wtorek, 15 listopada 2016

Zieleń szmaragdu: I wyszło jak zawsze


Tak, zrobiłam to - przeczytałam całą trylogię w całości. Ale raz na jakiś czas chyba mogę sobie na to pozwolić, nie? A ze recenzje lecą jedna za drugą to przynajmniej szybko się z tym na blogu uporam :D A więc nie przedłużając zapraszam do recenzji. Jeśli jednak nie zapoznaliście się z poprzednimi z tej serii znajdziecie je w spisie po prawej ;D

Tytuł: Zieleń Szmaragdu
Tytuł serii:  Trylogia Czasu
Numer tomu: 3
Autor: Kerstin Gier
Liczba stron: 456
Gatunek: powieść młodzieżowa, fantasy

Na szyi Gwen zaciska się pętla, która może prędko pozbawić ją życia.
Dziewczyna musi pozbierać się po tym, co zrobił jej Gideon, a przy okazji musi rozprawić się z hrabią, który stanowi dla niej śmiertelne niebezpieczeństwo. Czy młodej podróżniczce w czasie uda się pozbierać emocjonalnie i przeżyć?

Nie lubię zbyt długich serii - takich, które wyraźnie są tak długie tylko po to, by naciągnąć czytelnika na zakup kolejnych części. Z drugiej jednak strony są pozycje, które mają tych tomów zdecydowanie za mało i takim właśnie dziełem okazała się Trylogia Czasu Gier. I nie, nie mówię tego, jako absolutna fanka, która chce więcej :)
Opisanie w trzech tomach tak trudnego wbrew pozorom wątku jakim jest podróż w czasie, mając bohaterów, którzy nie tylko muszą bardzo mocno się rozwinąć, przy okazji spędzając część czasu na słodkich rozmówkach to zdecydowanie za dużo, co sprawiło, że cała historia tak dobrze zarysowana w pierwszym tomie po prostu zaczęła pędzić jak głupia przed siebie nie pozwalając czytelnikowi na poczucie klimatu i cieszeniu się możliwościami, jakie podróże w czasie dają. Naprawdę, to chyba mój główny zarzut co do tej książki. Gier nie miała czasu, by na spokojnie nam wszystko opowiedzieć, dlatego całość skończyła się po prostu nijak. O ile początkowo byłam zainteresowana poczynaniami Gwen tak z czasem powoli traciła moją uwagę i poparcie, podobnie jak Gideon. Całość została potraktowana po łebkach.
Wiecie, co między innymi sprawia, że wielu tak kocha Pottera? To, że obserwujemy jak główny bohater dorasta i z dziecka, które nie wie co się wokół niego dzieje staje się świadomym mężczyzną. Początkowo trafia do świata, którego nie rozumie, ale przez siedem tomów poznaje go bardzo dobrze w spokojny i niewymuszony sposób. A tu co? Minęło ledwo parę tygodni, a Gwen już czeka starcie życia, mimo, że właściwie nic nie wie o tym, co ją otacza. To przez to Potter długo nie będzie zapomniany, a o Trylogii Czasu już jest cicho, mimo, że to zdecydowanie nowsza seria.
Postacie tak jak w poprzedniej części są raczej proste i za bardzo się nie rozwijają, jednakże nie mogę im wiele zarzucić. No, może poza nową - Xemerius, który jeśli pamięć mnie nie myli pojawia się właśnie w tym tomie i zdecydowanie jest jedną z bardziej irytujących postaci, jaka mogła się w książce pojawić, mimo, że chyba miał być tym radosnym elementem, który sprawi, że będziemy się w trakcie lektury śmiać...
Nie mam tu raczej wiele do dodania. Zieleń Szmaragdu to prosta historia z prostymi bohaterami i takowymi relacjami między nimi, która zdecydowanie straciła swój klimat z tomu pierwszego, przy okazji na siłę próbując całość w pełni zamknąć. I choć zamyka całkiem poprawnie to ja czuje tu spore rozczarowanie, bo mojego zainteresowania do końca nie dała rady utrzymać. 
Fanom serii jasne, polecam - sporej części z Was książka pewnie się spodoba, zwłaszcza, jeśli szukacie lekkiej młodzieżówki. Ja sama choć skończyłam całą trylogię zadowolona się nie czuje, ale... biorąc pod uwagę mój gust książkowy to chyba po prostu nie mogło skończyć się inaczej :D W końcu młodzieżówki rządzą się swoimi prawami, prawda?

* * *

.. Nie chcemy żeby twoja wścibska ciotka dorwała nas, kiedy znajdziemy diamenty.
- Jakie diamenty?
- Raz pomyśl optymistycznie - Xemerius już odlatywał z łopotem - A co byś wolała? Diamenty czy zgniłe szczątki rozwiązłej pokojówki. To wszystko kwestia nastawienia. Spotkamy się przed grubym wujem z chabetą.

Fragment Zieleni Szmaragdu autorstwa Kerstin Gier


9 komentarzy:

  1. Chyba nie sięgnę po tą trylogię. Myślę, że męczyłabym się czytając ją, ponieważ nie za bardzo przepadam za tego typu książkami. Ale Twoja recenzja bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja póki co nie mam tej trylogii w planach. Na półce czeka tyle książek.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi "Zieleń Szmaragdu" spodobała się chyba najbardziej z całej trylogii :) Zgadzam się z tym, że Gwen została wplątana w te wszystkie zdarzenia bardzo nagle i nie za bardzo zdążyła się zaznajomić ze wszystkim co ją czeka, ale jednak ogólnie książkę odebrałam bardzo pozytywnie. W dużej mierze jest to spowodowane podróżami w czasie, bo kiedy akcja rozgrywa się w wiktoriańskiej Anglii, to jestem w stanie przymknąć oko na inne niedociągnięcia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mój gust, ale i tak uwielbia kazda Twoją recenzję. Piękna okładka ksiązki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja miałam natomiast odwrotnie, po moim zdaniem trzeci tom jest najlepszy ze wszystkich :D Ale to już chyba wiesz po mojej recenzji :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie czytałam nawet nie słyszałam o tej książce a tu proszę. Mam ochotę przeczytać coś o podróży w czasie więc może sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie czytałam tek książki ani tej trylogii. Fajna recenzja mimom iż nie jest to do końca moja tematyka.
    Ps. Bardzo podoba mi się wygląd bloga.
    http://take-a-pencil-and-draw-world-of-races.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Xemi pojawia się w Błękicie i tylko on ratował w moich oczach błękit i wątek tej kuzynki.
    To jak tobie się nie spodobało, to mnie szlag trafi :D Ale ukończę tę trylogię, żeby móc ją jechać po całości, jeśli już :D
    Dla mnie pierwszy tom był fajny, ciekawy i jedyny minus to Gideoś. Za to w drugim autorka olała akcję i skupiła się właśnie na miłości... To ja się boję, co będzie w trzecim :D
    Tak, ale tego dojrzewania brakuje w wielu krótszych seriach. Np. w Jestem Numerem Cztery główny bohater tak jakby zaczyna od punktu, gdzie już prawie czeka go główne starcie, a całe jego szkolenie odbyło się w czasie przeszłym.... ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, tom pierwszy był uroczy XD A potem jest coraz gorzej. Ten pan demon mi się miesza, bo naj czytam coś online to leci jedna książka po drugiej, a jedna książka tego typu to u mnie aż jeden dzień czytania... XD
      Jeszcze takie wyjście jak w tym "Jestem numerem cztery" jest do przeżycia, bo w to "mogę uwierzyć" ;P I cóż, wiem, że brakuje, ale to często wynika z braku umiejętności autora niestety ;/

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony