sobota, 9 września 2023

Wojna makowa: niby jest dobrze

 


Rin, uboga sierota, robi wszystko, aby dostać się do najbardziej prestiżowej szkoły w kraju, która zajmuje się szkoleniem przyszłych dowódców wojskowych. Udaje jej się to i już wkrótce wyrusza w podróż, która na zawsze ma odmienić jej życie. Nad krajem wisi zaś widmo wojny.



„Wojna makowa” to dla mnie książka zaskakująco trudna do oceniania z trzech powodów. Z jednej strony to powieść młodzieżowa i ma trochę problemów dla powieści młodzieżowych typowych. Z drugiej strony jest jak na takową zaskakująco dobra i wręcz zaryzykowałabym stwierdzenie, że niekoniecznie jako takową trzeba ją traktować (co tworzy pewną sprzeczność). Na dodatek ja sama nie przepadam do końca za militariami, których tu jest sporo, więc nie jest to na pewno powieść mojego życia.

Wojna makowa
Rebecca F. Kuang
wyd. Fabryka Słów, 2020
cykl Trylogia makowa

Historia zaczyna się wręcz naiwnie. W quasi-Chińskim settingu biednej sierocie udaje się namówić nauczyciela, aby przygotował ją do wybitnie trudnego egzaminu. Rin kompletnie nie zachowuje się jak dziecko swoich czasów, a jak współczesna nastolatka i przyznaję, nie jest to zbyt dobry start. 

Pierwsza połowa książki to z resztą bardzo typowa powieść młodzieżowa z akcją osadzoną w szkole, bez żadnych dodatkowych wątków. W trakcie tej części historii obserwujemy naukę Rin krok po kroku, zapoznajemy się z jej towarzyszami oraz nauczycielami, którzy później będą mieli większe lub mniejsze znaczenie w trakcie fabuły. I z jednej strony doceniam to, że bohaterka faktycznie nabywa wiedzę, jednocześnie w dość naturalny sposób przedstawiając świat czytelnikowi, ale z drugiej… To po prostu było przydługie i nieprzetykane niczym innym, więc dla mnie, osoby niezainteresowanej za bardzo szkolnymi perypetiami, nudnawe. Zwłaszcza że Rin momentami zachowuje się, jak na nastolatkę przystało. 

Druga połowa to setting wojenny. Ponownie, dość męczący przez wzgląd na brak innych narracji i na dodatek fabularnie jednak dość prosty, ale, jednak o ile w pierwszej części pojawiały się jakieś opisy okrucieństw, tak tutaj Kuang przestaje się hamować. Na mnie, osobie, która niejedno już czytała, nie zrobiło to jakiegoś wyjątkowego wrażenia pod kątem „ilości trupów” (zwłaszcza że narracyjnie było to zapowiadane już wcześniej), ale jak najbardziej rozumiem, że osoby, które po takie rzeczy nie sięgają, może to nagłe przejście do wojennych klimatów zszokować.

Moim zdaniem to, co czyni tę historię w jakiś sposób unikatowy to właśnie setting w trakcie wojny, w trakcie którego autorka nie unika opisywania brutalnych scen. Poza tym fabularnej to w gruncie rzeczy historia jakich wiele. Mamy wyjątkowe dziecko, które musi nauczyć się walczyć, aby osiągnąć moc, ma mistrza rodem z „Karate Kid”, a po drodze popełnia masę prostych błędów, polegających głównie na niesłuchaniu się starszych i bardziej doświadczonych, co sprawia, że ręce momentami opadają, przyznaję. Jednocześnie jednak jest w tej książce właśnie to jedno coś, ten „klimat”, zazwyczaj nie pojawiający się w książkach dla młodzieży, które („Wojna makowa” nie jest tu wyjątkiem) mają bardzo lekki styl, a więc i bez problemu „wchodzą”.

Warto tu dodać, że ta powieść to debiut bardzo młodej pisarki. Prawa do wydania zostały zakupione w dwudzieste urodziny Kuang, co jak najbardziej może moje odczucia wyjaśniać. Z jednej strony bez wątpienia autorka to osoba o dużej wiedzy na temat chińskiej kultury, z ciekawym podejściem do niej, ale z drugiej wciąż była bardzo młodą osobą, której do bohaterek takich jak Rin było bliżej, niż do starszych, dojrzałych protagonistów. A kilka wątków naraz mogło być po prostu dla niej na tym etapie nie do udźwignięcia na poziomie warsztatowym. 

No więc tak. Zaskoczyłam się pozytywnie i na pewno ta książka zasługuje na uwagę, jeśli ktoś szuka lektury w młodzieżowym klimacie. Z drugiej strony szczerze liczyłam, że ta powieść będzie albo gorsza (bo kto nie lubi sobie konkretnie ponarzekać, a nie snuć takie nie-wiadomo-co), albo lepsza (bym mogła dopisać ją do ulubionych). Ale cóż, mamy to, co mamy, a ja po prostu muszę chyba sprawdzić kolejne tomy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony