poniedziałek, 31 grudnia 2018

Ana: Morderstwo i hiszpańskie kasyna


Ana jest prawniczką, która od pięciu lat nie zajmuje się poważnymi sprawami. Gdy jej uzależniony od hazardu brat zostaje oskarżony o morderstwo szychy z kasyna kobieta postanawia go bronić.
  
Tytuł: Ana
Autor: Roberto Santiago
Tłumaczenie: Grzegorz i Joanna Ostrowscy
Liczba stron: 990
Gatunek: thriller prawniczy
Wydanie: Muza, Warszawa 2018
Gdy „Ana” pojawiła się na mojej półce byłam nieźle zdziwiona. Nie sprawdziłam wcześniej długości książki i byłam przekonana, że skoro to thriller to pewnie będzie miał maksymalnie sześćset stron, pewnie mniej. A tu przyszło tomiszcze długie na prawie tysiąc, choć w miękkiej oprawie. Nic dziwnego, że zbierałam się do przeczytania tej książki dosyć długo: obawiałam się, że utknę w środku i po prostu będę męczyła ją przez kilka tygodni.
Na całe szczęście nic takiego nie miało miejsca. Hiszpańska „Ana”, choć jest pierwszą książką Roberta Santiago dla dorosłych czytelników, to typowa współczesna literatura, której najważniejszym zadaniem jest: nie nudzić. Czyta się ją lekko i raczej szybko, nie jest szczególnie opisowa. Mimo objętości nie wydaje się też szczególnie przegadana. Nie dziwię się więc wszystkim tym którzy – zgodnie ze sposobem promowania książki przez wydawcę – zarwali noc z „Aną”.
Mam jednak wrażenie, że ze wszystkich thrillerów, które poznałam ten ma w sobie najmniej „dreszczowego” pierwiastka. Odbieram „Anę” jako sensacyjny kryminał prawniczy, który może wzbudzał pewne napięcie i oczekiwanie na rozwiązanie zagadki, ale na pewno nie sprawił, bym miała dreszcze.
Po tym wszystkim nie trudno się domyśleć, że przeczytanie tej książki sprawiło mi pewną frajdę. I tak, nie przeczę: było przyjemnie. Zagadkę śledziłam z zainteresowaniem. Sama tematyka hazardu w Hiszpanii też była czymś, co mnie zaciekawiło. Nie dość, że poker to dla mnie temat raczej odległy to na dodatek dobrze było pobyć trochę w innym kraju. Poza tym mamy w tej powieści też silny polski pierwiastek, co też można traktować jako zaletę. Mam jednak z tą książką chyba dość poważny problem. Jaki? „Silną” bohaterkę.
„Ana” promowana jest właśnie naszą tytułową postacią. Silną prawniczką, która nigdy się nie poddaje i zawsze dąży do celu. Ale… dla mnie to w żadnym razie nie jest silna osobowość. To uzależniona od leków alkoholiczka, która na dodatek jest niebywale rozwiązła. Wprawdzie pyskuje, kombinuje i kłamie bez mrugnięcia okiem, ale przepraszam: to NIE jest silny charakter. Mam wrażenie, że przedstawianie tego typu postaci i promowanie ich w taki sposób może być krzywdzące dla obydwu płci. Z resztą, to nie pierwsze moje spotkanie z taką postacią i mam wrażenie, że obecnie możemy zaobserwować trend związany z silnymi kobietami-alkoholiczkami.
Przy okazji zastanawia mnie również czemu mężczyzna, który pije zwykle jest przedstawiany jako słaby charakter, a kobieta – wręcz przeciwnie? Czy to robienie „męskich” rzeczy w oczach pisarzy robi z nas silne babki? Myślę, że to całkiem ciekawy temat na dyskusje.
W każdym razie wracając do książki i głównej bohaterki – przyznaję, że nie przepadam za Aną. To nie postać, z którą „prywatnie” chciałabym mieć cokolwiek wspólnego, choć jednocześnie jako protagonistka działa naprawdę dobrze w ramach całej historii i temu zaprzeczyć nie mogę. W końcu postać idealna, bez nałogów i z doskonałym życiem to nigdy nie jest dobry początek historii, chyba że autor ma zamiar postaci ten cały doskonały świat prędko zniszczyć.
Cóż mogę jeszcze dodać? „Ana” to nie jest literatura nadzwyczajna, wyjątkowo piękna, czy odkrywająca coś w swoim gatunku. Wydaje mi się, że może być jednak przyjemną rozrywką, która przy okazji zabierze nad do – nie ukrywajmy – modnej obecnie Hiszpanii. Muszę przyznać, że to pozycja, która obudziła we mnie pewną ciekawość dotyczącą tego kraju, a związanego z hazardem właśnie: gdybym mogła spotkać się z autorem chętnie dowiedziałabym się, skąd wziął pomysły na książkę… i czy hiszpański świat kasyn wygląda właśnie tak, jak w „Anie”.


* * *

Żadna z nich [wizji] się nie urzeczywistniła. Tej nocy nikt, żywy czy martwy, nie wszedł do mojego pokoju.
Byłam sama. Z moimi lękami. Z bólem w piersi i w wielu innych częściach ciała, w głowie i, za przeproszeniem, w duszy. Wiedziałam, że muszę podjąć jakąś decyzje.
Powiedziałam sobie: nigdy więcej skrótów ani półśrodków.
Fragment „Any” Roberta Santiago


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Muza!

2 komentarze:

  1. Matko boska jakie wielkie tomiszcze. Mam podobne obawy co Ty przy takich grubych książkach... Choć jestem zdziwiona, bo przeważnie thrillery kończą się 400 coś... Nie czuję się zachęcona do książki, ale brzmi całkiem ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi ciekawie :D
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony