sobota, 16 maja 2015

Królowe Wikingów: Ingerid

Poniżej książka, o którą zadawałam w podstawówce mamie mnóstwo pytań - była to jedna z niewielu serii, po które ona sięgnęła i na prawdę kupowała, więc po prostu wzbudziła moje zainteresowanie :) Wcale nie wzięłam jej do ręki szybko, jako, że i okładka, i opis z tyłu jednak nie zachęcał dzieciaka z podstawówki, ale cóż, koniec końców, przeczytałam. A teraz zapraszam Was do zapoznania się z moją opinią o niej.


Tytuł serii: Królowe Wikingów
Tytuł: Ingerid (tom 3)
Autor: Frid Ingulstad
Liczba stron: 228
Gatunek: romans historyczny

Żółty papier w środku, nijaka okładka - chociaż z ładną grafiką, niekoniecznie ciekawy opis... nie, to nie jest książka, która na pierwszy moment zachęci. Jest wyraźnie tania i niezbyt ekskluzywna, a takich rzeczy się po prostu nie lubi, szczególnie, że i nie łatwo ją dostać. Ale wiecie co.. nie jest tak źle, jakby mogło się wydawać.
To trzecia część serii, jednak spokojnie - każda opowiada osobną historię, dlatego nie ma co się bać akurat tego. Ta powieść opowiada nam losy Ingerid: duńskiej księżniczki, która ma wyjść za Olafa Haraldssona, króla Norwegii. Mamy rok 1096, młoda dziewczyna, jaką jest nasza bohaterka właśnie przybywa do swojego nowego kraju. Nie wie jednak, że jej przyszły mąż ma już nałożnicę, w której jest zakochany - Brygidę. A tej, rzecz jasna, wcale nie podoba się to, że król chce wyjść za Ingerid...
Przede wszystkim, to, co podoba mi się w całej serii jest fakt, że autorka dba o to, aby większość faktów historycznych była zgodna z prawdą - dzięki temu można w na prawdę przyjemny sposób uczyć się o średniowiecznej Norwegii! Bo daty, wydarzenia i zwyczaje zaczynają kojarzyć nam się z wydarzeniami z powieści, z jej klimatem, treścią. Co prawda, trzeba wziąć poprawkę na obecność fikcji literackiej, ale na pewno te najważniejsze informacje dotyczące przebiegu historycznych wydarzeń są prawdziwe, o to więc nie trzeba się martwić. 
Niestety, dla mnie problemem tej powieści jest brak wyrazistości - zapomina się ja szybko, nie myśli się o niej. Bohaterzy są, mają jakieś cechy charakteru, ale... nic poza tym. Nie rzucają się w oczy, nie przeżywają niezwykłych przygód, czy uniesień. To bardzo życiowa powieść, bez nadmiaru akcji i jakiś jej niezwykłych zwrotów. 
Ingerid, jak i wszystkie książki z tej serii, które przeczytałam, warto przeczytać, jeśli interesuje Was kultura i historia Norwegii, a przy tym lubicie poczytać o ludziach, nie tak wcale różnych od nas. Jednak jeśli ktoś z Was szuka lekkiej, przyjemnej powieści, którą będzie się szybko czytało i w której będzie dużo się działo - nie polecam, bo po prostu może Was zanudzić. 

6 komentarzy:

  1. Norwegia jakoś nigdy mnie do siebie nie przyciągała poza tym, że to podobno z tamtych okolic pojawili się Wikingowie, a ja lubię opowieści o Wikingach ^^
    Nie sięgnę po książkę, nie wydaje mi się godna uwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, godna uwagi jest, tylko po prostu - trzeba lubić tego typu literaturę. A wikingowie nie pojawili się stamtąd, tylko po prostu tam mieszkali - cała Skandynawia była ich, główni bohaterzy tej książki są właśnie nimi jakby nie patrzeć ;P

      Usuń
  2. Naprawdę nigdy nie słyszałam o tej książkę, pewnie ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ją chyba w ogóle trudno dostać. A czy ciekawa... zależy dla kogo xd

      Usuń
  3. Tak, jak napisałaś w swoim podsumowaniu, to jest książka akurat dla mnie - jestem nastolatką, a w wolnym czasie preferuję czytać lektury o lekkiej tematyce, niekoniecznie historycznej. :)
    Pozdrawiam, Shelf of Books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. huh, ja niby też za takimi książkami niekoniecznie przepadam... ale... jak jest w domu to prędzej czy później sięgnę, choćby z nudów :)

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony