wtorek, 21 czerwca 2016

Jestem Numerem Cztery: Trójka pierwszych już jest martwa...


Jestem Numerem Cztery kiedyś widziałam w formie filmu, jednak nie przykuł on jakoś szczególnie mojej uwagi. Książkę jednak zdobyłam na promocji w Biedronce, dlatego postanowiłam się z nią mimo wszystko zapoznać, szczególnie, że nie pamiętałam do końca fabuły wersji filmowej :)
Tytuł: Jestem Numerem Cztery
Tytuł serii: Dziedzictwa Planety Lorien
Numer tomu: 1
Autor: Pittacus Lore
Liczba stron: 320
Gatunek: young adult / science-fiction

Dziewięciu uciekinierów z rodu Loryjczyków ukrywa się na Ziemi. Są numerami, związanymi czarem: dopóki są rozdzieleni, ginąć mogą tylko po kolei...
Trójka już nie żyje. Numer Cztery ma już serdecznie dość przeprowadzek, niestety, czeka go kolejna. Nie może ustać, musi się ukrywać i uciekać przed tymi, którzy zgładzili jego planetę i rasę. Gdy trafia do Ohio wraz ze swoim opiekunem, szybko okazuje się, że jego pobyt w tym miejscu nie będzie spokojny. W chłopaku zaczyna budzić się moc, będąca jego dziedzictwem.

Pierwsze kilka stron historii Lore'a na prawdę mnie zainteresowało. Wydawało się... po prostu całkiem dobre. Styl autora był prosty, owszem, ale przy tym konkretny i ciekawy. I na prawdę miałam przez chwilę nadzieję, że znalazłam fajną młodzieżówkę utrzymaną w klimatach science-fiction.
Niestety, pomyliłam się, jak to z resztą często u mnie bywa...
Narracja pierwszoosobowa, jaka występuje w tej powieści jest dla mnie nieco irytująca, niemniej, nie była poprowadzona bardzo źle. To nie styl jest piętą achillesową tej historii, bo jak wspomniałam wcześniej, autor na prawdę w miarę trzyma poziom. Co więc nią jest...? Linia fabularna i świat przedstawiony. 
Jestem Numerem Cztery powinno być książką pełną akcji, w której główny bohater, John, będzie mógł dorosnąć i się ukształtować. Niestety, zamiast ucieczki przed jego wrogami, obserwujemy, jak się zakochuje, jak kłóci się ze szkolnym mięśniakiem i jak spędza czas ze swoim przyjacielem, Samem. Cała akcja odgrywa się w tle i nie jest wcale głównym wątkiem - w ten zmienia się dopiero... pod koniec. Początek i środek tej powieści to najzwyklejsza w świecie historia obyczajowa, podszyta gadką o kosmitach i dziedzictwie Numeru Cztery.
A co z światem przedstawionym? Cóż, on jest po prostu... śmieszny. Kosmici, przybysze z innej planety powinny się w jakiś sposób różnić od nas, a tu mamy zwyczajnego nastolatka, który nie wyróżnia się z tłumu. Wygląda dokładnie tak samo, jak Ziemianie, identycznie się zachowuje, identycznie myśli... Podobnie z resztą jego opiekun, Henri. Przez to trudno uwierzyć, że są kimś z innego, bardziej zaawansowanego technologicznie świata. Pomijam już śmieszne umiejętności Johna, z których przynajmniej jedna jest kompletnie nie przemyślana.
To, co zdecydowanie jest plusem tej historii to bohater płci męskiej. Na prawdę, odetchnęłam z ulgą, nie musząc śledzić losów przerysowanej, idealnej dziewczynki. Wiele mu brakuje do idealnej postaci, szczególnie, że jak wspomniałam, autor za bardzo się skupia na jego codziennym życiu i relacjach ze znajomymi, ale za to Lore ma u mnie sporego plusa.
Czy Jestem Numerem Cztery warto przeczytać? Tak, o ile lubicie młodzieżowe historie z wątkiem miłosnym. Być może przypadnie Wam do gustu. Jeśli jednak stawiacie na inne powieści to nawet się nad nią nie zastanawiajcie.






12 komentarzy:

  1. Sam opis mnie nie zaciekawił, więc po prostu tę książkę sobie odpuszczę:)
    Świetna recenzja, pozdrawiam!
    www.biblioteczkapati.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem numerem cztery to nie jakaś wybitna historia godna miana światowego bestserllera, ale mimo wszystko mnie bardzo przypadła do gustu. Bardzo lubię takie kosmiczne wątki i nawet w najmniejszym wydaniu potrafią mnie zainteresować :>
    Pozdrawiam
    secretsofbooks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noo, odstaje bardzo od innych bestsellerów ;P Ja ogólnie wole fantasy od SF, aczkolwiek tu... to taka trochę parodia tego gatunku, a nie prawdziwa fantastyka naukowa XD

      Usuń
  3. Film był beznadziejny więc od książki będę trzymał się z daleka :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomniałam go sobie po tej książce - i tak. był, ale... przy tym miał totalnie inny wydźwięk, niż książka. Było w nim więcej akcji, więcej się działo. Książka to taka obyczajówka XD

      Usuń
  4. Parę lat temu widziałam film a o książce nie miałam nawet pojęcia. Jeszcze parę chwil temu myślałam że jednak będę musiała sie z nią zapoznać - teraz, po Twojej recenzji, zwyczajnie mi się odechciało. :)
    Pozdrawiam!
    Podróże w książki

    OdpowiedzUsuń
  5. Film jakoś mnie nie zaciekawił, nie przepadam za science-fiction, więc raczej nie będę sięgać po tę książkę.
    Ale promocje na książki w Biedronce są bardzo fajne. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Polecę raczej mojej kuzynce. O filmie słyszałam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Film bardzo mi się spodobał... książki jeszcze nie czytałam
    MÓJ BLOG - KLIK

    OdpowiedzUsuń
  8. Film oglądałam kilka lat temu i mnie nie zachwycił, nie miałam pojęcia o istnieniu książki :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja tam w sumie mogłabym ją przeczytać. Nawet tak z czystej ciekawości.
    Pozdrawiam )
    http://life-ishappiness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Książka nie wydaje się za ciekawa. Nudna fabuła i narracja pierwszoosobowa bardzo mnie zniechęcają. Z pewnością po nią nie sięgnę
    Pozdrawiam!
    http://sunny-snowflake.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony