poniedziałek, 21 lutego 2022

Pies, który nas odnalazł: nie kupuj zwierzaka przez tę książkę!


Anka jest mamą 12-letniej Poli i 4-letniego Kaja. Ponieważ jej młodszy syn znajduje się w spektrum autyzmu, zaniedbuje starszą córkę, a jej relacja z mężem nie wygląda już tak, jak dawniej. Gdy Pola do domu przyprowadza psa, życie rodziny stopniowo zaczyna się zmieniać.



Nieczęsto sięgam po obyczaj. Takie książki zwykle nawet nie kuszą mnie swoim opisem fabuły. Ale czasem warto zrobić wyjątek, by wiedzieć, a że zbieram wszystko, co ma na sobie wizerunek cocker spaniela angielskiego to „Pies, który nas odnalazł” musiał do mnie trafić. Ta powieść to przykład książki, której twórca miał bardzo szlachetne intencje, ale… trochę nie wyszło.

Zacznijmy od tego, że Jagna Kaczorowska ukończyła psychologię i to w tej książce jak najbardziej widać. Jednocześnie, choć debiutantką nie jest, popełnia błędy warsztatowe typowe właśnie dla takowych. Rozłóżmy więc tę powieść na części pierwsze.

Pies, który nas odnalazł
Jagna Kaczanowska
wyd. W.A.B., 2022

Same relacje rodzinne są pod względem psychologicznym rozpisane bardzo wiarygodnie. Mamy Polę, która bardzo chce być kochana i doceniona, a nie jest, w związku z czym bezustannie się buntuje, jak na 12-latkę przystało. Jej mama jest osobą wiecznie sfrustrowaną i krzyczącą na wszystkich i wszystko, która chce dobrze, ale po prostu jej nie wychodzi (przez co w sumie jest dość antypatyczna, ale jak najbardziej, to wiarygodne). Ojciec Poli odciął się od rodziny, skupił na pracy, a z Kajem, najmłodszym dzieckiem, kontakt jest bardzo mocno ograniczony. Nie jestem żadnym specjalistą, ale tak rozpisana rodzina wydaje mi się naprawdę wiarygodna.

Problem jest właściwie… we wszystkim innym. Zacznijmy od bardzo topornej ekspozycji, jaką stosuje Kaczorowska. Mam wrażenie, że autorka chciała nauczyć czytelnika trochę o spektrum autyzmu i o tym, jak powinno się pracować nad relacjami w rodzinie. W związku z tym co chwilę na drugim, trzecim i piątym planie pojawiają się specjaliści, którzy mówią Ance, czy Poli jak mają się zachowywać. Same bohaterki (bo narracja prowadzona jest z obydwu perspektyw) też mają tak poprowadzone rozumowanie, aby czytelnika naprowadzić na tę dobrą drogę. Ten sposób prowadzenia narracji mocno kojarzy mi się z „Martwym sezonem” Jadowskiej, który cierpiał na bardzo podobne problemy. Efekt? Ekspozycja w tej powieści jest niezwykle toporna i w gruncie rzeczy męcząca. Jako czytelnik fantastyki – nie wiem, jak można to aż tak zawalić w powieści obyczajowej, w której wyjaśniać trzeba o wiele mniej, niż w przypadku wymyślonych światów.

W przypadku tej powieści, jak jej tytuł wskazuje, bardzo ważny jest wątek z psem. I tu też rodzi się nam problem. Ten wątek jest najbardziej baśniowy i – przepraszam za określenie, ale inne mi nie pasuje aż tak – „słodko-pierdzący”. Anka wielokrotnie pokazuje, jak nieodpowiedzialnym dorosłym człowiekiem jest, biorąc pod swój dach psa z ulicy i dopuszczając obce zwierzę do 4-latka  (oczami wyobraźni już widziałam, jak pies to dziecko atakuje, rodzice – nie róbcie tak, błagam). I niby bohaterka zdaje sobie sprawę z tego, jak nieodpowiedzialna jest, ale gdy dodamy do tego zakończenie i ogólną konkluzję książki to w sumie dostajemy kolejną historię, która czytelnika może zachęcić do impulsywnego zakupu/adopcji psa.

Szanowny potencjalny czytelniku tej książki: nie popełniaj błędu Anki, nie zapraszaj jakiegokolwiek zwierzaka do swojego domu w ten sposób. Jako osoba siedząca w temacie mogę Ci obiecać, że na 80% taka sytuacja skończy się szukaniem mu nowego domu w ciągu najbliższego roku.

A co z samą fabułą? Jeśli oglądaliście jakikolwiek film, czy czytaliście jakąkolwiek powieść traktującą o problemach rodzinnych związanych z dziećm, to znacie tę opowieść. Może była trochę inaczej opakowana, ale Kaczanowska odhacza wszystko, co odhaczyć należy w takiej historii i nawet się z tym nie kryje. W związku z czym „Pies, który nas odnalazł” jest też przy okazji tytułem robiącym za wyciskacz wzruszków na siłę, a ja osobiście nie lubię, gdy twórcy po ten zabieg sięgają. 

Próbując to wszystko zebrać do kupy… nie uważam, aby ta powieść była najgorszą książką roku. Mimo wszystko relacje rodzinne to naprawdę mocna strona tej powieści i na pewno znajdzie ona swojego czytelnika. Jeśli interesuje Was temat autyzmu, czy jesteście w podobnej sytuacji, albo może po prostu lubicie się wzruszać na rodzinnych książkach, to pewnie ta lektura po prostu się Wam spodoba. Nie jest długa, jest napisana w sposób stosunkowo lekki i jak najbardziej rozumiem, że swoją rolę jako rozrywkowej i ciepłej powieści obyczajowej spełnia.

Przy okazji nie da się zaprzeczyć, że nie jest to książka dla mnie. Warsztat Kaczanowskiej mi nie odpowiada, same fabuły tego typu niezbyt mnie osobiście interesują. Nie wyciągnęłam z tej historii niczego nowego dla siebie, a przecież nie znam szczególnie wielu powieści obyczajowych. Cóż, chyba ta fantastyka dla dzieci o elfach, smokach i statkach kosmicznych zbyt dobrze daje sobie radę z trudną tematyką, aby taka książka, jak „Pies, który nas odnalazł” była dla mnie wystarczająca. Naprawdę: powieść nierealistyczna w większości przypadków lepiej radzi sobie z takimi problemami, a pozornie nie jest nawet o ludziach i dalej nie jest traktowana na poważnie. Ech.



Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję wydawnictwu W.A.B.!

Premiery Wydawnictwa W.A.B. - zazyjkultury



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony