Prezent
na Boże Narodzenie dla mnie? Oczywiście, że książka! To znaczy, niekoniecznie,
ale takową nie pogardzę. Pozycja, której okładkę widzicie poniżej była właśnie
prezentem dla mnie z tamtej okazji, będąca po części żartem z mojego kierunku
studiów, a po części z tego, na co miałam fazę przed świętami: jakimś cudem
oglądałam (często od nowa) sporo filmów pana Maxa Kolonko na Youtube, mimo że
– by nie było – nie subskrybuje go i jakoś szczególnie regularnie na jego kanał
nie zaglądam. Ale dość tego gadania o niczym, przejdźmy do książki.
Tytuł: Odkrywanie Ameryki
Autor: Mariusz Max Kolonko
Liczba stron: 332
Gatunek: autobiografia, pamiętnik
Mariusz Max Kolonko wyjechał do USA
pod koniec lat 80. i tam przeżył American Dream: niegdyś był emigrantem z
polski, mającym przy sobie 200 dolarów, obecnie zaś jest szanowanym
dziennikarzem. W swojej książce opowiada o swoim życiu i Stanach, które
traktuje jak dom.
„Odkrywanie Ameryki” nie łatwo zakwalifikować do konkretnego
gatunku. Nie jest to pełna autobiografia od A do Z. Książka podróżnicza? Po
części, ale też nie do końca. Jak sam autor napisał w swojej książce to bardzo
osobiste dzieło, które mi kojarzy się najbardziej z blogiem podróżnika, albo
emigranta właśnie, który po prostu pisze o tym co widzi, co go zainteresuje,
będąc przy tym w pełni subiektywnym i czasem nie zwracając uwagi na potoczny
styl. Taki wizerunek książki dopełniają często prywatne zdjęcia autora, które
zdobią tekst tak, jak fotografie w poście blogowym.
Skoro już o zdjęciach mowa chce napisać kilka słów o samym
wyglądzie książki. Z tego co wiem to wydanie zostało w pełni złożone przez
autora. Grafika, układ, czcionka, dobór i umiejscowienie zdjęć – to wszystko
jego dzieło. Z jednej strony moim zdaniem wydanie nie wygląda najpiękniej, ale
styl Maxa Kolonko jest w niej bardzo wyraźnie widoczny. Poza tym to, że nie
jest wydana pięknie, nie oznacza, że jest wydana źle: sam papier jest bardzo
dobry jakościowo, przypominając bardziej ten z książek-albumów.
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia „dla kogo” to jest książka. Oczywiście,
ten, kto bardzo lubi autora na pewno się w niej odnajdzie, ale poza tym nie mam
pomysłu kto inny mógłby czerpać radość z czytania jej. Niby książka jest dla „odkrywców Ameryki”, ale
szczerze mówiąc, jeśli ktoś interesuje się USA będzie większość rzeczy ze
środka wiedział. Kolonializm, Indianie, Pocachontas, UFO, wyprawy w kosmos, czy
atak na WTC to przecież tak wałkowane tematy, że raczej o tym „się wie”. „Odkrywanie
Ameryki” może co najwyżej pokazać nam pogląd autora na daną sprawę, jego
przeżycia, albo przekazać parę ciekawostek.
Jeśli chcecie poznać Mariusza Maxa Kolonko od zera to raczej
też nie będzie książka dla Was: jest tak chaotyczna, że możecie się po prostu w
niej pogubić. Wydarzenia nie są ułożone chronologiczne i teoretycznie można ją
czytać od każdego możliwego momentu, ale też nie do końca, bo podzielone są na
parę „działów” tematycznych, które nie są w żaden sposób rozdzielone od siebie
i bywa, że są przeplatane innymi rozmyślaniami autora.
Styl Maxa Kolonko jest, powiedziałabym, „typowy dla
felietonisty” – dość barwny, zwięzły, ale chwilami toporny. Przy okazji miałam
często wrażenie, że autor zakłada, że coś jest oczywistością, przez co po
prostu się gubiłam, jako, że nigdy USA nie leżało w kręgu moich zainteresowań.
„Odkrywanie Ameryki” ma parę ładnych zalet, ale w moim
odczuciu to pozycja albo „do szuflady”, albo dla znajomych i fanów Mariusza
Maxa Kolonko. Jeśli nie interesuje Was ta postać chyba nie ma po co nawet tej
książki otwierać, jeśli i owszem to można sobie ją sprawić. Wydaje mi się
jednak, że to jedna z tych pozycji, która najlepiej sprawdzi się na prezent:
nie ma jej w normalnych księgarniach, więc raczej obdarowywana osoba nie będzie
jej miała, a jeśli wiemy, że interesuje się choć trochę autorem na pewno będzie
zadowolona z tego, że ma książkę ważnej dla siebie osoby :)
Raczej nie miałam tej książki w planach,ale teraz już się to zmieniło.Twoja recenzja kompletnie mnie nie przekonuje i wolę sobie sama wyrobić zdanie na temat tej książeczki :c
OdpowiedzUsuńNie jestem zainteresowana książką, chociaż Maxa Kolonko nawet lubię. Chciałam tylko powiedzieć, że w sumie w tej pozycji bardzo fajne jest, że jest tak blisko powiązana z Autorem. Całość, zdjęcia i styl, chaotyczność, wtręty różnych rozważań, chyba oddają charakter Maxa Kolonko. Czasami takie rzeczy trudniej się czyta, aczkolwiek w jakiś sposób zapewniają dodatkowe doświadczenia, takie coś pomiędzy linijkami :)
OdpowiedzUsuńJasne, że tak :) Ale jeśli po to sięgnie ktoś niezainteresowany autorem to może się negatywnie zdziwić.
UsuńW najbliższym czasie nie planuję po nią sięgnąć, ale być może w przyszłości dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńNie znam niestety autora tej książki i też niezbyt lubię tego typu literature, więc tym razem nie skorzystam.
OdpowiedzUsuńNatomiast bardzo podoba mi sie wykonany przez Ciebie wygląd bloga.
Nie wykonałam go :) Szablon pochodzi z Zaczarowanych Szablonów.
UsuńKsiążki nie mam zamiaru czytać, chociaż na kanał Maxa Kolonko czasami zaglądam jak mi się przypomni i nawet lubię go słuchać. Też miałam fazę, że hurtem oglądałam sporo jego filmów, ale to już było jakiś czas temu. Książka faktycznie wydaje się być dobrą pozycją jedynie dla fanów Maxa.
OdpowiedzUsuńMiłego wyjazdu :)
Maxa Kolonko kojarzę jedynie z nazwiska, do tej pory nie wiedziałam o nim nic poza tym, że jest jakimś tam youtuberem. :p Po książkę zdecydowanie nie sięgnę, tym bardziej, że Stany także nie leżą w kręgu moich zainteresowań.
OdpowiedzUsuń