Znów
wracamy do Sandersona... no cóż ja poradzę, muszę go „zamęczyć”, skoro dwie „trylogie” z serii są na półce :D A kto wie, może potem przyjdzie czas na inne
jego książki? To się jeszcze okaże. Na razie trzymajmy się świata „Z mgły
zrodzonego”. Zapraszam!
Tytuł: Stop prawa
Tytuł serii: Ostatnie Imperium
Numer tomu: 4
Autor: Brandon Sanderson
Liczba stron: 304
Gatunek: high fantasy
Minęło trzysta lat odkąd Ostatni
Imperator został obalony i od kiedy Zniszczenie zostało pokonane. Scadrial w
końcu odżył i zaczął się rozwijać. Broń palna, czy pociągi nikogo już tu nie
zaskakują.
Wax jest stróżem prawa w ledwo
cywilizowanej Dziczy. Katastrofa rodzinna sprawia, że musi jednak wrócić do
miasta, Elendel, jako dziedzic olbrzymiego rodu. Nie mija jednak wiele czasu,
gdy okazuje się, że stolica może być jeszcze bardziej niebezpiecznym miejscem
od barbarzyńskich terenów.
Trylogia
„Z mgły zrodzonego” składała się ze sporych cegiełek; kolejna, będąca częścią
serii „Ostatnie imperium” to książki zdecydowanie krótsze, a przy tym, jak
można się spodziewać, mniejsze i skromniejsze pod względem fabularnym. Jako, że
raczej lubię historie opowiadające o drobnych sprawach, a niekoniecznie te o
ratowaniu świata liczyłam, że będę dobrze się bawić. Niestety, ostatecznie
wyszło dość mizerne, a raczej – po prostu zwyczajnie.
Pod
względem fabularnym „Stop prawa” to po prostu kryminał. Gdyby wyjąć z historii
wszystkie elementy fantastyczne dostalibyśmy właśnie książkę tego gatunku.
Zaleta? Prawdopodobnie, choć w tym wypadku możliwości kryminału nie zostały w
pełni wykorzystane.
Z
resztą, ta książka generalnie nie wykorzystuje tego, co mogłaby zaoferować. O
ile w poprzedniej trylogii to było coś, co mnie zauroczyło tak tutaj miałam
wrażenie, że świat jest bardzo... zwyczajny, płaski, mdły. Nawiązania do
poprzedniej serii chwilami wręcz śmieszyły (no błagam, z jednego wydarzenia zrobiono
kilkanaście głupich wierzeń...), a moce bazujące na bazie metali już tak nie zachwycają.
Sanderson zdecydowanie w złą stronę popchnął swój świat.
Pociągnę
chwilę dłużej wątek mocy właśnie. W pierwszej trylogii niby cały czas
obracaliśmy się między Mglistymi, ale tło świata było na tyle mocno
rozbudowane, że nie mieliśmy wrażenia, że tylko oni są w tym świecie. W „Stopie
prawa” niemal każdy ma jakąś super moc, a najlepiej dwie i każde połączenie
umiejętności jest hiper, niezniszczalne, mocne, silne, epickie. Z narracji
wynika, że wszyscy są niepokonani. To zabiera światu realizm i sprawia, że
dobrze wymyślony motyw powszechnieje... i jest nudny. Zdecydowanie wolałabym,
gdyby główni bohaterowie byli zwykłymi szaraczkami, albo nie byli w tak cudowny
sposób opisywani przez Sandersona...
Brak
powagi czai się nie tylko w opisach mocy. Cała historia opiera się na relacji
Waxa, Wayne’a i Marsai, która polega na docinaniu sobie nawzajem. Niby miło,
śmiesznie i radośnie, tyle, że to widzieliśmy już tyle razy, że mnie powoli to
po prostu irytuje. Boże, daj mi porządną, dojrzałą fantasy, a nie zabawy dzieci
w piasku! Wax ma czterdzieści lat, a zachowuje się na dwadzieścia! Gdyby
Sanderson nie podkreślał jego wieku prędko zapomniałabym, że jest starszy od
Marsai, która jest przecież studentką. Wiem, że dla wielu czytelników taki
zabieg jest zaletą, niemniej na mnie nie robi to pozytywnego wrażenia. Wole
bohaterów, którzy ironizują, czy żartują rzadko, ale trafnie, a nie takich,
którzy robią to bez wytchnienia. Niby coś podobnego wykorzystane było w relacji
Kelsiera w „Z mgły zrodzonym”, ale wtedy to było po prostu lepiej poprowadzone.
Jak
zawsze przy Sandersonie, książkę czyta się bardzo szybko. Jego język jest
przyjemny, pozytywny, „jasny”. Tylko co z tego, skoro powieść ma tyle
niedociągnięć? Nawet sama historia nie daje w pełni rady. Mamy jakieś porwania
i całe to poszukiwanie winnego, które nie raz i nie dwa wydawało mi się bardzo
naciągane. Podobnie jak Wax i jego problemy miłosne... Na dodatek mimo,że
autor chyba chciał wprowadzić do tej trylogii nieco steampunkowego klimatu to
nie jest on tak wyczuwalny, jakby się tego chciało.
Pochwalić
muszę samo wydanie i coś, czego poprzednio w książkach nie było: GAZETĘ! Na
stronach „Stopu prawa” znajdziecie grafiki, wyglądające jak wyjęte z jakiegoś
pisma. Wyglądają naprawdę ślicznie i tego odmówić im po prostu się nie da <3
Ach, niech mi to ktoś wydrukuje na dużym
formacie, na gazetowym papierze, będę bardzo rada!
Będę
kontynuować tę serię, ale skłamałabym mówiąc, że jestem w pełni zadowolona z
lektury. Niby czyta się to miło, niby nie jest tak źle, jak mogłoby być, ale ten
świat na potencjał na wiele, wiele więcej, a Sanderson przez „śmieszkowanie”
sprawia, że całość wypada po prostu dość płytko. Cóż, liczę, że po prostu
kolejne części będą lepsze.
* * *
– Wydawało się, że oboje macie
jedną z tych chwil „mądrej rozmowy”. Wolałem nie przeszkadzać.
– To rozsądne, bo twoja głupota bywa zaraźliwa.
Szkoda,że się zawiodłaś..Też nie lubię,gdy autorzy marnują potencjał :/ Ciekawa recenzja,miłego weekendu :)
OdpowiedzUsuńRozumiem, że czujesz potrzebę przeczytania wszystkich książek, które zalegają ci na półkach, ale czy w tym wypadku warto jest się męczyć z czymś, co się nie do końca tobie podoba? Pytam się, bo ja chyba nie potrafiłabym tak czytać na siłę. Dla mnie to także strata czasu, którą mogłabym poświęcić lepszym powieściom.
OdpowiedzUsuńCo do samego Sandersona, to czytałam "Elantris", które bardzo lubię, ale nie czuję wielkiej potrzeby, sięgnięcia po inne jego książki. Szczerze mówiąc, nie za bardzo orientuje się w tych wszystkich jego seriach. Trylogia częścią serii? Czy to jest tak samo jak z książkami Cassandry Clare, że są sobie te Dary Anioła, Diabelskie maszyny i inne trylogie, które łączą się, a bohaterowie przemieszczają się z jednych do drugich?
Trzy książki już za mną, także wiesz :D Generalnie nie czuje, bym czytała "na siłę". Raz, że Sandersona łatwo i lekko się czyta mimo wszystko, dwa - książka się zmarnuje, jeśli jej nie poznam, a to na tyle popularna seria, że warto jąznać :)
UsuńW tym przypadku masz po prostu podział na ery świata. Pierwsza trylogia to pierwsza era, a te książki to druga era :)
Rozwiązanie z książek Sandersona przypomina mi bardziej to z cyklów Canavan niż Clare. :) W końcu mamy przynajmniej dwie trylogie (mówię o tym, co ja sama przeczytałam): Trylogię Czarnego Maga, a potem Trylogię Zdrajcy - niby tworzą jedną serię, pokolenie po pokoleniu, a jednak są to dwie różne trylogie. :)
UsuńNie znam tych serii, może dlatego że to nie do końca mój klimat ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie wrzuciłam u siebie recenzję "Ostatniego Imperium" :) Mam "Stop prawa" na półce - mąż dostał w prezencie od koleżanki - i przymierzałam się do lektury, ale po Twojej recenzji chyba na razie przeszły mi chęci ;), zwłaszcza że już do pierwszej trylogii mam pewne zastrzeżenia...
OdpowiedzUsuńEwelina
Do mnie akurat bardzo trafiał ten humor i nie czułam, że żarty są na siłę czy nie na miejscu. Co do braku powagi i zabawy w piaskownicy... to właśnie tak miało być. Z tego co się orientuje, sam autor otwarcie mówił o tym, że kwadrylogia Waxa i Wayne to taki skok w bok, coś, co napisał dla zabawy i co, jak sam określił, jest „szczęśliwym, improwizowanym przypadkiem”. Książki o nich miały być krótkie, zabawne, szybkie i lekkostrawne, przejściowe w całej serii, bo tylko zapowiadające wielkie zmiany. Powrót do klimatów z Pierwszej Ery będzie więc pewnie dopiero w Trzeciej :) Stop Prawa jest zupełnie lekki i komediowy, potem robi się ciut poważniej, ale to wciąż ten sam styl :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie... dlatego zaznaczyłam, że to mi nie gra, ale większości pewnie będzie.
UsuńRozumiem, że taki był zamiar, ale... to naprawdę można było zrobić lepiej. Zwłaszcza, że w ten sposób zniszczył klimat bardzo fajnego świata :c Całość mam już za sobą i nie wspominam najmilej.
Sanderson mnie cholernie intryguje (wybacz za wyrażenie :p). "Z mgły zrodzonego" mam już od jakiegoś czasu na liście "must read", ale w bibliotece wciąż nie mogę go dorwać. Szkoda, że "Stop prawa" wypada stosunkowo słabo... No cóż, może jednak mi się spodoba? :)
OdpowiedzUsuń