czwartek, 23 grudnia 2021

Krwawa Róża: przygoda w klimatach D&D


Pam marzy o jednym – chce wyrwać się ze swojej niewielkiej mieściny i wyruszyć na przygodę. Nic jednak tego nie zapowiada… do czasu. Gdy okazuje się, że grupa najemników o dumnym mianie Baśń poszukuje barda, jej wuj postanawia ją zgłosić.

 

Parę lat temu „Królowie Wyldu” Nicholasa Eamesa okazali się dla mnie dużym odkryciem. Ten debiut młodego pisarza był powieścią całymi garściami czerpiącą z PRG, jednocześnie będąc po prostu sprawnie napisaną książką i dobrą rozrywką. Nie powinno więc nikogo dziwić, że „Krwawa Róża” od swojej premiery była w moich planach. Co prawda od jej wydania minęło już 2,5 roku, ale w końcu udało mi się sprawdzić, cóż Eames oferuje w swojej kolejnej książce.

Krwawa róża
Nicholas Eames
wyd. Rebis, 2019
Saga, t. 2

Warto chyba zacząć od tego, że nie jest to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z tomu pierwszego. Choć postacie są ze sobą powiązane i niektóre faktycznie w „Krwawej Róży” powracają, to obydwie historie dzieli wiele lat. Same w sobie, osobno, tworzą odrębne opowieści, a że świat jest raczej dość prosty to bez problemu można czytać je osobno (choć oczywiście zawsze bardziej komfortowe jest rozpoczynanie od tomu pierwszego).

Mimo młodego bohatera powiedziałabym, że to nie do końca jest powieść młodzieżowa. Bardziej tak, jak w przypadku czytanego przeze mnie „Koła czasu”, jest dość neutralna, mimo tego, że Pam ma 17 lat. Oczywiście pojawiają się tu tematy związane z jej dorastaniem, ale tak naprawdę jej zadaniem jest głównie wprowadzenie czytelnika w historie i nie mniej ważne są pozostałe postacie należące do Baśni.

Na początku lektury byłam naprawdę zadowolona. Eames ma dobre wyczucie i wie, jak pisać lekkie, rozrywkowe fantasy, aby było przyjemne w odbiorze. Świat przedstawiony kreuje raczej na znanych schematach, w dość „growy” sposób (ot, tu na mapie jest średniowiecze, tu nieumarli, tu wynalazki – jak w grach pokroju „King’s Bounty”). Często z tego żartuje i miesza współczesne wyrażenia i nasz obecny sposób myślenia z quasi-średniowiecznym klimatem. Z tym że w tej konwencji to po prostu sprawdza się naprawdę dobrze.

Ponadto autor nie używa zbyt wielu przekleństw, nie opisuje scen erotycznych, ani nie korzysta z nadmiernej ilości niesmacznych żartów. „Krwawa Róża” jest dość niewinna, co akurat mi odpowiada.

Niestety, im dalej w las, tym bardziej się nudziłam w trakcie czytania. Wiedziałam, jak zostaną poprowadzone wątki. Znałam przedstawione przez autora rozwiązania, a choć to całkiem zręcznie skonstruowana powieść drogi to w pewnym momencie zaczęła robić się trochę męcząca. Powodem jest między innymi sposób narracji autora, który zwykle chwilę przed ważnymi fabularnie momentami daje czytelnikowi wykład na dany temat. Np. najpierw któryś z bohaterów snuje opowieść o postaci Kopciuszka, a w następnej scenie okazuje się, że w całej intrydze chodzi właśnie o niego. Jest to dość męczące i sprawia wrażenie, jakby Eames nie planował „Krwawej Róży”, a po prostu ją pisał.

Jednak mimo tego wszystkiego, uważam, że to jest po prostu całkiem sympatyczna powieść. Ja chyba nieco lepiej bawiłam się przy „Królach Wyldu”, ale jeśli akurat szukacie lekkiej, nieco żartobliwej powieści w klasycznym klimacie high fantasy to warto po nią sięgnąć. Zwłaszcza, że bohaterowie są sympatyczni, a Eames dobrze zna się na swojej niszy. Nie mam wątpliwości co do tego, że spędził długie godziny na grę w D&D i w inne RPG.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony