„Notre-Dame
de Paris” jest dla mnie dość nostalgicznym mucialem. Już będąc w gimnazjum
znałam kilka piosenek z niego i słuchałam ich głównie po francusku, mimo, że
tego języka wcale nie znam. Dlatego gdy okazało się, że Teatr Muzyczny w Gdyni im. Danuty Baduszkowej
go wystawia, a na dodatek jedna z głównych postaci grana jest przez przez Janka
Traczyka (możecie znać go ze Studia Accantus) po prostu musiałam się na niego
wybrać.
Bilety
rezerwowałam zaraz po świętach, lecz mimo, że na spektaklu byłam 30 marca udało
mi się kupić je dokładnie w ostatnim rzędzie, na samym boku sali. Innych już po
postu nie było. Nie miałam pojęcia, jak ona wygląda i bałam się, że będę z tego
miejsca źle widzieć, ale... choć owszem, miałam daleko do sceny to widoczność
była naprawdę niezła.
Jeśli
nie wiecie czym w ogóle jest „Notre-Dame de Paris” już śpieszę z wyjaśnieniami.
Musical powstał na bazie romantycznej książki, francuskiej klasyki pt. „Katedra
Najświętszej Maryi Panny w Paryżu” Wiktora Hugo, a na połączeniu tych dwóch
dzieł bazował Disney nagrywając „Dzwonnika z Notre Dame”. Choć... z książki
Disney wziął chyba tylko kozę Esmeraldy, której po prostu nie ma w musicalu z
przyczyn dość oczywistych :) EDIT: Błąd rzeczowy się wkradł: bajka Disney'a powstała PRZED musicalem. Najwyraźniej albo twórcy mieli podobne pomysły, albo musical bazował nieco na paru pomysłach z bajki :)
Historia
opowiada o młodej cygance żyjącej w XV wieku, w Paryżu. Esmeralda, bo jak się
domyśliliście tak ma na imię, słynie z tego, że tańczy pod Katedrą Najświętszej
Maryi Panny kradnąc serca wszystkich wokół, w tym księdza Frollo, strażnika
Febusa oraz dzwonnika Quasimodo. Musical porusza także problematykę uchodźców,
ale z tego co wiem między innymi w tym odbiera od oryginału.
Szczerze
przyznam, gdybym nie znała wcześniej jako tako historii chwilami nie wiedziałabym
o co w ogóle chodzi: nie znałam wszystkich piosenek, a na scenie wiele rzeczy
dzieje się w sposób symboliczny. Jeśli przypadkiem umknęło mi któreś słowo z
tekstu musiałam chwilę pomyśleć o co w ogóle chodzi. Dlatego jeśli planujecie
zapoznać się z tym musicalem, czy to w Gdyni, czy to gdziekolwiek indziej –
najpierw zorientujcie się o co w nim mniej więcej chodzi :)
Najbardziej
emocjonalny dla mnie osobiście był początek spektaklu. To właśnie w pierwszej
połowie pojawiły się piosenki, które znałam i skłamałabym mówiąc, że nie
zeszkliły mi się oczy. Nostalgia i sam „wybuch” muzyki sprawił, że emocje
trochę mi „puściły”. Niemniej, później zdecydowanie się uspokoiłam, a że
zakończenie było mi znane szczerze mówiąc wcale mnie nie ruszyło. Chociaż
szczerze mówiąc dziwnie poczułam się w trakcie oklasków: musical nie kończy się
wielką sceną, jak to zwykle bywa, a czymś stosunkowo niewielkim, na dodatek
smutnym.... a ja mam wstać i klaskać..?
Na
moje nieprofesjonalne oko cała ekipa sprawdziła się naprawdę dobrze. Może nie
czuje się oświecona wokalami, ale były dobrze dobrane, a całość po prostu
bardzo ładnie współgrała ze sobą. Niestety, uważam, że z tłumaczeniami mogłoby
być nieco lepiej... Miałam wrażenie, że przez większą część spektaklu aktorzy
mieli do wyśpiewania za dużo słów na za małą ilość nut :c
Mimo
tej małej „wpadki” z tłumaczeniem jestem szczęśliwa, że udało mi się zobaczyć
tę sztukę na żywo; musical jest naprawdę cudowny. Jeśli tylko możecie,
zapraszam do odwiedzenia teatru w Gdyni, a jeśli nie możecie sięgnijcie chociaż
po książkę Hugo (której ja nie znam i nie planuje, ale jeśli wolicie – samą
historię polecam), albo po francuską wersje musicalu: możecie go znaleźć na Youtube
z polskimi napisami (pierwsza część powyżej).
Ach,
cóż mi z tego posta wyszło :) Ani to recenzja, ani same przemyślenia :D
źródło: gazeta.pl |
Dalabym sie zabic za bilet chocby w ostatnim rzedzie ..
OdpowiedzUsuńMusical wystawiają cały czas, więc bez problemu można bilety kupić :)
UsuńWidziałam, mieszkam w Gdyni więc daleko nie miałam ;)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz od dawna byłam w teatrze i się zachwyciłam. Poszłabym jeszcze raz!
Bardzo lubię musicale, ale do Gdyni niestety mam trochę daleko... Dzwonnik z Notre Dame to kiedyś była jedna z moich ulubionych bajek, więc z chęcią zobaczyłabym sztukę, na której bazował Disney. :)
OdpowiedzUsuńW tekście jest błąd rzeczowy który potem poprawię. Dzwonnik powstal przed musicalem.
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam na musicalu, kiedyś z pewnością wybiorę się. Ogromnie ciekawi mnie jak to jest.
OdpowiedzUsuńMuszę na to pójść, chociaż mam ogromny sentyment do wersji francuskiej, obawiam się, że piosenki by mi "nie brzmiały"/
OdpowiedzUsuńNiby mnie zaciekawiłaś, chociaż... Nie jestem na 100% przekonana. Do Gdyni mam za daleko, ale w Wawie pewnie też wystawiają :) Może, może...
OdpowiedzUsuńNiestety, oni tylko w Gdyni są, ALE w Wawie masz masę teatrów muzycznych, Romę choćby :) Teraz masz tam "Pilotów", "Mamma mię", "Alicję w krainie czarów", "Księgę Dżungli" i parę innych spektakli ":)
UsuńAle to zawsze jak się idzie na musical to lepiej zapoznać się z historią, bo wiadomo, że coś może umknąć :)
OdpowiedzUsuńJa bym poszła na Aferę w wykonaniu Accantusa - to jedyny musical, o jakim marzę :P
Ależ zazdroszczę! Bardzo chciałabym zobaczyć ten musical na żywo. Właśnie z Jankiem Traczykiem. :)
OdpowiedzUsuńChętnie bym się tam znalazła, od czasu do czasu lubię wyjścia na takie spektakle ;)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci ogromnie zobaczenia na żywo tego musicalu. :)
OdpowiedzUsuńChoć musicalu nie obejrzę na żywo, to się okazało, że w domu mam książkę Wiktora Hugo „Katedra Najświętszej Maryi Panny w Paryżu”. Chyba czas ją wreszcie poznać. :)
Zazdroszczę ci możliwości zobaczenia tego musicalu :(
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie !
http://aleksandraweronikaplaziak.blogspot.com
Akurat dzisiaj opowiadała mi o tym moja koleżanka XD Na pewno kiedyś obejrzę ten musical!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Wzruszające, bajkowe, symboliczne - to brzmi świetnie, ale do Gdyni pewnie na razie będzie mi mało po drodze. Ale zapamiętam, zwłaszcza, że rzadko czytam rzeczowe opinie o musicalach. :)
OdpowiedzUsuń