Hej :) Ostatnio w moje ręce wpadła dosć nietypowa, jak dla mnie, powieść, jako, że na prawdę rzadko czytam powieści przygodowe... tak więc od razu na wstępie mówię - nie mam za bardzo porównania z innymi książkami. Jak już mogę ją porównywać z przygodową fantastyką... ale jakby nie patrzeć, choć często opierają się na podobnych schematach to jednak coś nieco innego :) Zapraszam do czytania!
Tytuł: Wybrzeże Szkieletów
Autor: Clivie Cussler, Jack De Brul
Liczba stron: 399
Gatunek: powieść przygodowa
Po opisie z tyłu okładki przypuszczałam, że ot, tak, trafiłam na typową, strasznie schematyczną przygodówkę: ot, mamy sobie panią, która szuka skarbu. Wpada na pana, który postanawia pomóc jej odnaleźć te bogactwa, co oczywiście udaje im się, z jakimiśtam przeszkodami na drodze. By nie było nudno, pan i pani zakochują się w sobie, stwierdzają, że pieniądze jednak szczęścia nie dają, wszyscy są szczęśliwi, koniec. Nie pomyliłam się jakoś szczególnie, jednak muszę przyznać, że autorowi udało się mnie odrobinę zaskoczyć.
Na początku poznajemy pewnych XIX-wiecznych anglików, którzy ukradli diamenty jakiemuś plemieniu i uciekając przez pustynię, aby ostatecznie dotrzeć do morza, natrafić jednak na burze piaskową, która zasypie ich statek. Nie muszę chyba mówić, że skończyli źle? Po tym wstępie zaczynamy powoli poznawać naszych bohaterów. Sloane, młoda kobieta pracująca dla firmy jubilerskiej, szuka wraku parowca, w której ponad 100 lat temu zostali pogrzebani żywcem złodzieje owych diamentów, o których wspomniałam wcześniej. W tym samym czasie oraz w tej samej okolicy kapitan Cabrillo, właściciel nijakiej Korporacji, prywatnej firmy pomagającej w zażegnywaniu konfliktów ma do wykonania zadanie mogące wpłynąć na losy świata (a jakby inaczej, nie?). Oczywiście, nasze parka głównych bohaterów wpada na siebie ii... zaczynają nawzajem pomagać w swojej pracy. Nie będę zdradzać więcej, coby przypadkiem nie spojlerować :) Ale wspomnę jeszcze, że cała powieść nie skupia się wcale aż tak bardzo na diamentach - co jest właśnie tym drobnym zaskoczeniem o jakim wspominałam wcześniej.
Główni bohaterowie szczególnie na początku wydali mi się strasznie... plastikowi. Wszystko potrafią, mają rozległą wiedzę i oboje mają nadaną nieśmiertelność głównego bohatera, co sprawia, że najzwyczajniej w świecie są... nudni. Trochę nieludzcy wręcz, powiedziałabym. Nie mają słabości, są liderami. Trudno jest wczuć się w taką postać... bo niby każdy z nas taki chciałby być, ale mamy przecież swój rozum, wiemy, że takie zachowania, taki zapał jest niemożliwy... przez co nie jesteśmy w stanie współodczuwać wraz z nimi. No, może nie każdy z nas - przynajmniej ja mam z tym problem i najzupełniej w świecie mi się to nie podoba.
Ale to w końcu nie jest powieść psychologiczna, czy skupiająca się w jakimkolwiek stopniu na psychologii bohaterów... dzięki czemu nie jest to aż tak rażące, jak byłoby w przypadku większości innych gatunków. Mamy do rozwiązania jakiś problem, jakąś zagadkę i to na niej skupia się fabuła książki. I fakt faktem, akurat w dziedzinie akcji, autorzy spisali się na prawdę nieźle, bo właściwie w każdej chwili coś się dzieje - raz jest to ciekawsze, innym razem - mniej, ale jednak... cały czas wszystko popychane jest do przodu, nic nie stoi w miejscu. Na początku czytania wprawdzie nieco bolały mnie opisy czysto techniczne, jako, że większa część fabuły odgrywa się na statkach, a ja o nich nie mam najmniejszego pojęcia, jednak gdy już do tego przywykłam, nie był to dla mnie problem i mogłam skupić się właśnie na samych wydarzeniach.
Same opisy nie są może najbardziej porywające i wciągające na świecie, jednak... są w porządku. Na tyle poprawnie napisane, że nie usypiają, a zachęcają do przeczytania kolejnej strony.
Myślę, że powinnam poruszyć tutaj jeszcze jeden, może drobny temat, ale jednak. Widzicie, gdy czytam fantastykę wiem, że to są sytuacje niemożliwe do zrealizowania, że to bajki, ale... całokształt był tak logiczny, tak dobrze skonstruowany, że chciała w to wierzyć. Zaś w Wybrzeżu Szkieletów mimo, że teoretycznie akcja rozgrywa się na Ziemi, że sytuacje są bardziej prawdopodobne, niż te z fantastycznych książek... nie, ja po prostu nie jestem w stanie wczuć się w pełni w tą sytuacje. Wiem, że to bajka, fikcja i nawet nie chce znaleźć się w tamtym miejscu. Autorzy nawet nie próbują nam wmówić, że taka sytuacja, jaka została przedstawiona w tej książce mogłaby na prawdę mieć miejsce. Wydaje mi się, że to jest główny problem tej opowieści - jasne, przygodówki nigdy nie słynęły z realistyczności, ale jednak.. jeśli już coś czytam chciałabym się poczuć jakbym była zaraz obok bohaterów... w Wybrzeżu Szkieletów tego brakło.
Podsumowując, to nie jest najgorsza książka - jeśli ktoś lubi przygodowe powieści może spokojnie po nią sięgnąć. Ale nie jest to w żadnym razie literatura wysokich lotów, którą polecałabym dosłownie każdemu bo musisz to przeczytać, bo jest najcudowniejsze w świecie i po prostu musisz. Masz tą książkę pod ręką? A może jedziesz pociągiem, czy autem i masz trochę wolnego czasu, nie mogąc się jednak dobrze skupić? Sięgnij, może Cię zaciekawi, a podróż pewnie umili. Tyle, że na niezwykłe przeżycia, czy skoki ciśnienia lepiej się nie szykuj, ponieważ najzwyczajniej w świecie Wybrzeże Szkieletów jest powieścią zbyt niskich lotów, aby Ci to zapewnić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.