środa, 30 września 2020

Oczy uroczne: czorty, wiły i inne demony w noc zimowego przesilenia

 


Po tym, jak Lichotka doszczętnie spłonęła, w jej miejscu powstał nowy domek. Zamieszkała w nim czterdziestoletnia lekarka, Oda, wraz z czartem Bazylem. Gdy nadchodzi pierwsza zima, kobieta (która wcale człowiekiem nie jest!) musi po raz pierwszy zmierzyć się z przesileniem, które dla istot nieludzkich jest czasem szczególnie niebezpiecznym.


Przed czytaniem „Siły niższej” Marty Kisiel obawiałam się, że to już nie będzie to samo. W przypadku „Oczów urocznych” lęk był jeszcze większy. Opowiadanie „Szaławiła” od którego zaczęła się historia Ody nie podobało mi się jakoś szczególnie i wydawało mi się, że w tej historii będę czuła mniejsze lub większe zgrzyty. Ale na szczęście – absolutnie tego nie odczułam. Choć jak na prozę Marty Kisiel przystało nie była to lektura szczególnie i nadmiernie ambitna to naprawdę dobrze się przy niej bawiłam.

„Dożywocie” i „Siła niższa”, czyli pierwsze książki z tego cyklu, są raczej dość mocno obyczajowe. Autorka skupia się na pewnych scenach z życia bohaterów i nie tworzy bardzo jednolitej fabuły. „Oczy uroczne” wyróżniają się zaś na ich tle. Bo choć wciąż mamy tu sporo obyczajowych elementów, skupionych wokół Ody, jej szukania tożsamości, czy pracy to jednak w tę powieść wdarła się trochę kryminalna zagadka. Bo w okolicy COŚ się dzieje; coś złego i mrocznego. Nasi bohaterowie zaś próbują odkryć, co to takiego, dzięki czemu całość spina się w dość jednolitą historie.

Nie jest to zagadka nadmiernie intrygująca i skomplikowana, bo to właściwie tylko pewien pretekst do opowiedzenia co dzieje się z Odą i wyjaśnienia, kim ta bohaterka w ogóle jest, ale dzięki nawiązaniu do słowiańskiej mitologii i demonicznym postaciom „Oczy uroczne” nabierają przyjemnego, czasem wręcz nieco horrorowego klimatu, mimo że w dalszym ciągu mamy tu do czynienia z lekką komedią. Mam przy tym wrażenie, że w tej powieści żartu jest odrobinę mniej, niż w poprzednich częściach z tego cyklu, ale absolutnie mi to nie przeszkadzało. W końcu nie wszystko można zatopić w śmiechu.

Sama Oda to bardzo „równa babka”. Trochę zagubiona w świecie i wciąż szukająca samej siebie, ale to taka kobieta z krwi i kości, która nie patyczkuje się, gdy coś trzeba zrobić. Ciepła, ale też taka, która wciąż ma swoje słabości i wady. Muszę niestety przyznać, że trochę irytował mnie stojący u jej boku czort. Bazyl sam w sobie jest bardzo sympatyczny i przy tym niezwykle niewinny oraz słodki, ale jego wada wymowy… Ugh, dialogi z nim w roli głównej były dla mnie chwilami po prostu bardzo męczące. Musiałam czasem faktycznie przeczytać coś ma głos, by zrozumieć, co tam dokładnie jest napisane – a to nie jest czynność, którą mam ochotę wykonywać w trakcie czytania. Ta stylizacja naprawdę mogłaby być trochę delikatniejsza.

Nie powiem, aby „Oczy uroczne” zmieniły coś w moim życiu. Dalej też odrobinę bardziej wolę bohaterów otaczających Konrada Romańczuka. Ale Marta Kisiel tworzy po prostu bardzo miłe i ciepłe czytadła. Takie „książki akurat” – do zakopania się pod kocem w zimny dzień, które przyniosą trochę ukojenia po ciężkim dniu. I „Oczy uroczne” naprawdę nie są wyjątkiem.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Uroboros!

4 komentarze:

  1. O twórczości Marty Kisiel czytałam już sporo przychylnych opinii. W końcu będę musiała sięgnąć po jakąś jej powieść.

    OdpowiedzUsuń
  2. To moim zdaniem najlepsza książka tej autorki, a w dodatku ma szansę na tegorocznego Zajdla. Nikt nie potrafi tak tworzyć emocjonalnego ciepełka połączonego z humorem jak Marta Kisiel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat przy Zajdlu to trzymam kciuki za Radka Raka. Marta Kisiel jest bardzo sympatyczna, pisze urocze książki, ale jednak - "Baśń" to rzecz lepsza pod kątem warsztatowym i konceptowym. Mimo że przy "Oczach urocznych" bawiłam się lepiej.

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony