czwartek, 18 maja 2017

Stanie się czas: Niezwykłe dziecko

O tej książce bardzo chce powiedzieć – bo myślę, że część z Was się nią zainteresuje – ale jednocześnie wiem, że możecie mieć problem z dostaniem jej.  W normalnej sprzedaży nie była od dawna, w 2010 pojawiła się jedynie jako dodatek do „Fantastyki”. Niemniej, sprawdzałam sieć i jeśli chcecie, czasem można ją dostać z drugiej ręki, poza tym w niektórych bibliotekach też powinna być.

Tytuł: Stanie się czas
Autor: Poul Anderson
 Liczba stron: 232
Gatunek: science-fiction

Przed II Wojną Światową dr Anderson odbiera poród swojej znajomej. Na świat przychodzi zdrowy chłopczyk. Tyle, że to zwykłego jest mu trochę daleko: Jack to ciche dziecko, zamknięte w sobie i czasem – nie wiadomo czemu – znikające. Mimo baku kolegów ma olbrzymią wyobraźnie i od czasu, do czasu dziwnie się zachowuje. Dopiero z czasem doktor odkrywa jego tajemnice: Jack jest podróżnikiem w czasie.

Przy starszych, albo niezbyt znanych pozycjach zawsze obawiam się jednego: topornego tłumaczenia, lub niemiłego stylu autora. Jaka więc była moja radość, gdy po dwóch stronach „Stanie się czas” zamiast odrzucić ją w kąt ja chciałam więcej! Chociaż styl Andersona jest dość surowy to autor bardzo zgrabnie prowadzi narracje i książkę po prostu dość lekko się czyta. Przy okazji sam sposób poprowadzenia historii jest dość ciekawy. Historię obserwujemy z perspektywy doktora, który rozmawia z Jackiem. Czasem przenosimy się do głowy chłopca, ale cały czas wiemy, że głównemu bohaterowi właśnie ktoś o tym opowiada. To sprawia, że ta krótka historia nabiera pewnego dynamizmu, mimo, że bądź co bądź, brakuje w niej emocji, które mogłyby przyciągnąć większą rzeszę czytelników.
Wydaje mi się, że to właśnie taki styl jest największym  problemem autora. Gdyby napisana była w bardziej emocjonujący sposób pewnie łatwiej byłoby zatuszować pewne nielogiczności, które często tak, czy siak pojawiają się w historiach poruszających tematykę podróży w czasie. Bo choć to temat bardzo ciekawy to niełatwy do ugryzienia przez kogokolwiek. Tej książki po prostu nie da się przeczytać bez choćby jednej myśli „ej, zaraz, to bez sensu”, mimo że w np. „Trylogii Czasu” Gier na ten sam problem nikt nie zwróciłby uwagi: to jednak zbyt poważna pozycja, by czytelnik przeszedł obok tego obojętne.
Pomimo pewnych wad i tego, że za podróżami w przyszłość które zajmują sporo kartek, nie przepadam to ze „Stanie się czas” warto się zapoznać. Historia na swój sposób potrafi zaciekawić. Jack to dość ciekawa i dobrze skonstruowana postać. Doktor, jako narrator także się sprawdza, zwłaszcza, że Anderson nie skupia się na nim i jego prywatnym życiu: o tym, co się u niego dzieje dowiadujemy się z półsłówek, które od czasu, do czasu nam podsuwa.
Muszę też dodać, że nie jest to „typowe” SF. Podobnie jak w przypadku „Wydrążonego człowieka” mamy tu jeden główny element fantastyczny: podróże w czasie. Książka to science-fiction  tylko dlatego, że bohaterowie próbują zrozumieć poruszanie się w czasie w sposób naukowy. No i dlatego, że spora część podróży Jacka odbywa się w odległą przyszłość. Nie mniej, nie więcej ;)
Choć nie jest to najlepsza powieść, jaką przeczytałam to tym, którzy szukają przygody powiązanej z podróżami w czasie serdecznie ją polecam: być może akurat Anderson Was uwiedzie, a nawet jeśli nie to obok tak ciekawego motywu po prostu nie da się przejść obojętne. Niech też nie straszy Was gatunek powieści, bo to w tym przypadku naprawdę nie jest najbardziej istotne.

* * *

– To Johnny! ... Było ich dwóch. Potem znów został jeden. – Załkała – Ale to ten drugi!
Błagała mnie spojrzeniem, żebym uwierzył w to, co mi opowiada.
– Kąpałam go, kiedy usłyszałam płacz dziecka. Myślałam, że to sąsiedzi, albo coś takiego. Ale płacz dochodził z sypialni. Owinęłam Johna w ręcznik – przecież nie mogłam go zostawić w wodzie – i wzięłam go na ręce. Poszłam zobaczyć, co się dzieje. W jego łóżeczku leżało nagie dziecko. Płakało i wierzgało nóżkami, bo się zmoczyło. Byłam taka zaskoczona, że... upuściłam Johna, kiedy pochylałam się nad łóżeczkiem. Powinien upaść na materac... Ale, Boże! On nie upadł. Zniknął. Złapałam go instynktownie, lecz w ręku został mi tylko ręcznik. John zniknął! chyba straciłam przytomność. Kiedy ją odzyskałam, już nic nie było...

Fragment „Stanie się czas” Poula Andersona


10 komentarzy:

  1. Ciekawa historia jeżeli dostane ja w jakiejś ksiegarni to na pewno kupię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ma ten moment w ksiegarniach jej nie ma.

      Usuń
  2. Nie przepadam za wątkami poruszania się w czasie i kolejnym minusem tej książki jest bezemocjonalne pisanie. Może się skuszę, ale nie w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że gdzieś już umarła publikacyjnie, bo pewnie poszłabym kupić.

    OdpowiedzUsuń
  4. raczej nie dla mnie, chociaż kto wie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka ciekawa z opisu i Twoje recenzji, ale chyba nie przemawia do mnie. A skoro jest tak trudno dostępna to chyba tym lepiej. ;)

    Buziaki. :**

    OdpowiedzUsuń
  6. A mnie zaciekawiła! Uwielbiam wątki podróży w czasie, zwłaszcza z naukowymi próbami uzasadnienia. Będę przeszukiwać biblioteki. A może ktoś ma na półce niechcący? Zobaczymy. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tam podziękuję już za podróże w czasie :P TC mnie wystarczająco zraziło :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle, że to z książkami Gier nie ma kompletnie nic wspólnego ;P

      Usuń
  8. Fakt, poruszając taką tematykę, łatwo zgubić sens tu i ówdzie. ;)
    Póki co mam inne czytelnicze plany, ale jeśli kiedyś natknę się na tę książkę w bibliotece, to czemu nie?
    Pozdrawiam,
    Aya

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony