poniedziałek, 4 marca 2019

Wojna Kalibana: Avasarala w akcji



Sojusz Ziemi i Marsa legł w gruzach. Jim Holden i jego załoga lecą na Ganimedesa, aby sprawdzić, co jest przyczyną obecnego tam zamieszania. W tym czasie polityk Chrisjen Avasarala, próbuje zrozumieć, co tak naprawdę dzieje się w Układzie Słonecznym.

Tytuł: Wojny Kalibana
Tytuł serii: Expanse/Ekspansja
Numer tomu: 2
Autor: James S. A. Corey
Tłumaczenie: Marek Pawlec
Liczba stron: 596
Gatunek: space opera
Wydanie: Mag, Warszawa 2018
Książkowa „Ekspansja” naprawdę stała się jedną z moich ulubionych oper kosmicznych w ogóle. Bardzo lubię ten gatunek i ta seria ma w sobie właściwie wszystko to, za co przypadł mi do gustu. „Wojna Kalibana” to druga część z serii, która niczym nie odstaje od pierwszej, cały czas dostarczając naprawdę przyjemnej rozrywki.
Nie ma jednak co ukrywać: ta część różni się nieco od pierwszej. W „Przebudzeniu Lewiatana” dostaliśmy od autorów dwie perspektywy: jedna należała do Jima Holdena, a druga do Joe Millera. Tym razem obserwujemy świat oczami kilku nowych postaci: Avasarali, marsjańskiej marine o imieniu Bobby oraz biologa Praksa.
Całość poprowadzona jest jednak na tyle klarownie, że postacie łatwo się rozróżnia, a przeskoki w perspektywie są tylko zaletą „Wojny Kalibana”. Szczególnie polubiłam niewystępującą w części pierwszej Avaseralę. O ile bardzo lubię jej serialową wersje (Shohreh Aghdashloo w tej roli wypada cudownie), o tyle uwielbiam tę postać w wersji książkowej. To silna i inteligentna kobieta, ale jednocześnie mająca w sobie sporo rodzinnego ciepła, ukrywanego pod pełną pozorów maską.
Avaserala, jako polityk, wprowadza do cyklu trochę politycznych rozgrywek. Są jednak poprowadzone z naprawdę dużym wyczuciem. Nie sprawiają, że „Wojna Kalibana” zmienia się w coś monotonnego. Przeciwnie. Myślę, że nawet osoby niezainteresowane tematem powinny się w tym świecie intryg odnaleźć. Szczególnie, że te w żadnym razie nie odchodzą od głównego tematu powieści.
Co jeszcze odróżnia tę część od części poprzedniej? Na pewno relacje postaci. W „Przebudzeniu Lewiatana” załoga Holdena dopiero się docierała. Jedni członkowie znali się lepiej, inni gorzej, ale jednak byli dopiero na początku swojej wspólnej drogi. Poza tym w natłoku wydarzeń praktycznie nie mieli chwili, aby usiąść i po prostu porozmawiać. „Wojna Kalibana” daje im taką możliwość, dzięki czemu ich relacje po prostu mają szansę się rozwinąć. I rozwijają się w bardzo przyjemny dla czytelnika sposób. Załoga „Rosynanta” staje się rodziną, a przecież właśnie to jest kluczowe dla oper kosmicznych. To jeden z głównych powodów, przez które się po tego typu historie sięga. A przynajmniej… przez które ja po tego typu historie sięgam.
Styl autorów właściwie nie uległ zmianie od części pierwszej. Cały czas jest dość dynamiczny i bardzo prosty w odbiorze, ale nie infantylny. „Wojna Kalibana” nie jest może literackim dziełem sztuki, jednak to nie jest w jej przypadku konieczne. To po prostu całkiem porządnie napisana pozycja, w której czytelnik wie kiedy coś się dzieje, w jaki sposób i z jakim skutkiem, nie musząc się nad tym szczególnie głowić.
„Wojna Kalibana” sprawiła mi naprawdę wiele radości i frajdy, dlatego na pewno będę polecać ją wszystkim, którzy też takiej literatury szukają. Kontynuacja, „Wrota Abaddona”, już czeka na mojej półce i na pewno prędko po nią sięgnę.


* * *

– Jules?
Gdy obracał się, aby zerknąć przez ramię, wyglądał jak pojedyncza klatka z filmu.
– Jeśli dowiem się, że wiedziałeś o czymś i mi o tym nie powiedziałeś, nie przyjmę tego zbyt dobrze – stwierdziła. – Nie jestem osobą, z którą chciałbyś zadzierać.
– Gdybym nie wiedział tego, gdy tu przyszedłem, teraz już wiem – stwierdził Mao. Było to równie dobre pożegnanie, jak każde inne. Zamknął za sobą drzwi.
Fragment „Wojny Kalibana” Jamesa S. A. Coreya

4 komentarze:

  1. Książka mnie nie interesuje, ale fajnie, gdy autor umiejętnie wtrąca politykę do książki, w sposób nienachalny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy jakoś nie potrafiłam się zainteresować kosmosem, totalnie nie moje klimaty. Znając mnie, jakbym zaczęła to bym czytała ją z pół roku :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej nie dla mnie. Cudowny kubek. <3 ;)
    Pozdrawiam. ;**

    P.

    www.zycie-wsrod-ksiazekk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ksiązka nie w moim klimacie ale kubki to Ty masz boksie!! Ten Cisteczkowy Potwór i teraz pączek mmm czad!

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony