szerszej perspektywy na twórczość Kisiel, że kapka z Pratchetta tu wybrzmiewa. Fakt, nie jest to historia najwyższych lotów, ale jak dla mnie świetnie ograna humorystycznie :)

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, go się nie da podrobić. :( Mój problem polega na tym, że bawią mnie raczej żarty sytuacyjne i gdy autor co chwilę próbuje mnie rozśmieszyć to ostatecznie obojętnieje w trakcie czytania. Jestem trudnym czytelnikiem jeśli chodzi o komedie.

      Usuń
  4. Nie czytałam nic jeszcze od tej autorki, ale będę musiała nadrobić :) Dużo osób chwali sobie jej twórczość i jestem zainteresowana :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. A czytałaś już może "Dożywocie"? (szukałam info w recenzji, ale albo jestem ślepa, albo nie wiem xD)
    Tam masz zatrważające zagnieżdżenie śmieszków na kartkę i jestem ciekawa, czy tamta historia by Ci się spodobała :D

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony