Dziś
– nostalgicznie. Bo Corinne Hofmann to dla mnie bardzo nostalgiczna autorka :)
Do dziś pamiętam ten dzień, gdy moja mama postanowiła zapisać „mnie” do klubu
Świata Książki i pierwsze co kupiła mi „Białą Masajkę” tejże pani. Byłam wtedy
w podstawówce i dostałam książkę napisaną z myślą o dorosłych kobietach.
Przeczytałam ją i choć pewnie połowy nie zrozumiałam, a część treści nie była
przeznaczona dla dziecka to uznałam ją za coś ciekawego, innego.
Gdy
jakiś czas temu wygrzebałam „Afrykę, moją miłość” w koszach przecenionych
książek coś się we mnie ruszyło i uznałam, że chcę ją. Bo nostalgia. Bo
podstawówka. Bo Świat Książki. I tak trafiła do mnie <3 Po tylu latach –
druga książka Corinne Hofmann na mojej półce.
Tytuł: Afryka,
moja miłość
Autor: Corinne
Hofmann
Liczba stron: 256
Gatunek: literatura
podróżnicza
Corinne
Hofmann wraca do Afryki. Wędrując i poznając kolejnych ludzi i kolejne historie
odkrywa, że to do tego kontynentu należy jej serce. Corinne ma dwa domy: jeden
w nowoczesnej Szwajcarii, drugi w biednej Kenii.
Po
latach znów sięgnęłam po książkę Hofmann i szczerze mówiąc, nie widziałam,
czego się spodziewać. Czytałam jedynie jej „Białą Masajkę” i to będąc w
podstawówce! Po tylu latach postrzeganie świata zmienia się o sto osiemdziesiąt
stopni. Chcąc nie chcąc, mimo pewnej nostalgii do autorki nasze ponowne
spotkanie wyszło jednak dość neutralnie i ostatecznie bez większego entuzjazmu.
O
ile „Biała Masajka” była historią z dość konkretną linią fabularną tak „Afryka,
moja miłość” po prostu próbuje udawać reportaż. Pierwsza część książki opowiada
o krótkiej pieszej podróży autorki po Kenii, druga – to historie ludzi, którym
udało wyrwać się ze slumsów, a trzecia opowiada o pierwszym spotkaniu córki
Corinne z jej ojcem po dwudziestu latach. Książkę można wyraźnie podzielić na
te trzy części i szczerze mówiąc to druga jest najbardziej interesująca.
Pierwsza
i ostatnia wyglądają jak zapiski średnio utalentowanego pisarski blogera, który
po prostu opowiada co widzi. Jest emocjonalny, nadużywa wykrzykników i często
powtarza jak bardzo podoba mu się to, co robi.
Tak prosty sposób przekazu może urzec wielu niedoświadczonych czytelników,
ale mnie po prostu nie zaspokaja. Brakuje w tym wszystkim konkretnej fabuły,
czy faktów, a sama Corinne nie jest osobą, która szczególnie wzbudza moją
sympatię. Szczerze mówiąc, chwilami bardziej przypomina mi rozpieszczoną
paniusię z bogatej Europy, która wyjechała sobie do Kenii dla zabawy i teraz to
powtarza, bo jej się to spodobało i tyle. To nic złego, oczywiście, że nie –
ale to z miejsca dyskwalifikuje ją jako dobrego reportażystę.
Środkowa
część jest o tyle ciekawa, że Corinne w końcu dopuszcza do głosu innych ludzi.
Ludzi, z ciekawymi historiami, które warto poznać, choćby po to, by dowiedzieć
się nieco o afrykańskiej kulturze, ich zwyczajach i codzienności. Przy okazji
autorka daje nam się zapoznać z kilkoma projektami, które powstały w Kenii,
działają w bardzo ciekawy sposób i sprawnie pomagają ludzi wyciągać ze skrajnej
biedy. Historie osób przedstawionych w tej książce bardzo dobrze pokazują, jak
przy odrobinie pomocy i ogromnej ilości wysiłku człowiek bez niczego może
osiągnąć właściwie wszystko.
Pod
względem literackim książka wypada po prostu słabo. Pod względem tego, co
przekazuje – nieco lepiej, ale szczerze mówiąc, podejrzewam, ba! Ja wiem, że
jest wiele, wiele lepszych książek o Afryce. Niemniej, ta książka zdecydowanie
ma swój target: mam wrażenie, że została napisana z myślą o bardzo prostym
człowieku, który nie czyta za dużo, chce prostej bohaterki, która myśli jak on
i przy okazji boi się do tej Afryki pojechać osobiście.
„Afryka,
moja miłość” pozostanie w mojej głowie jako książka bardzo neutralna – nie
wnosząca za wiele do mojego życia, nie napisana najlepiej, ale za to
przypominająca mi o historii, którą jakimś cudem przeczytałam tyle lat temu.
– To nie jest zwierzę!
Kura to nie zwierzę. Zwierzę musi mieć cztery łapy, inaczej to nie jest
zwierzę!
Przewodnik i ja
wybuchamy śmiechem, nie możemy się powstrzymać. Pytam, czym w takim razie jest
kura.
– To ptak. Ale nie
zwierzę – uparcie twierdzi Lukas.
Ze śmiechu aż łzy
spływają nam po policzkach.
– Węże to nie są
zwierzęta. To gady. Krokodyle, chociaż mają cztery łapy są rybami, bo żyją w
wodzie. No a ryby to przecież nie zwierzęta. – Lukas energicznie kończy
dyskusję.
Jestem ciekawa jakie teraz miałabyś odczucia po przeczytaniu "Białej Masajki".
OdpowiedzUsuńOgólnie takie książki to raczej nie moja bajka, więc ja za autorkę jednak podziękuję ;)
Pozdrawiam ;)
Pewnie dużo bardziej krytyczne :D
UsuńNie wiem czy mnie ten reportaż mógłby usatysfakcjonować. Oczekuję jednak od tej formy literackiej profesjonalizmu, którego brak w powyższej pozycji. Raczej sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuń"Pierwsza i ostatnia wyglądają jak zapiski średnio utalentowanego pisarski blogera, który po prostu opowiada co widzi" - ostatnio zmora książek podróżniczych tego typu, na jakie trafiam.
OdpowiedzUsuńKsiążka nie dla mnie - już czytając "Białą Masajkę" nie mogłam sobie poradzić z infantylnym, zwyczajnie słabym stylem tej książki, przez co nie doceniłam opowiadanej historii. Jeśli tutaj dodatkowo zabrakło "fabuły", to zdecydowanie nie jest to cos dla mnie.
Gdy czytałam to lata temu, to pojęcie "infantylny styl" dla mnie nie istniało, więc... może lepiej, że czytałam to wtedy :D
UsuńMimo wszystko i tak bym z chęcią to kiedyś przeczytała ^^
OdpowiedzUsuńSama jestem ciekawa jakby było wrócić do książek, które w podstawówce, albo nawet w gimnazjum :) Reportaż to nie łatwa do napisania literatura, przy fikcji autor może sobie koloryzować i ustawiać fakty i postacie jak uważa. Tu jednak czytelnik musi mieć zaufanie, że ktoś przekazuje mu prawdę, a prawda ta powinna być przedstawiona w sposób ciekawy. Szkoda, że Twój nostalgiczny powrót był bez fajerwerek, ja chyba nie pałam, aż taka miłością do Afryki :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBook Beast Blog
A czy ja mówię,że pałam miłością do Afryki? ;P
UsuńNie jestem tematem zainteresowana, nie lubię prostych bohaterek :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ta książka okazała się zawodem, ale może to faktycznie kwestia wyrobionej już percepcji i literackiego obycia - w dzieciństwie wystarczy nam sama historia, a potem oczekujemy już czegoś więcej.
OdpowiedzUsuń