czwartek, 31 października 2019

Gorączka Ciboli: James Holden w roli mediatora


Stworzone na Wenus pierścienie dały ludzkości możliwość odwiedzenia innych systemów. Po odnalezieniu nadającej się do życia planety, natychmiast zostaje wysłana tam misja badawcza. Nowa Ziemia jest już jednak zamieszkana przez uciekinierów z Ganimedesa. Sytuacja prędko staje się napięta i James Holden zostaje wezwany w roli negocjatora.



Tytuł: Gorączka ciboli
Tytuł serii: Ekspansja
Numer tomu: 4
Autor: James S. A. Corey
Tłumaczenie: Marek Pawelec
Liczba stron: 596
Gatunek: space opera
Wydanie: Mag, Warszawa 2018
Kosmos jest olbrzymi. Portale stworzone w poprzedniej części umożliwiają jednak dotarcie nawet do odległych miejsc. To sprawia, że tytuł serii – „Ekspansja” – nabiera nowego wymiaru. Choć trzeci tom serii wypadł nieco słabiej, naprawdę czekałam, aby sięgnąć po „Gorączkę Ciboli”. Naprawdę lubię zarówno świat przedstawiony w tej serii, jak i załogę Rosynanta. Nie mogłam więc nie wrócić do ekipy Jamesa Holdena. Przyznam, że odczułam w tej części nieco mniej dłużyzn w porównaniu do tomu trzeciego, jednak powiedziałabym, że pod względem poziomu tej powieści i tak bliżej jest do „Wrót Abaddona” niż do poprzednich tomów.
W tej części autorzy rezygnują z latania po kosmosie i odkrywania nowych miejsc na rzecz skupienia fabuły tylko w jednej lokacji. Rosynant „parkuje” na orbicie Nowej Ziemi. Ekipa Rosynanta prędko dzieli się na pół i właściwie przez całą książkę obserwujemy trzy grupy. Pierwsza to ta znajdująca się na powierzchni planety. Druga – to ta na Rosynancie, trzecia – to osoby przebywające na statku wysłanego przez ONZ. Jak w każdej części autorzy wprowadzają też nowe postacie. Tym razem jest to uciekinier z Ganimedesa, Basia Merton (którego syna poznaliśmy w poprzednich tomach), pani naukowiec Elvi Okoye oraz Dmitri Havelock, zastępca szefa ochrony.
Z tej trójki najbardziej chyba przypadła mi do gustu Elvi. Wydała mi się najbardziej przyjemną i barwną postacią. Nie mogę jednak oszukiwać: trochę męczy mnie wprowadzanie w każdym tomie nowych bohaterów, którzy znikają (lub jest ich bardzo niewiele) w kolejnych częściach. Rozumiem, że kosmos jest olbrzymi i wprowadzanie takich postaci ma jak najbardziej sens, ale przez to historia traci swego rodzaju ciągłość. Szczególnie, że niektórzy z tych bohaterów działają lepiej, inni gorzej… a ja czytam tę serię głównie dla ekipy Rosynanta, a nie postaci pobocznych. Szczególnie, że w tej części postacie drugoplanowe (nie tylko te z narracji) wydały mi się stosunkowo schematyczne i przewidywalne.
Ponadto odnoszę coraz to większe wrażenie, że James Holden naprawdę zbyt często jest w samym sercu zdarzeń. To wręcz aż nienaturalne. Rozumiem, że taka jest specyfika gatunku, jednak nie narzekałabym, gdyby choć raz jego miejsce zajął Alex, czy Amos, raczej spychani na drugi plan. Kapitan nie zawsze musi przecież pełnić rolę lidera, zwłaszcza że wcale nie jest najciekawszą postacią z tej ekipy.
Samą fabułę po prostu przyjmuję do siebie. Trzymała się kupy, była czymś nieco innym niż w częściach poprzednich. Nie czułam znużenia obecnego przy „Wrotach Abaddona”, bawiłam się całkiem dobrze, ale nie sądzę, by przedstawiona historia wnosiła nową jakość do fantastyki naukowej. O zasiedlaniu nowych planet mieliśmy przecież już niejedno dzieło.
Mimo pewnych wad, ja dalej tę serię po prostu lubię. To dobra, trzymająca pewien poziom rozrywka, którą czyta się szybko, ale bez uczucia infantylizacji tekstu. Jestem zadowolona z lektury i mam nadzieję, że cykl utrzyma przynajmniej ten poziom w kolejnych częściach.

* * *


– Polecę na górę następnym promem, tato – powiedziała w końcu, patrząc mu w oczy. – Lecę na górę. Kiedy James Holden zmusi ich, żeby pozwolili odlecieć Barbapiccoli, polecę z nim. Z Pallas będę mogła złapać transport na Ceres. Mama zadzwoniła do swojego byłego mentora w CUMA, żeby załatwił mi przesłuchanie do programu medycznego w Hadrianie na Lunie.
Basia poczuł się tak, jakby ktoś uderzył go pięścią w splot słoneczny. Ból w brzuchu uniemożliwił mu oddychanie.
– Polecę, tato.
– Nie – odpowiedział. – Nie polecisz.
Fragment „Gorączki Ciboli” Jamesa S. A. Coreya


4 komentarze:

  1. Nie czytałam jej i nie zamierzam❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu? Ekspansja to naprawdę przyjemna przygoda. :)

      Usuń
  2. Będę musiała zapoznać się z tym cyklem 😅 Fajnie, że mimo wszystko lektura była okay i że ostatecznie jesteś zadowolona.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony