Bastard dalej służy swojemu królestwu z
całych sił. Jego władca jest jednak chory, a następca tronu ma wiele na głowie.
Chłopak pomaga w ochronie poddanych przez kuźnicą, jednocześnie próbując
dowiedzieć się, kim tak naprawdę jest. Czy jego przyjaźń z wilkiem to dobra
droga? I co tak naprawdę łączy go z Sikorką?
O ile w „Uczniu skrytobójcy” mieliśmy do
czynienia z dzieckiem szkolącym się na królewskiego sługę, tak już w „Królewskim
skrytobójcy” Bastard jest nastolatkiem, który po prostu pracuje dla swojego
władcy. Sięgając po tę książkę miałam przede wszystkim nadzieję na poważniejszą
historię, nieco bardziej zwartą, która będzie po prostu dobrą opowieścią. Nie
do końca wyszło. Choć Robin Hobb pisze naprawdę sprawnie to mam wrażenie, że ta
książka jest po prostu bardzo, ale to bardzo przegadana.
Królewski skrytobójca Robin Hobb wyd. Mag, 2014 Skrytobójca, t. 2 |
Skąd ten wniosek? To właściwie proste –
jeśli czytając mam poczucie, że właściwie omijając kilka stron na raz nic nie
stracę to zwykle znaczy, że po prostu w tym miejscu przydałoby się cięcie. A na
tych 760 stronach nie tylko miałam to wrażenie naprawdę często, ale też po
prostu chodziło za mną poczucie, że czytam trochę o niczym.
Jednocześnie biorąc pod uwagę na jak
kiepskie lub „nie moje” książki trafiałam w ostatnim czasie, „Królewski
skrytobójca” był miłą odskocznią. Co by nie mówić o Hobb, pisze całkiem ładnie
i lekko, a więc to po prostu tak ogółem dobrze się czyta. Tylko po prostu
brakuje mi w tej opowieści jakiejś konkretniejszej lub bardziej skondensowanej
fabuły. Rozumiem po części z czego to może wynikać.
Drugi tom, jak to często bywa, jest
tomem przejściowym. Napięcie musi być w nim zbudowane, ale nie może jeszcze
eskalować. Ponadto główny bohater jest nastolatkiem, w związku z czym musi
dorosnąć, nauczyć się bycia sobą, podjąć ważne decyzje. I właściwie to Hobb
wychodzi. Dylematy Bardarda są naprawdę całkiem realistyczne, a jego ścieżka do
dorosłości nie jest źle poprowadzona… tylko najzwyczajniej w świecie troszeczkę
wieje w niej nudą.
Miałam nadzieję, że w tomie drugim świat
przedstawiony stanie się bardziej… poważny, realistyczny. Stety-niesyety Hobb
dalej trzyma się raczej baśniowo-młodzieżowej konwencji. Rola Bastarda jako
skrytobójcy nie jest tak dobrze wykorzystywana, jakbym chciała. Nie jest też odpowiednio
uzasadniona. Mógłby się sprawdzić w roli dyplomaty, czy skryby, ale
skrytobójca? Po co uczyć kogoś, kto teoretycznie może rościć sobie prawo do
tronu jako bękart, zabijania? Nie jest to uzasadnione. Ponadto w samym
zachowaniu chłopaka nie widać lat szkolenia, co zresztą wytyka mu jedna z
postaci. Jakby tego było mało, Hobb dokładnie rozpisuje jego rozmowy z
postaciami i buduje relacje, ale unika scen, w których ten wykonuje zadania dla
króla.
Być może gdybym mogła przysiąść raz a dłużej nad książką nie miałabym wrażenia, że ta się aż tak dłuży. Jednak akurat musiałam czytanie rozłożyć na raty i o ile już czytając, po prostu czytałam dalej, o tyle po odłożeniu książki nie miałam ochoty do niej wracać. Biorąc pod uwagę to wszystko, mam mieszane odczucia co do „Królewskiego skrytobójcy” i choć to bez wątpienia książka całkiem przyzwoita to przy tym również trochę niedopracowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.