wtorek, 9 kwietnia 2019

Ślepnąc od świateł: Nocne życie Warszawy


Nocnym życiem warszawy rządzi Jacek: młody diler narkotyków, który dzięki swojemu opanowaniu wydaje się być stworzonym dla swojego fachu. Jego życie wydaje się doskonale układać do chwili, w której pod swój dach przyjmuje na przechowanie dużą ilość towaru.


Tytuł: Ślepnąc od świateł    
Autor: Jakub Żulczyk
Liczba stron: 520
Gatunek: sensacja
Wydanie: Świat Książki, Warszawa 2018

O „Ślepnąc od świateł” trudno było w pewnym czasie nie słyszeć. Zarówno książka, jak i serial bombardowały mnie wszędzie. W mediach, w księgarniach, w rozmowach ze znajomymi. Dlatego gdy w moje ręce wpadła powieść Jakuba Żulczyka nie miałam zamiaru długo czekać i po prosu po nią sięgnęłam, licząc na coś być może nie wyjątkowego, ale przynajmniej lekkiego w przyswojeniu.
Niestety, moje spotkanie z tym tytułem nie skończyło się za dobrze. Zacznijmy jednak może od pozytywu. Żulczyk wydaje się wiedzieć o czym pisze. Tak po prostu. To „jego świat” – nawet, jeśli nocne życie w Warszawie nie wygląda, tak jak autor je opisał, to po prostu jego kreacja jest wiarygodna. Temu przeczyć nie będę.
Z tym, że niestety – właściwie wszystko inne w tej książce po prostu nie przypadło mi do gustu. Częściowo przez wzgląd na warsztat autora, częściowo przez moje własne upodobania.
Nie podoba mi się styl autora. Naprawdę. Z jednej strony jesteśmy wrzuceni do mrocznego świata dilerów i mafii narkotykowej, a z drugiej dostajemy książkę napisaną w pierwszej osobie, w stylu pseudo-poetyckim. To naprawdę okropne połączenie. Nie dość, że opisy Żulczyka są nie raz mocno pokręcone to na dodatek nijak mają się do klimatu książki, szczególnie gdy po opisie nocnej Warszawy, autor przechodzi do wybujałego opowiadania nam o przyrządzaniu jajecznicy, albo gapienia się w ścianę. Ponadto Żulczyk jakby zapomniał, że didaskalia można czasem pominąć, przez co właściwie każdy dialog zakończony jest takimi słowami jak „powiedział”, czy „krzyknął”, nawet jeśli nie jest to potrzebne.
Główny bohater, Jacek, jest z jednej strony postacią wiarygodną: rozumiem, że ktoś taki mógł lub może funkcjonować. Ale jednocześnie osobiście po prostu bardzo, ale to bardzo go nie lubię. To artystycznie uzdolniony dzieciak, który w pewnym momencie uznał, że bardziej opłaca się mu być „dupkiem”, który ma gdzieś jakiekolwiek wartości i który po prostu mi osobiście jawi się jako bardzo nieprzyjemna postać. To, w połączeniu z raczej kiepskim stylem oraz historią, która po prostu mnie nudziła naprawdę nie dało dobrego efektu końcowego.
No bo właśnie sama opowieść Żulczyka to coś, co ma szanse dobrze wyglądać na ekranie, ale dla mnie było zupełnie nieangażujące. Nie kibicowałam żadnemu z bohaterów, więc automatycznie nie interesowały mnie żadne ich porachunki i plany, a przy takiej historii to wydaje mi się kluczowe.
Cóż mogę więcej? „Ślepnąc od świateł” w wersji książkowej najzwyczajniej w świecie nie lubię. Nie chcę do tej książki wracać, nic mnie w niej nie interesuje. Sensu nad rozważaniem tego, jak bardzo zniszczone jest nasze społeczeństwo też nie widzę: nocne życie istnieje i to chyba nie powinno dziwić żadnego dorosłego człowieka. A ile jest tej
„czystej” prawdy z życia wziętej w książce Żulczyka jako czytelnicy i tak nie jesteśmy w stanie sprawdzić.


* * *

(...) ludzie mówią. Mówią za dużo. Mówią bezładnie. Mówią o sobie nawzajem, za swoimi plecami. Mówią, kto komu wisi pieniądze, kto kogo ostatnio wypierdolił z interesu. Mówią, kto jest słaby, gdzie jest słaby, kiedy stał się słaby. Mówią o tym, co inni mówią o innych. Mówią o tym, kto się z kim rucha. Kto kogo zdradził. Kto kogo porzucił. Mówią, aby mówić. Mówią, mówią i mówią. Piją po to, aby mówić jeszcze więcej. Jeszcze głupiej. Informacje przeciekają przez nich, lecą im z oczu, z uszu, spomiędzy nóg. Nieistotne i istotne. Te powszechnie wiadome i te poufne. Wciąż mówią. Mówią, dopóki nie padną. Mówią po to, aby za chwilę powiedzieć jeszcze więcej. Mówienie ich podnieca, rozszerza ich źrenice, przyśpiesza oddech, zwilża śluzówki. Gdy jest połączone z byciem słuchanym, wtedy staje się lepsze i ważniejsze niż seks. Lepsze i ważniejsze, bo bardziej ekonomiczne. Mówienie różni się od seksu zdecydowanie korzystniejszym stosunkiem energii zainwestowanej do energii uzyskanej.



Fragment „Ślepnąc od świateł” Jakuba Żulczyka

6 komentarzy:

  1. Zaczęłam i nie skończyłam właśnie przez język. Tak bardzo nie współgrał mi z całą resztą, że nie mogłam się przemóc, by kontynuować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę sprawdzić się kiedyś z Żulczykiem na własnej skórze, bo w końcu wyjdzie mi z lodówki. To fakt, że swego czasu był wszędzie, ale jakoś do tej pory jakoś się za niego nie zabrałam. Ale to połączenie stylów i konwencji o której piszesz, faktycznie wydaje się...mało zjadliwe.

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie też nie do końca zagrało, zdecydowanie bardziej podobała mi się "masakra" Vargi.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczęłam oglądać serial bo się wszyscy zachwycali, ale wulgarność przesłaniała wszystko inne, zarówno fabułę jak i bohaterów więc dałam spokój, można się domyśleć że do książki raczej nie zajrzę a z Twojej recenzji widzę że nic nie stracę

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciężko mi się czytało tę książkę. Niestety pokładałam w nią więcej nadziei...

    Pozdrawiam,
    Fantastic Chapter

    OdpowiedzUsuń
  6. Chciałam obejrzeć serial, ale najpierw muszę przeczytać książkę. Jestem jej bardzo ciekawa, chociaż myślę, że mogę mieć takie odczucia jak Ty.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony