niedziela, 6 listopada 2016

Makijaż? Nigdy w życiu!

Jakiś czas temu pokazywałam Wam moją małą kolekcję kosmetyków kolorowych. Dziś, tak jak wspominałam w tamtym poście chce Wam opisać samo moje podejście do malowania się, bo... po prostu mam na to ochotę i tyle :) Czy to komuś pomoże, czy to kogoś zainteresuje - liczę, że tak, ale w żadnym razie niesienie pocieszenia uciśnionym, albo budzenia tony komentarzy poniżej nie jest moim celem.

Zacznijmy od tego, że dość długo uważałam makijaż za coś ble. Jak tak można? Po co? Przecież to nie ma sensu i nie jest dla mnie. Zwłaszcza, że zawsze bardzo chciałam być chłopczycą (nie, by mi to kiedykolwiek wyszło). Nie rozumiałam koleżanek w gimnazjum, które na Mikołajki kupowały sobie paletki cieni, albo na przerwach robiły sobie nawzajem kreski eyelinerem. Było to dla mnie coś obcego i innego: u mnie w domu nikt raczej takich rzeczy nie używał. Wprawdzie mama miała po jednej pomadce i mascarze, jednak sama o tym większego pojęcia nie miała, a na dodatek raczej uważała to za sprawy dla dorosłych i choć nie zabraniała mi tego dotykać to też szczególnie nie zachęcała. 
Powolna zmiana postrzegania makijażu zaczęła się u mnie wraz z... zainteresowaniem fotografią. Zaczęłam powoli rozumieć, że dobrze wykonana tapeta to pół roboty przy zdjęciu. Przy okazji zaczęłam oglądać jakieś filmy o tej tematyce na Youtube i powoli, powolutku zrobiło się we mnie takie myślenie: hej, jeśli chce robić zdjęcia to muszę ogarniać choć trochę te sprawy, bo inaczej co ja powiem wizażystce, albo modelce? Wyjdę nieprofesjonalnie. To OK, sprawdźmy jedną rzecz. 
Zaczęło się od jakiegoś kremu BB, a potem... powoli, powolutku zaczęło lecieć wszystko po kolei. Początkowo spytana po co to robić odpowiadałam - bo zdjęcia, jednak stopniowo po prostu zaczęłam rozumieć, że w jakimś stopniu mnie to cieszy.

Jako, że jestem osobą, która ma raczej problematyczną cerę sam makijaż robi u mnie bardzo dużą różnicę w wyglądzie, a przynajmniej - tak mi się wydaję. Ale nie, nie jestem osobą, która wstydzi się samej siebie, która siebie nie lubi i nie akceptuje. Wiem, jaka jestem i tyle. Jak mi się coś nie podoba i mogę to zmienić to zmieniam, jak wszystko jest OK, albo zmiany dokonać nie mogę - zostawiam. Nie traktuje więc makijażu jako czegoś, co ma mnie ukryć przed światem, a jako coś co... pozwala mi się nieco wyżyć artystycznie. Tak, dokładnie tak!
Lubię to, ile mogę nim zdziałać. Lubię efekty, jakie mogę za jego pomocą stworzyć i przy okazji - lubię spędzać czas sama ze sobą. I to, że siedzę przed lustrem nie wynika z tego, że czuje konieczność, a z tego, że po prostu chcę. Chcę i to lubię. Przy okazji posiadanie makijażu na twarzy jest dla mnie swego rodzaju... strojem? To znaczy, traktuje go trochę jak mundur, czy strój do pracy - gdy go mam na sobie jestem bardziej zmotywowana, by coś robić i po prostu lepiej mi się działa. I nie, nie, to nie wynika z braku samooceny. Jeśli tak sądzicie, poczytajcie trochę o tym. Specyficzny strój do pracy naprawdę pomaga w wydajności :D

Ale... abstrahując nieco od tematu mnie samej...
Mam czasem wrażenie, że makijaż jest nieco źle postrzegany jeśli chodzi o budowę samooceny.
Mianowicie, mam wrażenie, że wręcz odradza się używania go przez kompleksy (np. po to, by zamaskować za duży nos). A to... jest według mnie błędne.
Czemu?
Malując się spędzamy czas z samym sobą. Poświęcamy go dla siebie, dla własnej samorealizacji. Przy okazji poznajemy stopniowo to, jak nasza twarz jest zbudowana. Uczymy się o niej. Dobieramy kosmetyki do rodzaju cery, konturujemy twarz zależnie od jej kształtu, jesteśmy jej coraz bardziej świadomi. A moim zdaniem zwiększona świadomość to pierwszy stopień do akceptacji tego, kim jesteśmy. Dlatego... masz kompleks? Chcesz sobie pomóc z nim makijażem? Jeśli o mnie chodzi - masz zielone światło.

Cóż, właściwie tyle miałam Wam do powiedzenia ;) Makijaż jest właściwie jedną z dwóch rzeczy, którą miałam nigdy nie polubić, a ostatecznie okazał się czymś, co nie tylko akceptuje, ale także lubię i jestem w stanie wydać na to pewną część moich funduszy. A Wy? Co o tym sądzicie? Jak czujecie się z makijażem i dziewczyńskimi rzeczami? :D

10 komentarzy:

  1. Cóż - ja nie lubię się malować, czuję się wtedy taka ukryta, a ja... Nie będę kłamać, ale po prostu nie mam kompleksów. Ja widzę swoje wady, ale wiem też, że mogłabym je zmienić. Nie cieszy mnie malowanie, nie lubię tego, a sama posiadam aby podkład, dwa cienie... I to tyle. Kocham za to szminki i błyszczyki. Jednak jedyne chwile, gdy podkradam mamie kosmetyki, aby zrobić pełny makijaż - to imprezy, bo mój chłopak lubi, jak się dla niego maluję. Np. te cienie i podkład też mam tylko po to, aby umalować się na jakieś wyjście do kina lub do baru z koleżankami :P
    Ja nie widzę w makijażu nic fajnego. Pomińmy, że poza nałożeniem podkładu, różu, cieni i tuszu... To ja ledwo robię sobie kreski i to tylko kredką! :D Ale w dobie obecnej mody na tapetę wcale się tego nie wstydzę. Ja tam uważam, że właśnie - do zdjęć, na plan filmowy, na imprezę, ale na co dzień... Po co niszczyć cerę? Ja kocham swój naturalny wygląd, uważam, że jestem naturalnie piękna i nie widzę potrzeby malowania się :P
    Jasne, ty to lubisz ^^ I to rozumiem. Nie rozumiem za to masy dziewczyn, które robią sobie makijaż, wielokrotnie zbyt mocny, a potem sądzą, że facetom się to podoba... Dla mnie to takie... dziwkarskie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huh, w moim przypadku chłopak to ostatnia osoba z myślą o której motywowałabym się do malowania XD Ja po prostu... lubię kolory :D Ale jasne, od nikogo tego nie wymagam, nie krytykuje: mi się to spodobało, amen :D
      Kresek też nie umiem za bardzo robić, ale one po prostu nie pasują do mojej powieki. A co do niszczenia cery powiem Ci, że makijaż obecnie bardziej chroni, niż niszczy. Jasne, źle dobrany podkład może zapchać cerę, a tusz podrażnić oczy, ale np. gdy jest zimno ta tapeta jest dodatkową ochroną dla skóry przed mrozem.
      A to nadmierne malowanie się wynika często z tego, że dziewczyny nagle odkrywają kosmetyki, robią wowowowow jakie fajne tęcze, ale nie wiedzą jeszcze jak wszystko łączyć i w jakiej ilości nakładać... a potem wyglądają jak klauny. Nie mówię, że sama nigdy nie przegięłam, ale u mnie to po prostu przychodziło wolniej.

      I ej, ja też lubię samą siebie ;P Tylko sama czynność jest dla mnie fajna. No i z tego co wiem generalnie kobiety w makijażu są odbierane bardziej profesjonalnie ("czysta" skóra o wyrównanym kolorycie nie odwraca uwagi, tak jak pryszcze i widoczne pod nią żyłki), a to jest dla mnie dość istotne. W końcu mój plan na życie wymusza pozytywne odebranie mnie przez drugą osobę (czy to jako fotograf /praca z klientem/ czy to jako dziennikarz /bohater musi mnie lubić, by się przede mną otworzyć/) :D

      Usuń
    2. U mnie to samo, mój chłopak nie lubi kiedy się maluję. Zabawne jest, że czasami chodzę sobie bez niego i myślę, że wyglądam kiepsko, a ten się cieszy, że ślicznie wyglądam :)

      Makijaż - tak. Czy umiem się nim bawić? Nie. Podkład, tusz, bronzer, korektor... To tyle jeśli chodzi o mnie. Ale lubię to :)

      Pozdrawiam, Przy gorącej herbacie

      Usuń
  2. Ja prze bardzo długi czas w ogóle się nie malowałam. A teraz używam tylko pudru i tuszu do rzęs. Wystarczająco.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem gimnazjum to jeszcze nie jest miejsce i czas na makijaż i ja się na razie nie maluję (tylko na dyskoteki błyszczyk i rzęsy :D), ale trochę przeraża mnie widok tych tapet z idealnie wyprofilowanymi brwiami, czerwonymi ustami i toną tuszu na rzęsach. Nie wiem jaki jest sens malowania się w gimnazjum, no dobra może jakos delikatnie to jeszcze ujdzie, ale taki pełny makijaż i do tego taki, który bardzo często nie wychodzi i wygląda masakrycznie. Po co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście nikomu nie zabronię sięgania po kosmetyki i w sumie... miałam gdzieś malujące się dziewczyny w gimnazjum, aczkolwiek jak pisałam Kitty - dziewczyny, które odkrywają makijaż często są tym zachwycone. Nakładają na siebie tonę rzeczy, nie wiedząc co, jak i kiedy użyć i potem wychodzą takie monstra właśnie :D
      A sam sens... cóż, jeśli dziewczyna ma przetłuszczającą się, albo przetłuszczającą się skórę to nie będę się dziwić, że chce to jakoś zakryć: to nawet nie muszą być kompleksy, a poczucie estetyki ;) Szkoda tylko tych bezproblemowych, "dziecięcych" twarzyczek, które ślicznie wyglądają bez niczego na buzi [ewentualnie: krem BB+puder matujący], a są zakrywane szpachlą bo tak.

      Usuń
  4. Ja zaczęłam się malować codziennie w klasie licealnej. W weekendy o ile nie wychodzę na studia czy imprezę daję skórze odpocząć. Nie lubię wychodzić z domu bez pomalowanych ust. Do szminek am osobną kosmetyczkę i kilka z nich zawsze przy sobie. Potrafię jednak nie robić pełnego szpachlowania pod tapetę jak to mówi siostra. Wystarcza mi puder, pomalowane rzęsy i usta, a czasem i bez pudru się obejdzie ;) Za to nie umiem nakładać cieni do powiek i nie chcę się tego nauczyć nie lubię ich i koniec :D
    http://justboooks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. JA nie lubię się malować, ale ostatnimi czasy nie wychodzę z domy bez podkładu i pudru. Na oczy tylko kredka i tusz, mnie wystarcza, jak będe musiała ukrywać defekty starości to będę się bardziej malować... a może nie :D No i pozostaje jeszcze kwestia, że nie chce mi się siedzieć przed lustrem i się pięknić, nie mam na to czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja w sumie maluję się wyłącznie jak gdzieś idę na imprezę z dziewczynami. Tak to raczej używam jedynie podkładu. A od cieni na powieki to mnie oczy szczypią i strasznie tego nie lubię... Oczy mnie wtedy bolą :(

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja kocham się malować. Na początku robiłam to głównie dlatego, że cera naczynkowa nie jest zbyt ładna, pryszcze też trzeba czyms przykryć, ale teraz robię to dla własnej satyskakcji. Kiedy jestem pomalowana czuję się (jeszcze) bardziej atrakcyjna i zmobilizowana do tego, by podbijać swiat. Tak jak Ty, kiedy jestem pomalowana, czuję w sobie więcej energii i bardziej mi się chce.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony