poniedziałek, 31 stycznia 2022

Wiatr ze wschodu, wiatr z zachodu: opowieść z pogranicza kultur

Kwei-Lan miała zaledwie kilka lat, gdy została przyrzeczona swojemu obecnemu mężowi. Wychowana na idealną żonę, nie potrafi odnaleźć się w swoim związku. Jej wybranek okazuje się człowiekiem nauki, który nie zwraca na nią najmniejszej uwagi.



Pearl S. Buck jest autorką, której książki zawsze są dla mnie miłą odmianą i które przynoszą mi sporą dawkę ukojenia. To pisarka, którą można porównać trochę do Jane Austen: pisze głównie o kobietach i zwyczajnych, codziennych problemach, ale przez pryzmat chińskich (lub azjatyckich) zwyczajów. To sprawia, że to literatura dość uniwersalna, nawet mimo tego, że przepełniona typowo kobiecą wrażliwością.

Wiatr ze wschodu, wiatr z zachodu
Pearl S. Buck
wyd. Muza, 2007

„Wiatr ze wschodu, wiatr z zachodu” to naprawdę niedługa powieść: nie ma nawet 180 stron! Ale to wystarczająco, by opowiedzieć historie Kwei-Lan. Jak inne książki Buck, tak i ta jest pewnym wyrywkiem z życia bohaterki. Oczywiście ma jakiś początek i jakieś tam zakończenie, ale oczywistym jest również to, że ta historia będzie biec dalej. Nie kończy się na kartach książki.

Tytuł książki odnosi się do niczego innego, jak do zderzania się kultur. Gdy Chiny zaczęły się rozwijać, ich mieszkańcy z jednej strony bali się świata zachodu, z drugiej byli nim zafascynowani. I taki jest ukochany Kwe-Lan. To człowiek, który zachowuje się bardziej jak Amerykanin, niż Chińczyk i choć ma szacunek do swoich zwyczajów, to ma swoje własne zdanie, zna się na medycynie i chce traktować swoją żonę jako równą sobie. Młoda dziewczyna, wychowana w zupełnie innych realiach, po prostu nie potrafi tego zrozumieć. I cała powieść jest właściwie zbudowana na konflikcie stare-nowe.

Nie jest to powieść szczególnie smutna, przeciwnie: jest raczej urocza, dobra, spokojna, przyjemna w odbiorze. Nie mamy tu antagonisty, czy wybitnie konkretnej fabuły, a raczej obserwujemy różne postawy bohaterów. Ale to wszystko jest tak ładnie napisane, że przez te 170 stron po prostu się płynie.

Niektóre powieści Buck potrafiły mnie troszeczkę męczyć. Ale ta, przez wzgląd na swój interesujący temat, ładne opisy i zwartą formę była chyba jednym z przyjemniejszych spotkań z jej twórczością. A że takich autorów warto poznawać to naprawdę polecam po tę powieść sięgnąć. Nie jest długa, wiec nawet osoby średnio zainteresowane tematem nie będą miały okazji, by się znudzić, a być może akurat okaże się, że ta opowieść Was oczaruje. 



1 komentarz:

  1. Mam wrażenie, że gdzieś już o tej książce słyszałam, wyglada znajomo ,ale kompletnie nie mogę skojarzyć. Czytać raczej nie będę.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony