środa, 26 kwietnia 2017

Bramy Światłości: Tom 1: Jasność powraca?

Gdy pisałam recenzje drugiego tomu „Zbieracza burz” przekonana byłam, że moja przygoda z Abadonem oraz całą resztą niebiańskiej zgrai Kossakowskiej dobiegła końca. Możecie więc sobie wyobrazić, jak wielki przypływ radości poczułam, gdy okazało się, że autorka wróciła do serii. Trafiła do mnie jeszcze w styczniu, a na jej lekturę poświęciłam ostatnie dni tegoż miesiąca. Jeśli chcecie wiedzieć, jak odebrałam „Bramy światłości” zapraszam do recenzji.

Tytuł: Bramy Światłości: Tom 1
Tytuł serii:  Zastępy Anielskie
Numer tomu: 5
Autor: Maja Lidia Kossakowska
 Liczba stron: 512
Gatunek: angel fantasy, przygodowe fantasy

Do Królestwa powraca Serada niosąc wielkie wieści: Jasność jest w królestwie. W Sferach Poza czasem, odległych, niebezpiecznych, ale jednak – dostępnych. Regent królestwa nie traci ani chwili: natychmiast organizuje wyprawę, która ma nawiązać kontakt z Bogiem. Oczywiście, tak trudna wyprawa nie może odbyć się bez Tańczącego na Zgliszczach. Ten na razie po ostatnich przygodach nie jest w najlepszych relacjach ze swoimi przyjaciółmi...

Czytasz książkę. A przynajmniej niby to robisz, ale w praktyce masz wrażenie, jakbyś siedział właśnie w barze, wysłuchując opowieści kogoś sobie bliskiego, lekko podchmielonego, ale jednak w dobrym nastroju i z wielkim talentem do snucia opowieści. A o czym słuchasz? Oczywiście, że o olbrzymich przygodach już niekoniecznie tak wielkich Skrzydlatych. I choć chcesz, by ta chwila trwała jeszcze długo to prędzej, niż Ci się wydaje możliwe noc jest już późna, piwa brakuje, a opowieść się kończy. Cóż, mniej więcej tak czułam się czytając „Bramy Światłości”.
Pewna, że już więcej nie spotkam moich ukochanych postaci niezwykle uradowałam się tym, że mogę znów wrócić do ich świata, zwłaszcza, że bardzo lubię styl Kossakowskiej. Nie pisze może w najpiękniejszy z możliwych sposobów (mimo, że chwilami opisy potrafią zachwycać), ale jej głos jest tak przyjemny dla ucha, że po prostu nie chce się książki odkładać. Czasem jej pomysły są absurdalne, czasem – po prostu zabawne. Innym razem mrożą krew w żyłach w chwili, w której naszym bohaterom może coś się stać, a jeszcze kiedy indziej sprawia, że zachwycamy się pięknem otaczającego nas świata. Często puszcza oko do czytelnika i sprawia, że ten po prostu czuje się częścią historii. Zdaje sobie sprawę, że znam wiele autorów, którzy piszą ładniej, ale przecież nie zawsze musi być najpiękniej. Wystarczy, by było ludzko i... ciekawie. A styl Kossakowskiej właśnie taki jest.
„Bramy Światłości” to fantasy drogi, przygody: większa część akcji skupia się na podróży Abadona z grupą Serady. Sprawiło to, że Gabriela, czy mojego ukochanego Razjela nie było w niej zbyt wiele, a większość postaci drugoplanowych raczej więcej na kartach powieści się nie pojawi, ale nie narzekam. Kolejne spotkanie ze Skrzydlatymi było jak najbardziej owocne.
Bo może i nie miałam Razjela, ale za to autorka postawiła na dwie inne, dość ciekawe, postacie. Przede wszystkim na Piołuna: ukochanego konia Abadona, który jeszcze nigdy nie odgrywał aż tak ważnej roli. A to bardzo ciepła postać, która chwilami potrafi przerazić swoimi absurdalnymi myślami (które dla niej są oczywistością), by chwilę później rzec coś w zadziwiająco mądrego. W ogóle, mam wrażenie, że Kossakowska niezwykle ciepło opisuje wszystkie zwierzęta będące związane z jej postaciami, nie ważne, czy są to koty, czy mantikory.
Druga postać, Serada, to dość typowy charakter: podróżniczka, pragnąca poznać świat jak najlepiej. Opisać go, dotknąć, zobaczyć, poczuć. I mimo, że nie ma w niej niemal nic zaskakującego to siła jej charakteru ma w sobie coś przyciągającego.
Nie chcę zbyt wiele zdradzać co do treści, ale fanom naszego kochanego Niosącego Światło, czy też Lampki, zwanego Lucyferem niosę dobrą nowinę: pan romantyczny buntownik w tej części również występuje i jak zawsze, musi wtrącić do swojej sprawy trzy grosze. Wydaje mi się jednak, że jego wątek zostanie bardziej rozwinięty w kolejnych tomach.
Na koniec muszę dodać kilka słów dotyczących samego wydania. Choć okładka nie do końca mi się podoba (jak z resztą prawie każda z tej serii) to ilustracje wewnątrz są niezwykle klimatyczne, co naprawdę zasługuje na uznanie.

„Zastępy anielskie” polubiłam już jakiś czas temu i nie mam zamiaru przestać. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom „Bram Światłości”, a wszystkich innych zachęcam do czytania, bo to jest po prostu bardzo przyjemna przygoda.

* * *

Razjelu, wróciłam... wróciłam, Razjelu.
Ten głos, spokojny, pozbawiony emocji, huczał mu w głowie niczym ryk burzy, przelewał się przez kolejne warstwy sennych koszmarów, drążył pokłady wspomnień, spływał  w głąb serca, palącymi kroplami żaru, które były gorzkie i słone. Zupełnie jak łzy.
To już tak dawno, tyle czasu minęło, uświadomił sobie, lecz upływ lat nijak nie zdołał naprawić tego,  co pozostało trwale złamane, potrzaskane w drzazgi niczym stara skorodowana kość. A odłamki, och, te cholerne odłamki, wciąż były tak samo ostre jak w dniu, w którym pozwolił, żeby odeszła na zawsze.
Fragment „Bram Światłości: Tomu 1” Mai Lidii Kossakowskiej


13 komentarzy:

  1. O widzisz, to już wiem za jaką serię muszę się zabrać w końcu. Bo jakoś ciągle odkładam na potem moje pierwsze spotkanie z Kossakowską. Troszkę mnie martwi ta powieść drogi... Poprzednie tomy też są oparte na podróży? Poratuj niewiedzącą!

    Otwórz Drzwi do Innego Wymiaru :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to z fantastyką bywa, mają elementy przygodówki, ale nie w takim stopniu jak tutaj ;) Nie ma się czego "bać". No i zaczynasz od opowiadań tak czy siak.

      Usuń
  2. Swoją przygodę z aniołami Kossakowskiej zakończyłam dawno temu i myślałam, że na dobre. Teraz mam dylemat, czytać kontynuację czy nie? Pamiętam, że książki te sprawiały mi dużą przyjemność, ale fabuła poprzednich tomów mi się rozmyła. Można czytać ten tom niewiele pamiętając z poprzedniego? Bo jeśli tak, to lecę do księgarni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się że tak. Grnut by kojarzyć głównych bohaterów i fakt, że Frey miał focha na resztę:D Sama fabuła nawiązuje do poprzednich, ale nie w jakiś ścisły sposób. To oddzielna historia.

      Usuń
  3. Oj... czeka na półce. Miłościa do tworczości Kossakowskiej zraził mnie mąż i przyznam, że teraz mam tak, że koniecznie muszę przeczytać każdą jej książkę. Tyle, ze zazwyczaj czekają one długo na swoją kolej;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dużo dobrego słyszałam o tej autorce, ale jakoś do tej pory nie po drodze mi z nią.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciągle odkładam Kossakowską na później, ale chyba czas zabrać się za "naszą anielską pisarkę", bo słyszę naprawdę dużo dobrego, a fantasy to jednak mój ulubiony gatunek. Chyba nie ma co czekać dłużej.
    Pozdrawiam
    #LaurieJanuary

    OdpowiedzUsuń
  6. Kossakowska od dawna znajduje się na mojej liście autorów, których twórczość chciałabym poznać, jednak zawsze wypada coś innego :( Jestem ciekawa tej serii, a okładka tej części jest genialna! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Cała seria już od dawna bardzo mnie kusi. Z przyjemnością dam jej szansę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetna, klimatyczna okładka. Nie znam tej serii, ale postaram się w wolnym czasie z nią zaznajomić.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kossakowska czeka u mnie na liście do przeczytania już dłuższy czas i zawsze odkładam na kiedyś ;) Chyba najwyższy czas zaznajomić się z tymi skrzydlatymi bohaterami.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest w moich czytelniczych planach. Czy bliższych czy dalszych - nie wiem, ale kiedyś na pewno!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie znam tej serii i jakoś nieszczególnie mnie do niej ciągnie. To pewnie przez gatunek :) Rzadko kiedy takie czytam :)

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony