Adaline
(Blake Lively) urodziła się w 1908 roku i wiodła normalne życie. Uczyła się,
założyła rodzinę, wychowywała samotnie córkę... aż do czasu, gdy zorientowała
się – razem ze swoim otoczeniem – że jej proces starzenia się zatrzymał. By
zapewnić bezpieczeństwo zarówno sobie, jak i swojej córce opuszcza rodzinną
okolicę.
„Wiek
Adaline” chodził za mną od dawna, głównie przez filmik Red Lipstick Monster,
który obejrzałam w 2015 roku. Niby zrobiłam to od niechcenia, ale właściwie to
dzieło cały czas miałam gdzieś z tyłu głowy. I choć po długim czasie to jednak
udało mi się go w końcu obejrzeć. Niestety, spodziewałam się czegoś zupełnie
innego, niż dostałam ostatecznie.
Wiek Adaline (2015) ang. The Age of Adaline melodramat reż. Lee Toland Krieger |
Może
najpierw wyjaśnię, czego od tego obrazu chciałam. Liczyłam na film, który pokaże mi
przekrój przez epoki; który właśnie to będzie traktował jako swoją główną
zaletę i tym będzie „grał”. Który będzie wyglądał obłędnie w każdej możliwej
chwili, jednocześnie może pokazując, jak bolesne takie życie musi być dla
głównej bohaterki. Nie chciałam niczego wybitnego, a ładnego i przyciągającego
uwagę. Dostałam zaś... romans. Po prostu romans.
Szukacie
wielu scen z przeszłości? Nie sięgajcie po „Wiek Adaline”. Wszelkie sceny sprzed
lat są tu tylko przebitkami, pokazującymi urywki z życia bohaterki, fabuła zaś zdecydowanie skupia się na współczesności. Wprawdzie film wygląda ładnie,
ciepło, barwnie, ale niestety nie daje takiego przekroju przez historię, jakiego
można byłoby się po nim spodziewać, a to miało być jego największym atutem.
Gdy
uświadomiłam sobie, że oglądam romans właściwie trudno było nie przewidzieć,
jak to się skończy. Fabularnie „Wiek Adaline” jest bardzo, ale to bardzo
typowy. Cierpi na ten sam problem co „Zmierzch” – gdyby nie było tu
nieśmiertelności bohaterki nie byłoby nawet o czym mówić. Różnica między tymi
historiami polega na tym, że ten obraz jest jednak nastawiony na nieco starszą
(choć dalej kobiecą) widownię, która chce czegoś bardziej „naukowego” i „realnego”.
Och, tak, ta „naukowość” właśnie to jedna z bardziej irytujących mnie rzeczy w
filmie: w kilku momentach narrator tłumaczy nam wręcz łopatologicznie co się
stało z Adaline, co przynajmniej mnie po prostu denerwowało i nudziło. No i sprawiało, że
historia stawała się jeszcze bardziej przewidywalna.
Jako,
że „Wiek Adaline” to romans, nie mamy tu negatywnego bohatera. Właściwie
wszyscy są uroczy, mili i chcą dobrze, co sprawia, że w filmie brakuje choć odrobiny
zadziorności i charakteru. Tytułowa bohaterka to dojrzała, bardzo zrównoważona
kobieta. Nasz główny męski bohater, Ellis Jones, grany przez Michiela Hiusmana,
to po prostu facet idealny. Daje kwiaty w formie książek (co było akurat bardzo
dobrym pomysłem :D), ma fundusze, troszczy się o Adaline i naprawdę ją
uwielbia. William Jones (Harrison Ford) też zdaje się nie mieć wad, podobnie jak
córka bohaterki, Flemming (Ellen Burstyn), czy jej pies. Tu wszystko jest
kolorowe, baśniowe wręcz, a co za tym idzie – pozbawione jakiegokolwiek
realizmu.
To
zdecydowanie nie był film, który obejrzałabym po raz kolejny. „Wiek Adaline” na
pewno sprawdzi się jako rozrywka dla pań, które lubią ładnie wyglądające,
słodkie romanse. Będzie na pewno bezpiecznym wyborem na typowo babski wieczór.
Niemniej, mnie w pewnym momencie zaczął po prostu nudzić, zwłaszcza, gdy
zorientowałam się jak dokładnie będzie przebiegać cała historia.
Oj raczej nie dla mnie ;) od romansów stronie choć z drugiej strony przeczytałam sporo pozytywnych opinii apropo tego filmu. Cóż z pewnością znajdzie zwolenników . Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA ja z chęcią obejrzałabym w wolnym czasie ten film, bo lubię Blake :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że mógłby mi się spodobać.
OdpowiedzUsuńOglądałam ten film, kiedy była jego premiera filmowa i podobał mi się. Może dlatego, że nie oczekiwałam od niego czegoś specjalnego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Też oglądałam i bardzo mi się nie podobał. Oczekiwałam właśnie więcej, bo potencjał jest naprawdę ogromny. Nie uratowała tego nawet Blake, którą bardzo lubię
OdpowiedzUsuńBlake znam z tego filmu tylko i w sumie... na nią się po prostu przyjemnie patrzyło. To ładna kobieta :)
UsuńZdecydowanie nie tknę patykiem :P
OdpowiedzUsuńJa byłam na tym filmie w kinie i bardzo mi się podobał, choć romansidło straszne ale bardzo ładne. ;-) Ale Blake jest tam tak piękna, że dla niej i jej stylizacji na pewno obejrzę jeszcze raz. :-)
OdpowiedzUsuńTaki film obejrzeć - zapomnieć.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie filmy, więc to coś dla mnie. :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie na takim babskim wieczorze udało mi się obejrzeć ten film. Sama z siebie raczej bym po niego nie sięgnęła, bo omijam romanse szerokim łukiem. ;)
OdpowiedzUsuńMi się podobał ten film, choć niczym specjalnym nie zaskoczył :)
OdpowiedzUsuńRomans? Zdecydowanie sobie odpuszczę :D
OdpowiedzUsuńTroszkę mnie wystraszyłaś xD Strasznie miałam ochotę na ten film. Myślałam, że pokarze emocje i te wszystkie uczucia głównej bohaterki, bo jednak zmaga się z niełatwym problemem. A słowo: romans odstraszyło mnie do reszty XD Film raczej sobie na razie odpuszczę :/ Zwłaszcza, że i tak nie przepadam za oglądaniem filmów po za kinem tak więc...
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
pomiedzy-wersami.blogspot.com
Ciekawy film, chętnie bym oglądnęła ;)
OdpowiedzUsuńTen film nawet jak na romans jest dosyć średni. Tam właściwie nic się nie dzieje. Wiek Adaline chciałam obejrzeć z tych samych powodów co ty, ale wyszło, jak wyszło.
OdpowiedzUsuńOczekiwalam czegos wiecej od tego filmu
OdpowiedzUsuńSprawdzę i spróbuję, ale obawiam się, że moje wrażenia mogą być podobne do Twoich...
OdpowiedzUsuń