O
tej książce bardzo chce powiedzieć – bo myślę, że część z Was się nią
zainteresuje – ale jednocześnie wiem, że możecie mieć problem z dostaniem
jej. W normalnej sprzedaży nie była od
dawna, w 2010 pojawiła się jedynie jako dodatek do „Fantastyki”. Niemniej,
sprawdzałam sieć i jeśli chcecie, czasem można ją dostać z drugiej ręki, poza
tym w niektórych bibliotekach też powinna być.
Tytuł: Stanie się czas
Autor: Poul Anderson
Liczba stron: 232
Gatunek: science-fiction
Przed II Wojną Światową dr
Anderson odbiera poród swojej znajomej. Na świat przychodzi zdrowy chłopczyk.
Tyle, że to zwykłego jest mu trochę daleko: Jack to ciche dziecko, zamknięte w
sobie i czasem – nie wiadomo czemu – znikające. Mimo baku kolegów ma olbrzymią
wyobraźnie i od czasu, do czasu dziwnie się zachowuje. Dopiero z czasem doktor
odkrywa jego tajemnice: Jack jest podróżnikiem w czasie.
Przy
starszych, albo niezbyt znanych pozycjach zawsze obawiam się jednego: topornego
tłumaczenia, lub niemiłego stylu autora. Jaka więc była moja radość, gdy po
dwóch stronach „Stanie się czas” zamiast odrzucić ją w kąt ja chciałam więcej!
Chociaż styl Andersona jest dość surowy to autor bardzo zgrabnie prowadzi
narracje i książkę po prostu dość lekko się czyta. Przy okazji sam sposób
poprowadzenia historii jest dość ciekawy. Historię obserwujemy z perspektywy
doktora, który rozmawia z Jackiem. Czasem przenosimy się do głowy chłopca, ale
cały czas wiemy, że głównemu bohaterowi właśnie ktoś o tym opowiada. To
sprawia, że ta krótka historia nabiera pewnego dynamizmu, mimo, że bądź co
bądź, brakuje w niej emocji, które mogłyby przyciągnąć większą rzeszę
czytelników.
Wydaje mi się, że to właśnie taki styl jest największym problemem autora. Gdyby napisana była w bardziej
emocjonujący sposób pewnie łatwiej byłoby zatuszować pewne nielogiczności,
które często tak, czy siak pojawiają się w historiach poruszających tematykę podróży
w czasie. Bo choć to temat bardzo ciekawy to niełatwy do ugryzienia przez
kogokolwiek. Tej książki po prostu nie da się przeczytać bez choćby jednej
myśli „ej, zaraz, to bez sensu”, mimo że w np. „Trylogii Czasu” Gier na ten
sam problem nikt nie zwróciłby uwagi: to jednak zbyt poważna pozycja, by
czytelnik przeszedł obok tego obojętne.
Pomimo pewnych wad i tego, że za podróżami w przyszłość które zajmują sporo kartek,
nie przepadam to ze „Stanie się czas” warto się zapoznać. Historia na swój
sposób potrafi zaciekawić. Jack to dość ciekawa i dobrze skonstruowana postać.
Doktor, jako narrator także się sprawdza, zwłaszcza, że Anderson nie skupia się
na nim i jego prywatnym życiu: o tym, co się u niego dzieje dowiadujemy się z
półsłówek, które od czasu, do czasu nam podsuwa.
Muszę
też dodać, że nie jest to „typowe” SF. Podobnie jak w przypadku „Wydrążonego
człowieka” mamy tu jeden główny element fantastyczny: podróże w czasie. Książka
to science-fiction tylko dlatego, że
bohaterowie próbują zrozumieć poruszanie się w czasie w sposób naukowy. No i
dlatego, że spora część podróży Jacka odbywa się w odległą przyszłość. Nie
mniej, nie więcej ;)
Choć
nie jest to najlepsza powieść, jaką przeczytałam to tym, którzy szukają
przygody powiązanej z podróżami w czasie serdecznie ją polecam: być może akurat
Anderson Was uwiedzie, a nawet jeśli nie to obok tak ciekawego motywu po prostu
nie da się przejść obojętne. Niech też nie straszy Was gatunek powieści, bo to
w tym przypadku naprawdę nie jest najbardziej istotne.
* * *
– To Johnny! ... Było
ich dwóch. Potem znów został jeden. – Załkała – Ale to ten drugi!
Błagała mnie
spojrzeniem, żebym uwierzył w to, co mi opowiada.
– Kąpałam go, kiedy
usłyszałam płacz dziecka. Myślałam, że to sąsiedzi, albo coś takiego. Ale płacz
dochodził z sypialni. Owinęłam Johna w ręcznik – przecież nie mogłam go
zostawić w wodzie – i wzięłam go na ręce. Poszłam zobaczyć, co się dzieje. W
jego łóżeczku leżało nagie dziecko. Płakało i wierzgało nóżkami, bo się
zmoczyło. Byłam taka zaskoczona, że... upuściłam Johna, kiedy pochylałam się
nad łóżeczkiem. Powinien upaść na materac... Ale, Boże! On nie upadł. Zniknął.
Złapałam go instynktownie, lecz w ręku został mi tylko ręcznik. John zniknął!
chyba straciłam przytomność. Kiedy ją odzyskałam, już nic nie było...
Ciekawa historia jeżeli dostane ja w jakiejś ksiegarni to na pewno kupię :)
OdpowiedzUsuńNiestety, ma ten moment w ksiegarniach jej nie ma.
UsuńNie przepadam za wątkami poruszania się w czasie i kolejnym minusem tej książki jest bezemocjonalne pisanie. Może się skuszę, ale nie w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że gdzieś już umarła publikacyjnie, bo pewnie poszłabym kupić.
OdpowiedzUsuńraczej nie dla mnie, chociaż kto wie :)
OdpowiedzUsuńKsiążka ciekawa z opisu i Twoje recenzji, ale chyba nie przemawia do mnie. A skoro jest tak trudno dostępna to chyba tym lepiej. ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki. :**
A mnie zaciekawiła! Uwielbiam wątki podróży w czasie, zwłaszcza z naukowymi próbami uzasadnienia. Będę przeszukiwać biblioteki. A może ktoś ma na półce niechcący? Zobaczymy. :)
OdpowiedzUsuńJa tam podziękuję już za podróże w czasie :P TC mnie wystarczająco zraziło :P
OdpowiedzUsuńTyle, że to z książkami Gier nie ma kompletnie nic wspólnego ;P
UsuńFakt, poruszając taką tematykę, łatwo zgubić sens tu i ówdzie. ;)
OdpowiedzUsuńPóki co mam inne czytelnicze plany, ale jeśli kiedyś natknę się na tę książkę w bibliotece, to czemu nie?
Pozdrawiam,
Aya