Dzisiejszy wpis to coś, co od dłuższego czasu się we mnie zbierało, a ostatnio, przez recenzję książki Maybe Someday Hoover autorstwa Stelli Agi (którą z resztą możecie znaleźć tutaj) chyba coś we mnie pękło i czuję, że chcę się z Wami podzielić moimi refleksjami. Zapraszam więc do lektury i dyskusji na dany temat, jeśli tylko poczujecie ku temu chęć.
![]() |
źródło |
Pamiętam moją pewną rozmowę sprzed kilku lat. Toczyła się na naszym starym i dobrym GG. Akurat zachwycałam się Wiedźminem, podziwiając to, jak Andrzej Sapkowski cudownie konstruuje swoje opowiadania i na dodatek czuć, że chce nam coś przekazać, że chce czegoś nauczyć. Mój rozmówca jednak mojego zdania nie podzielał, uznając, że pieprze bzdury, posądzając naszego polskiego mistrza fantastyki o coś takiego. Nie powiem, poczułam lekką konsternacje z tego powodu... ale jednocześnie nie potrafiłam znaleźć kontrargumentów na to, co wtedy usłyszałam.
Wręcz niemożliwe wydaje mi się to, że co wejdę na bloga i czytam recenzje, to w oczy rzucają mi się przede wszystkim takie słowa jak: pouczające, głębokie, dojrzałe, trudne, miłość, nauka, czy uczyć. I nie, nie tyczy to tylko obyczajówek, lub romansów! Nie raz wpadam na recenzje choćby powieści fantasy wręcz tymi słowami przeładowanymi. Raz, drugi, przymknęłam na to oko, ale im więcej czytam Waszych recenzji, tym bardziej nie mogę uwierzyć temu, co rodzi mi się w głowie...
![]() |
mar-ka.deviantart.com |
Moi drodzy, odpowiedzcie mi proszę: po co czytacie książkę? Chodzi mi o powieść. Zwykłą, zwyczajną powieść. No, po co? Jaki widzicie w tym sens, co Wam to daje? Jaki jest cel męczenia oczu przez zmuszanie wzroku do czytania malutkich literek? Chcecie emocji, przygody, dobrej historii? Tak? Czy nie? Bo mi zwykle wydaje się, że... nie. Że nie chcecie historii. Chcecie, aby książka pokazała Wam jak żyć. I piszecie o tym pięknie, a jakże! Już wcześniej wspomniana przeze mnie recenzja Stelli, jest przepełniona pięknymi słowami i na prawdę dobrze skonstruowana. Ale... serio? Serio, to jest Wasz cel? Czytacie książki... dla morału?
Tak. Wiem. Żyjemy w świecie, który chce nas wszystkich moralizować i pokazywać dobre ścieżki. Równouprawnienie. Życie dla wszystkich. Rozdaj wszystko co masz, bo tak trzeba. Kochaj bliźniego i wspieraj go, nawet jeśli, ba! Szczególnie, jeśli jest to człowiek, który chce Ci odebrać wszystko co masz - wszystkie Twoje prawa, cały Twój światopogląd, a najlepiej, cały Twój majątek, bo przecież mu się należy. Bo przecież to jego los pokrzywdził, nie Ciebie, co z tego, że gdy miał możliwość pracy to odrzucał ją, a Ty na to co masz pracowałeś całe swoje życie. I niestety, ten sposób myślenia jest obecnie przemycany w książkach. Większość ludzi żyjących w Europie, czy Stanach bazuje na nim, a skoro tak, to i pisarze nie są pod tym względem jakoś wyjątkowi.
A skoro nie są wyjątkowi... to na tym bazują ich książki. Pokazujące, jak można przetrwać trudną miłość, jak dać sobie radę z brakiem tolerancji, chcą uczyć, jak szukać wsparcia, nadziei, przy okazji próbując podbudować pewność siebie czytelnika (co przy takim ciągu myślowym jest na prawdę trudne do osiągnięcia, ale nad tym może nie będę się rozwodzić)...
Piękne wartości, przynajmniej wtedy, gdy się o nich słucha.
Ale wróćmy do celu czytania książek.
Stanęliśmy na tym, że w recenzjach widzę nadmiar zachwytów nad moralną wartością treści.
A pamiętacie może, co powiedział już jakiś czas temu Eco?
Kto czyta książki – żyje podwójnie
Tyle, że jak już pisałam, mam wrażenie, że większość osób o tym zapomina.
![]() |
sacm88.deviantart.com |
Powieść jako taka to coś, co jest pisane przede wszystkim nie po to, by nas czegoś nauczyć. Nie po to, byśmy dumali godzinami nad tym, co autor miał na myśli. To nie jest poezja, to nie jest wiersz! To historia, która ma nam dać możliwość przeżycia życia po raz kolejny. To coś, co ma pozwolić się nam odprężyć, znaleźć w miejscach, w których chcemy (lub nie) być, to coś, co ma poruszyć naszą wyobraźnię, aby ta przed naszymi oczami tworzyła barwne obrazy. Ale na pewno jego podstawową funkcją nie jest nauczenie nas czegoś.
Skąd więc taka fascynacja pouczającą treścią? Po co mam czytać coś, co jest napakowane treściami, mającymi wzbudzić we mnie współczucie, czy głębsze refleksje i robi to wręcz na siłę, próbując mnie do tego nie raz nawet zmusić? To chyba jeden z głównych powodów, dla których raczej nie czytam obyczajówek. Za często to robią. Zdecydowanie.
Nie zrozumcie mnie źle. Nie uważam, aby pisarz miał tworzyć coś, niemającego żadnej wartości. Każda historia czegoś uczy. Każda, nie ważne jaka. Każde przeczytane zdanie - no nowa wiedza. Problem polega na tym, że gdy przekazanie nam morałów jest dla pisarza głównym celem, obawiam się, że... coś tu nie gra. Wróćmy choćby do Sapkowskiego. Kto czytał, ten wie, że można znaleźć w jego tekstach wiele mądrych słów. Ale... mój rozmówca sprzed kilku lat miał świętą racje. Sapkowski, pisząc, chciał przedstawić historię. Układał słówka w poprawnej kolejności, tak, by zaciekawiły czytelnika. Nie nauczanie było jego głównym celem. A że przy okazji tworzył wiele opowiadań na wzór baśni, to i jakieś morały, bardziej, lub mniej widoczne, się w nich znalazły. Rozumiecie, o co mi chodzi? Mądre książki, mądre powieści - tak, jestem za. Ale pod warunkiem, że celem autora nie było wmuszenie w nas jego wartości. Bo jeśli będę takie chciała, otworze baśnie, albo powiastkę filozoficzną, a nie obyczajówkę.
![]() |
depyy.deviantart.com |
Nie wiem, jakie jest Wasze zdanie na ten temat... ale na pewno proszę Was o jedno: jeśli macie ochotę sprawić mi przyjemność, unikajcie nadmiernych opisów tego, jak głęboki był tekst w Waszych recenzjach. Spróbujcie to nieco ograniczyć, a na pewno przychylniej spojrzę na te pozycje. Bo powieść ma być historią, a nie lekcją religii.