piątek, 6 października 2017

Podróże Guliwera: Sposób na przygodę z XVIII wieku

„Podróże Guliwera” poznałam dzięki dziewczynom z Książkowiru – książkę wygrałam w konkursie razem z trzema innymi i szczerze mówiąc, to chyba ta na którą najbardziej czekałam:) W końcu to klasyka, która w pewnym sensie była wśród tych, które zapoczątkowały fantastykę.

Tytuł: Podróże Guliwera
Autor: Johnatan Swift
Tłumaczenie: Anonim
Liczba stron: 272
Gatunek: klasyka literatury
Wydanie: Wydawnictwo MG, Kraków 2017

Lemel Guliwer przedstawia dziennik ze swych niezwykłych podróży. Bo gdziekolwiek by się nie wybierał i tak trafiał w miejsce inne i do tej pory nieodwiedzone przez  człowieka. Niech jednak nie zwiodą was pozory fantastyki – ta historia (podobno) wydarzyła się naprawdę.

Są książki, które mogę recenzować: fantastyka w czystej postaci z naciskiem na fantasy to coś, w czym raczej czuje się dobrze. A są te klasyczne, trudniejsze, które oceniło wielu przede mną i które oceni pewnie wielu po mnie, z o wiele większą wiedzą. Dlatego ten tekst do miana recenzji nawet nie może startować. Ale jeśli interesuje Was moja opinia o „Podróżach Guliwera”, a nie ich rzetelna ocena to zachęcam do dalszego czytania.
Gdy wzięłam książkę w ręce nieco się przeraziłam. Tłumaczenie z XVIII wieku? Bałam się trudnego stylu i słów, które nie zrozumiem. Na szczęście moje obawy okazały się płonne. Choć „Podróże Guliwera” nie są najlżejszą lekturą i ich język odbiega od naszego, dzisiejszego, to jak najbardziej da się je przyjemnie czytać. W niektórych chwilach miałam wręcz wrażenie, że czytam historię stylizowaną na starszą polszczyznę. Wprawdzie układ zdań, czy sposób prowadzenia narracji odbiega od dzisiejszego i wymaga pewnego skupienia oraz cierpliwości, ale na swój sposób ciekawi, przynajmniej w początkowej fazie czytania.
Początkowo byłam tą książką naprawdę zachwycona. Może nie w ten „zwykły” dla literatury sposób, a w ten, który pojawia się, gdy poznajemy coś sprzed lat i choć wiemy, że mamy teraz „lepsze”, „przyjemniejsze” i „sprawniej działające” rzeczy to fakt, że to stare „działa” robi na nas ogromne wrażenie. Schody pojawiły się w moim wypadku nieco później...
Po pierwszych stu stronach lektury moje pozytywne emocje zaczęły opadać, a książka dłużyć się. „Podróże Guliwera” opowiadają o kilku przygodach tytułowego bohatera, z których każda wygląda dosłownie identycznie. Guliwer staje się „rozbitkiem”, trafia do nieznanego nam, tajemniczego lądu, na którym mieszkają dziwni ludzie i przez jakiś czas żyje wśród nich i opowiada nam o nich. A każdy z ludów ma w sobie coś podobnego: wprawdzie niby mają inne główne cechy, ale sam klimat każdej z podróży i to, jak przebiegają jest identyczny.
Podejrzewam, że gdybym więcej wiedziała o Swifcie i Anglii z XVIII wieku pewnie wypatrzyłabym na kartach tej historii więcej, niż proste i schematyczne przygody – niestety, moja wiedza w tym wypadku kuleje i nawet nie chciałam rozważać tej książki jako satyry na Brytyjczyków. Niemniej, te żarty, które udało mi się wyłapać były naprawdę trafne i gdybym wiedziała więcej, pewnie na nudę bym nie narzekała.
Choć cieszę się, że poznałam „Podróże Guliwera” i wiem, że czas z lekturą nie był zmarnowany to jednak nie jest to książka, którą mogłabym czytać codziennie przez resztę mojego życia, bo po prostu nieźle bym się na tym wynudziła. Niemniej, to naprawdę książka warta poznania, pod warunkiem, że czytelnik czuje się gotowy na nieco trudniejszy styl i poznanie klasyki literatury. A warto ją poznać choćby z dwóch powodów: po pierwsze, by mieć kontakt ze starszym polskim i wiedzieć, jak kiedyś wyglądał. Po drugie po to, by  w końcu rozumieć o co chodzi z tym całym Guliwerem: bo w końcu każdy wie, że był w historii literatury taki pan, że podróżował i poznał małych ludzików, ale tak naprawdę mało kto postanowił się z nim osobiście spotkać.

* * *

Na to nam jest dane używanie mowy, żebyśmy się wzajem rozumieli i przekazywali sobie wiadomości o rzeczach , które są. Owóż jeśli się mówi rzecz jaką, która nie jest, nie osiąga się tego celu, bowiem ja nie rozumiem tego, co ty mówisz, i nie wyprowadzasz mnie z mej niewiadomości, lecz ją powiększasz. Musiałbym tedy wierzyć, że czarne jest białe, a krótkie - długie.

Fragment „Podróży Guliwera” Johnatana Swifta


8 komentarzy:

  1. Dostałam tę książkę w szkole podstawowej za dobre wyniki w nauce :D jednak do tej pory jej nie przeczytałam.
    Ksiazkowa-przystan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwny prezent jak na podstawówkę, szczerze mówiąc. Za ciężkie to dla dzieci w tym wieku XD

      Usuń
  2. O, widziałam ten film o podróżach Guliwera - uwielbiam aktora, świetnie pasuje do komedii :D Do książki jeszcze nie dotarłam, ale na pewno kiedyś ją przeczytam bo to klasyka :)

    Sakurakotoo ❀ ❀ ❀

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że kiedyś wypadałoby przeczytać, bo to taka klasyka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętam do dziś swój zachwyt książką. Dała mi więcej niż się spodziewałam! :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja czytałam tę książkę w oryginale, jako lekturę na anglistyce. Oj, była chwilami ciężka do przebrnięcia... ale pamiętam do dziś :) Pozdrawiam,
    Ewelina z Gry w Bibliotece

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem czy się na niej nie wymęczę, ale może kiedyś spróbuję, bo w końcu klasyka :)

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony