wtorek, 8 stycznia 2019

Dreszcz: Śląscy superbohaterowie


Ryszard Zwierzchowski to bezrobotny rockman, który nawet nie próbuje przestać wisieć na garnuszku swojej córki. Pewnego dnia zostaje trafiony piorunem. Wkrótce odkrywa, że posiadł niezwykłą umiejętność, która pozwala mu okiełznać elektryczność.

Tytuł: Dreszcz
Tytuł serii: Dreszcz
Numer tomu: 1
Autor: Jakub Ćwiek
Liczba stron: 296
Gatunek: fantasy
Wydanie: Fabryka Słów, Lublin 2013
Superbohaterowie. W Polsce, na Śląsku. Na takie coś wpaść mógł chyba tylko Jakub Ćwiek. O „Dreszczu” słyszałam już od dawna, jednak dopiero teraz udało mi się za niego zabrać. Niestety… chyba nigdy książka tego autora utrzymana w fantastycznej konwencji nie wymęczyła mnie aż tak bardzo.
„Dreszcz” nie jest długą powieścią: ma zaledwie niecałe trzysta stron. W połączeniu z dużą czcionką, jaka zwykle pojawia się w książkach Fabryki Słów przeczytanie jej powinno mi zająć co najwyżej kilka godzin… a tak bardzo nie potrafiła wgryźć się w świat przedstawiony, że po przeczytaniu kilku stron po prostu ją odkładałam, przeplatając czytanie jej z inną książką (a zwykle czytam jedną rzecz na raz). Na całe szczęście przynajmniej zdaje sobie sprawę, co jest tego sprawcą.
Herosi są świetnym motywem. Superbohaterowie pozwalają na stworzenie czegoś z jednej strony powtarzalnego, ale z drugiej – kreatywnego, o ile twórca dobrze przemyśli swój pomysł. Mój problem polega na tym, że oryginalność „Dreszcza” to jej setting. Katowice, Śląsk. Coś, co niektórym może bardzo się spodobać, mnie kompletnie odrzuca. Nie dość, że Polska po prostu kłóci mi się z wątkami tego typu to na dodatek autor wrzuca nas do specyficznej krainy, przedstawiając nam bohaterów mówiących gwarą, za którą po prostu osobiście nie przepadam. W związku z tym czytanie takich dialogów, w połączeniu właśnie ze śląskim, „brudnym” klimatem okazało się dla mnie nie lada męczarnią.
Zwłaszcza, że absolutnie nie potrafię utożsamić się z głównym bohaterem. To człowiek do którego w życiu bym sama z siebie nie podeszła: zmęczony życiem, choć jednocześnie nigdy nie pracujący. Wydający się nie szanować pasji innych, nie mający w sobie krztyny elegancji, typ do którego wolałabym się nie zbliżać, nie ważne, czy to książkowo, czy w prawdziwym życiu. Zdaję sobie w pełni sprawę, że to znów rzecz bardzo osobista. Osoby zainteresowane nieco mocniejszą muzyką na pewno znajdą w tej historii i w tej postaci coś swojego, ale jednak… to po prostu nie są moje klimaty.
Sama historia również nieszczególnie mnie wciągnęła. Z resztą – aby to się stało musiałby mi odpowiadać i bohater, i to, co go otacza, a mnie naprawdę absolutnie to wszystko nie obchodziło. W każdym razie sama opowieść Ćwieka jest raczej prosta i jak przystało na tego typu historię, dość irracjonalna.
Styl autora jak zawsze jest lekki i teoretycznie całkiem przyjemny, o ile czytelnikowi nie straszne są wulgaryzmy. Tyle tylko, że w tym przypadku to miało naprawdę niewielki wpływ na mój odbiór tego tytułu.
„Dreszcz” to po prostu książka absolutnie nie dla mnie. Nie chcę tu wydawać jednogłośnych sądów, bo po prostu wiem, że wynika to głównie z jej tematyki, ale sama na pewno do historii nie wrócę i nie sądzę, abym sięgnęła po kontynuację.


* * *

Chciał parsknąć, ale skrzywił się tylko – liliputy zasuwające tam i z powrotem jak szkolna wycieczka na zakopiańskich Krupówkach robiły się coraz bardziej bezczelne, a w ustach czuł posmak, jakby całował się niedawno z jakąś baterią. Albo dał się nakarmić metalowym lizakiem.
– Co ci je? – zapytał Alojz. – Bo wyglondosz jak czi ćwierci do śmierci.
Rysiek podjął kolejną próbę otwarcia oczu. Znowu okupioną bólem i, jak się okazało, bezowocną.
– Co mi się stało? – zapytał.
– Wersja dugo czy krótko?
– Krótka.
– Pieron cie ciulnoł.
Fragment „Dreszcza” Jakuba Ćwieka

16 komentarzy:

  1. Może kiedyś do Ćwieka wrócę i sprawdzę ten tytuł, może nie jest faktycznie taki zły :) I jak najbardziej rozumiem, czemu mógł ci nie podpasować, takich bohaterów nie każdy lubi.

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Tu musiałbym się sama przekonać. Ogółem lubię Ćwieka podobnie jak wielu polskich autorów głównie fantastyki. Mają poczucie humoru. No nasze książki są po prostu inne wychodzą poza zatarte schematy i to mi się strasznie podoba. "Dreszcz" nie czytałam ale słyszałam o książce i mam zamiar sprawdzić. Gwara i znużony życiem bohater na razie mnie nie odstraszają ;) zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja na razie po Ćwieka sięgać nie zamierzam... Szczerze mówiąc liczne recenzje uświadomiły mi, że to autor nie dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety nie czytałam tej książki, ale recenzja mi się podoba ;) Może kiedyś wrócę do Ćwieka

    OdpowiedzUsuń
  5. Ćwieka mam na oku, od tak sprawdzić z ciekawości, choć recenzje czytałam mieszane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo on pisze bardzo różne rzeczy w bardzo różnej jakości. ;P

      Usuń
  6. Mi to zupełnie nie przeszkadza, po prostu jestem ciekawa tej historii, skoro wyszła spod pióra Ćwieka <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałem to. Jak to u Ćwieka, fajerwerków nie ma. Byłoby dużo lepsze, gdyby nie ten dziwny i głupi wątek z tym angielskim lokajem, bogatszym zresztą od pracodawcy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że ja tego wątku już nie pamiętam? Czytałam książkę jakoś we wrześniu i tak bardzo mi nie siadła, że fabułę pamiętam jak przez mgłę.

      Usuń
    2. A to w sumie był ważny wątek :P . To chyba dobre świadectwo jak bardzo nie siadła Ci ta książka

      Usuń
    3. Ach, o TEGO lokaja Ci chodzi. XD

      Usuń
    4. No dokładnie. Wyglądało jakby pan Jakub nagle stwierdził, że jego superbohater nawet przy całej swoejej mocy nie ma na niego potencjału i musiał wprowadzić jakiś czynnik dodatkowy oprócz pioruna :P

      Usuń
    5. Każdy superbohater musi mieć swojego pomagiera. :P

      Usuń
  8. Czytałem to i stwierdziłem, że pierwszy i ostatni raz sięgnąłem po książkę Ćwieka. To było tak złe, że szkoda gadać.

    Zastanawia mnie czemu aż tak bardzo przeszkadza ci przedstawienie superbohaterów gdzie indziej poza USA? Bo mam wrażenie, że o tym mowa. Nigdzie nie jest powiedziane, że superbohaterowie muszą koniecznie mówić American English, żyć w którymś z usańskich miast i nosić spandex. Czemu tak bardzo nie lubisz Polski i języków używanych w Polsce? Czemu ci przeszkadza, że ktoś może gdzieś indziej adaptować motywy często występujące gdzie indziej? Usańczycy robią to cały czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Ćwiek to akurat jeden z tych autorów, których nie warto po jednej książce skreślać, bo on pisze rzeczy w różnych konwencjach i ma spore wahania poziomu.

      Przedstawienie superbohaterów poza USA przeszkadza mi w tej konkretnej książce przez sam jej klimat i poziom. Nigdzie to powiedziane nie jest, ale to nie zmienia faktu, że aby to zrobić dobrze, trzeba mieć na to ciekawy pomysł, którego tu zabrakło. Zaglądasz tu często - jak możesz zarzucać mi nielubienie polskiego? Choćby po etykietach (po prawej) widać jak często sięgam po książki Polaków i gdybym nie lubiła rodzimego języka chyba tego bym nie robiła? Śląskiego, owszem, nie lubię, zwłaszcza w pijacko-menelskim wydaniu (które obrzydza mnie niezależnie od miejsca występowania) - to kwestia mojego osobistego poczucia estetyki i wydaje mi się, że każdy ma prawo takowe posiadać. Jeden nie lubi brzemienia hiszpańskiego, innemu nie spodoba się rosyjski, a jeszcze inny nie będzie przepadał za śląskim: to chyba rzecz zupełnie normalna. Zwłaszcza, że Ćwiek (z tego co pamiętam, bo książkę czytałam parę miesięcy temu) nie stylizuje języka, a podaje śląski takim jakim jest, co sprawia, że dla mnie jako osoby nieznającej tej gwary, tekst jest w ogóle trudny do zrozumienia.

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony