piątek, 19 listopada 2021

Kult: beletryzowane wspomnienia z objawień w Oławie

 

Lata 80. Heniek to prostoduszny rencista. W trakcie wizyty na działkach w Oławie, w której mieszka, doświadcza mistycznego przeżycia. Twierdzi, że objawiła się mu Maryja i zaczęła do niego przemawiać. Jego brat po latach dzieli się swoimi przeżyciami z tamtego okresu.


Gdyby nie „Kult” Łukasza Orbitowskiego prawdopodobnie nigdy nie dowiedziałabym się, że w Oławie w latach 80. faktycznie była osoba, która twierdziła, że objawiła się im Maryja. Nie miałabym też pojęcia, że to była tak duża i rozdmuchana sprawa. Co prawda powieść Orbitowskiego jest beletryzowana, ale autor sięgnął po wydarzenie, które naprawdę miało miejsce. Jednak mimo tego uważam, że – przynajmniej w moim odczuciu – to po prostu niezwykle nudna opowieść.

Kult
Łukasz Orbitowski
wyd. Świat Książki, 2019

Chyba warto jednak zacząć od tego, że tego typu historie wcale nie mają łatwo, jeśli chodzi o zdobycie mojego czytelniczego serduszka. Nie przepadam za czytaniem o PRL-u w formie powieści, zwłaszcza jeśli główni bohaterowie to prości ludzie, a tak jest w tym przypadku. Już sam klimat tamtych czasów po prostu mnie odrzuca. A Orbitowski wrzucił do tej historii wszystkie inne elementy, których po prostu nie lubię.

To nie tak, że „Kult” napisany jest technicznie źle. Ten autor pisać potrafi, tak samo, jak potrafi robić research i to po prostu widać. Ale mam wrażenie, że ta opowieść mogłaby mnie zainteresować… gdyby miała 20 stron, a nie ponad dwadzieścia razy tyle. Między innymi dlatego, że ja po prostu nie lubię obyczaju, a to na nim skupia się autor. Codzienne życie i perypetie prostych ludzi z Oławy nie są czymś, co mnie chwyta i sprawia, że nie mogę oderwać się od lektury. A to właśnie one stanowią dużą część tej powieści, w której w gruncie rzeczy niewiele się dzieje.

Jeśli do tego doda się jeszcze moją ogólną niechęć do PRL-u, raczej smutny i szary klimat powieści oraz bohaterów, z którymi po prostu nie potrafię się utożsamiać to ostatecznie wychodzi książka, która kompletnie mnie nie interesuje i po prostu nie jest dla mnie. Czytając, miałam wrażenie, że mogę niemal wszystkie opisy pomijać i to niewiele zmieni, bo i tak wiedziałam i rozumiałam, o co w tej opowieści chodzi.

To moje drugie spotkanie z powieścią Orbitowskiego, a trzecie jeśli chodzi o jego prozę w ogóle. Po „Exodusie”, który nie podobał mi się z powodów zbliżonych, co „Kult”, nie miałam ochoty na grzebanie w jego twórczości, ale opowiadanie z antologii „Inne światy” było klimatyczne i po prostu dobrze napisane. Dlatego chciałam autorowi dać szanse… ale jak się okazało, takie książki po prostu nie są dla mnie.

Wiem doskonale, że taka opowieść znajdzie swojego czytelnika. Że tematyka wiary w tym przypadku może wiele osób poruszyć i być może pomóc im znaleźć „swoją drogę”. Szczególnie, że na ile znam podobną literaturę to historia napisana naprawdę sprawnie. Ale po prostu między nami absolutnie nie było żadnej „chemii”. Niestety, wydaje mi się, że po twórczość tego autora szybko ponownie nie sięgnę. Najzwyczajniej w świecie trochę za bardzo się chyba rozmijamy w tym, co i w jaki sposób on chce przekazać, a co ja chcę czytać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony