czwartek, 1 września 2016

Kopciuszek (2015): Nic zaskakującego


Kopciuszek była szczęśliwą, ukochaną córeczką swoich rodziców. Do czasu.... Jej matka umiera, a ojciec wkrótce ponownie wychodzi za mąż. Macocha dziewczyny prędko zaczyna traktować ją jak służącą, podobnie jak jej dwie głupie córki. Kopciuszek prawie godzi się z własnym losem, gdy niespodziewanie dowiaduje się o balu organizowanym dla księcia, na który mogą przyjść wszystkie panny z królestwa. Odtąd udział w nim staje się jej największym marzeniem...

Kopciuszek (2015)
Cinderella
famillijny, fantasy, romans
reż. Kenneth Branagh
Czy musiałam w ogóle streszczać ten fragment? Nie, wydaje mi się, że nie. Każdy, a przynajmniej większość z nas zna fabułę Kopciuszka - czy to przez czytanie baśni, czy przez oglądanie filmowych adaptacji, w tym tej głównej i najpopularniejszej - Disney'owszkiej, z 1950 roku. 
Gdy w dzieciństwie moja siostra uwielbiała postać Kopciuszka, mnie ona nieco irytowała i zdecydowanie wolałam inne bohaterki (na przykład Bellę z Pięknej i Bestii). Nigdy nie była to moja ulubiona królewna, dlatego wcale nie paliło mi się do oglądania tego obrazu.  Jak jednak Disney'owi wyszła kolejna filmowa adaptacja kultowej bajki?
Poprawnie. Po prostu... poprawnie. 
W Kopciuszku nie znalazłam niczego nowego. Niczego, co by mnie zaskoczyło, albo oczarowało. To po prostu poprawnie wykonany, bardzo kolorowy film, który na pewno w całości kupią dzieci, ale czy dorośli? Jeśli nie uwielbiają Disney'a - nie wydaje mi się. 
Nie mogę narzekać na to, że coś nie klei się w fabule, że coś jest nie tak z postaciami - co mogę nazwać sukcesem tejże wytwórni. Do tej pory wszystkie adaptacje tego typu, które dane było mi oglądać na czymś się wykładały (mimo, że te historie są bardzo proste), a tu? Wszystko gra. Jest OK. Nie byłabym jednak sobą, gdybym się czegoś nie czepiała, prawda....?
Jedną z rzeczy, której nie potrafię w tego typu filmach przeboleć jest... CGI. Tak, ja rozumiem, że ten film to baśń, że ma być bardzo kolorowy i wiem, że bez efektów nie stworzymy gadających myszy. Wiem, ale... nie wyobrażacie sobie, jak bardzo rażą mnie tego typu efekty. Nawet w kulminacyjnym momencie, w którym bohaterka dostała karetę, suknie, konie - nie potrafiłam się tym cieszyć. Bo zamiast czegoś magicznego widziałam podróbkę przemian czarodziejek z takich animacji jak W.i.t.c.h., albo Winx... Na całe szczęście, nie ma tego aż tak dużo, a na dodatek wiem, że wielu osobom CGI wcale nie przeszkadza. Ba, nawet przeciwnie!
Drugą sprawą są stroje, do którym mam dwie uwagi. Pierwsza - najpiękniejsza suknia w bajce była, moim zdaniem, najbrzydszą. I cóż, to znów zupełnie moje zdanie i na odbiór filmu innych może nie wpłynąć. Ale drugi problem jest zdecydowanie poważniejszy. Niech mi ktoś łaskawie wyjaśni, jak można łączyć w jednym kadrze suknie i osobę noszącą coś w panterkę? Twórcy nie obrali jednej epoki, jeśli chodzi o stroje i skakali sobie, wybierając takie ubrania, jakie im się podobało. Dzieciom w odbiorze to nie przeszkodzi, ale mi - już tak.
No i na koniec, parę słów o Lily James jako Kopciuszku. Aktorka jest śliczna, tego odmówić jej nie mogę, niemniej nijak pasuje mi do wizerunku tej postaci. Na dodatek uważam, że kilka scen w filmie jej po prostu nie wyszło. O jakie mi chodzi? Nie o te trudniejsze, nie o te z dialogami... a o te z tańcem i wielkimi wejściami. Bezustannie miałam wrażenie, że James jest spięta, a w samym tańcu jakby brakowało jej umiejętności. Wydawało mi się, że bardzo skupia się na krokach, a nie na byciu Kopciuszkiem. Ach, i nie wiem, czy tylko ja, ale jakoś... nie byłam w stanie uwierzyć w dziewczynę jadącą na koniu zupełnie bez żadnej uprzęży.... 
W tym filmie na prawdę nie ma ani nic genialnego, ani nic strasznego. Można go obejrzeć - nie trzeba. To ten rodzaj filmu, który można spokojnie puścić dziecku, aby obejrzeć go razem z nim, bo obydwie strony mogą z niego jakąś radość wynieść, ale w samotności oglądać go raczej nie polecam. No, chyba, że są wśród Was jacyś olbrzymi fani Disney'a - to wtedy.... cóż, prawdopodobnie już jesteście po seansie, a jeśli nie, to znając życie macie go w planach tak, czy tak :D



14 komentarzy:

  1. gdy zobaczyłam pierwsze zdjęcie myślałam, że napiszesz o ( wyleciał mi tytuł z głowy. Dziewczyna żyje w swoim bajkowym świecie i ma wziąć ślub ale przez studnie wyrzuca/wypycha ją taka starsza pani. Potem wychodzi przez kanalizację i jest w naszym świecie. Cały film jest bardzo ładny, kolorowy. Jak sobie przypomnę to ci podlinkuje ;)
    Nie oglądałam tej wersji Kopciuszka, raczej kojarzy mi się z dzieciństwem taka animowana. Szczerze? To wolę obecne bajki disney'a : zaplątani, zwierzogród, następcy.
    Szkoda, że tak zrobili z tak ze strojami :/ zgadzam się że młodszym może to nie przeszkadzać nawet urozmaicić ale nie koniecznie dla mnie. Chyba zostanę przy animowanej :D

    Buziaki :*
    zlodziejka-zapisanych-stron.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądałam Kopciuszka i mi się bardzo podoba o niej każdy film. Zawsze czuję wtedy taką magię, ale prawda jest taka, że to ta sama fabuła prawie na tej samej podstawie. Nic nadzwyczajnego jak powiedziałaś, jednak kiedy oglądam czuje magię. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widziałam już tyle filmowych adaptacji Kopciuszka, że kolejnej nie przeboleję. Na szczęście wyrosłam już z oglądania w telewizji baśni. Ale przeczytać czasem sobie lubię.
    Pozdrawiam,
    http://tamczytam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie lubię kopciuszka . Po obejrzeniu "tysiąca" adaptacji już mi się znudził .

    OdpowiedzUsuń
  5. Oglądałam wiele adaptacji, ale o tej nawet nie słyszałam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety nie oglądałam, jakoś nawet mnie nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie ciągnie mnie do tego filmu, tym bardziej po Twojej recenzji ;) Uważam, że jeśli już oglądać to jakiś film, którego fabuły się nie zna :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz, punkt widzenia zależ zawsze od punktu siedzenia ;) Ja nie oglądam filmów, więc pewnie i tej adaptacji nie zobaczę, ale wiele elementów o których wspominasz albo mnie zainteresowało, albo zaskoczyło. Fakt, ze czasami są na przerost wystawione niektóre sceny, ale na przykład dziewczyna, która jedzie konno bez żadnej uprzęży - to już jest realne, bo nawet w świecie internetu możesz odnaleźć mnóstwo osób trenujących tak ze swoimi końmi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiem, że tak się da ;P Ale tu raczej chodziło mi o to, że nie masz pokazanej żadnej więzi z koniem wcześniej - ona nawet ich nie dotyka - a tu nagle, bach! Siedzi na andaluzie, który jest jej BFF <3 Niby fajne, niby dzieci powinny to uwielbiać... ale ja jakoś się na to nie "nabrałam".

      Usuń
  9. Bardzo lubię Kopciuszka, ale widziałam już tak dużo adaptacji, że chyba odpuszczę sobie kolejne. Szczególnie, jeśli ta jest dosyć przeciętna ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Włączyliśmy go z chłopakiem. Mój luby jest niedoświadczony jeśli o filmy chodzi, więc oglądamy absolutnie wszystko, żeby wyczaić co mu się podoba. Kopciuszek nie podoba się ani jemu, ani mi. Nie TEN kopciuszek. Szlag nas trafił jakoś w momencie, w którym ta laska położyła się koło pieca i zaczęła gadać ze szczurami. Znaczy się ja rozumiem, ze w bajce tak było... ale w bajce mnie to nie denerwowało tak, jak w filmie. Może to kwestia dubbingu, bo nie lubię filmów z dubbingiem, a nie znalazłam wersji z napisami -,-
    Pozdrawiam,
    Q.

    https://doinnego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądałam to po angielsku, aczkolwiek i tak te myszki to było dla mnie ciut za dużo :D

      Usuń
  11. Film z pewnością trafi do młodego czytelnika, bajkowo. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Lubię Disney'a, ale jakoś nie ciągnie mnie do tej adaptacji, szczególnie, że słyszałam wiele o tym, że nic nowego ona nie wnosi. Polubiłam tylko piosenkę, która jest jej ścieżką dźwiękową Sonna Relle "Strong".

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony