Chyba nie wytrzymam długo, nie publikując tu zupełnie nic: dlatego chyba na razie zrezygnuje z publikowania regularnie na rzecz wrzucania postów, gdy najdzie mnie ochota. A że w ostatnich dniach coś przeczytałam... chce się z Wami tym podzielić.
Czasem zdarzy się, że moja mama przyniesie z pracy makulaturę - książki, które zostały oddane na przetworzenie, często stara, nie raz niedostępne, lub po prostu dostępne trudniej. Sięgam po nie dość rzadko, często bojąc się pożółkłych, starych stron i spodziewając się czegoś nudnego. Nie inaczej było z Wyprawą Kon-Tiki, która trochę u mnie przeleżała. Moje wydanie z 1955 roku nie wygląda już najprzyjaźniej... ale za to jego dusza już sporo przeszła :D
Tytuł: Wyprawa Kon-Tiki
Autor: Thor Heyerdahl
Liczba stron: 228
Gatunek: reportaż
Gatunek: reportaż
1947 rok. Thor Heyerdahl, norweski odkrywca i podróżnik postanawia sprawdzić swoją teorię, jakoby mieszkańcy Polinezji przypłynęli na wyspy z okolic dzisiejszego Peru. Dla wszystkich wokół wydaje się to wręcz niemożliwe: ludy te pływały na niewielkich tratwach, jakże więc mogliby przepłynąć na nich 4 000 kilometrów? Heyredahl organizuje więc wyprawę, odtwarzając ich środek transportu i wraz z piątką ochotników wyrusza w podróż.
Brzmi to jak niezła bajka, prawda? Tratwą. Przez ocean. W sześć osób, bez nawigacji i żadnego sprzętu elektronicznego, no, może poza starym radiem, które przecież nie było nadzwyczaj zaawansowane technologicznie. Ale... to nie bajka, a wyprawa, która zapisała się w naszej historii, mimo, że obecnie chyba mało kto o niej wie. W każdym razie, ja nie wiedziałabym, gdyby nie książka Heyerdahla.
To dzieło jest czymś nadzwyczajnym - bo opowiada o nadzwyczajnej, ale prawdziwej historii. Napisał ją człowiek, który to zorganizował, wziął udział i.... przeżył. Choćby z tego powodu Wyprawie Kon-Tiki należy się ogromny szacunek. Ale nie tylko! Mimo, że stara okładka wcale nie zachęca, a pozornie pomysł wydawać mógłby się nudny - no bo ile można czytać o oceanie - to na prawdę coś dobrego i ciekawego do przeczytania. Owszem, nie znajdziemy tu masy akcji i jej niemal magicznych zwrotów, czy romansów, ale obraz oceanu, jaki pokazuje nam autor jest wprost przepiękny. Na prawdę, jego opisy są tak plastyczne, że nie raz idzie się tym zachwycić i przeżywać tą podróż razem z nim. Heyerdahal raczej nie nudzi, przedstawiając nam swoją historię w niezwykle ciekawy sposób.
W tym reportażu trudno mówić o jakiś... konkretnych bohaterach. To znaczy, owszem, mamy członków wyprawy, poznajemy ich, ale autor nie skupia się na ich psychice i nie opisuje zbyt dokładnie więzi, która ich połączyła, raczej mówiąc nam o tym, jak można przeżyć na oceanie, jak stresuje się tratwą, co można zobaczyć, czy spotkać na oceanie, gdy w pobliżu nie ma głośnego silnika, straszącego ryby. I.. tak, to jest właśnie niezwykłe, bo dzięki przeczytaniu Wyprawy Kon-Tiki można dowiedzieć się wielu ciekawych i nie raz zaskakujących rzeczy o oceanie, których nie znajdzie się w powieściach innych, którzy pływali wielkimi statkami, albo nawet - w ogóle na oceanie nie byli.
To, co podobało mi się w moim wydaniu, to zdjęcia załączone do niego. Czarno-białe, ale wyraźnie pokazujące ludzi i zdarzenia o których można przeczytać, dając świadectwo tego, że cała ta wyprawa na prawdę miała miejsce.
Jeśli tylko macie możliwość, na prawdę polecam po Wyprawę Kon-Tiki sięgnąć: bo to dobrze napisany reportaż, opowiadający niewiarygodną historię i na pewno będzie ciekawą odskocznią od typowych powieści.
To, co podobało mi się w moim wydaniu, to zdjęcia załączone do niego. Czarno-białe, ale wyraźnie pokazujące ludzi i zdarzenia o których można przeczytać, dając świadectwo tego, że cała ta wyprawa na prawdę miała miejsce.
Jeśli tylko macie możliwość, na prawdę polecam po Wyprawę Kon-Tiki sięgnąć: bo to dobrze napisany reportaż, opowiadający niewiarygodną historię i na pewno będzie ciekawą odskocznią od typowych powieści.
Jakoś nie lubię takiej tematyki. Książka wydaje się być ciekawa, ale nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńRzadko czytam tego typu książki, a jeśli już to z jakichś mniej odległych lat. :)
OdpowiedzUsuńhttp://recenzandia.blogspot.com/
Rany, zazdroszczę Ci tych starych książek - chętnie bym się w nich zagrzebała :D Sama powieść wydaje się interesująca, zwłaszcza że, jak mówisz, powstała na faktach. Gdybym miała możliwość, to pewnie bym po nią sięgnęła :)
OdpowiedzUsuńhttp://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/
Z tego, co wiem, na allegro można znaleźć nawet nowe wydanie, także akurat ona aż taka zapomniana nie jest, chociaż obecnie mało kto słyszał ;P
UsuńRzadko sięgam po starsze niż kilkanaście lat książki, nie licząc tu, oczywiście, lektur szkolnych. Takie okładki jak ta zwykle mnie odstraszają i nie dostrzegam niczego, co mogłoby mnie zachęcić do poznania zawartości. Szczerze mówiąc nawet Twoja recenzja nie do końca przekonała mnie do przeczytania tej historii. Owszem, wydaje się ciekawa, a wybranie się w tak ryzykowną, daleką podróż przy ograniczonych możliwościach ochrony przed ewentualnymi zagrożeniami zasługuje na podziw, ale wydaje mi się, że to po prostu nie jest książka dla mnie. Z drugiej strony nie jest jakaś bardzo długa, więc kto wie, może kiedyś przejrzę :)
OdpowiedzUsuńrude-pioro.blogspot.com
Wiem, że mało kto w ogóle będzie miał ochotę po nią sięgnąć, bo i trudniej dostępna, i nie jest tym, co się zwykle czyta ;p Ale jak jest pod ręką myślę, że warto sięgnąć.
UsuńJak trafisz, to bierz :D Jest co czytać :)
OdpowiedzUsuńChyba jednak nie moja tematyka, ale co mi szkodzi kiedyś spróbować :P
OdpowiedzUsuńJeśli gdzieś na nią trafię, to z chęcią wezmę. A stare książki są najlepsze;)
niecoironicznie.blogspot.com
Nominuję cię do LBA więcej informacji na moim blogu
OdpowiedzUsuńdziewczynysieznaja.blogspot.com