Wiecie
co? Nigdy nie spodziewałam się, że będę czytać powieść o orkach, w której ta
rasa nie tylko będzie definiować głównych bohaterów, ale przy okazji nie będą
oni przedstawiani zupełnie negatywnie... No, może poza pozycjami ze świata
Warcrafta, ale nie znam za dobrze tego uniwersum i jakoś nie mam większej
ochoty sięgać po książki. O poniższej pewnie mało kto z Was słyszał i raczej
jest trudno dostępna, ale może akurat wygrzebiecie ją kiedyś w antykwariacie,
albo bibliotece :D W końcu książka nie traci daty ważności miesiąc po
premierze, prawda?
Tytuł: Strażnicy błyskawicy
Tytuł serii: Orkowie
Numer tomu: 1
Autor: Stan Nicholls
Liczba stron: 214
Gatunek: high
fantasy
Ludzie walczą zarówno ze
sobą nawzajem jak i z licznymi innymi rasami, zamieszkującymi świat: tu nie ma
pokoju. Przynajmniej nie odkąd przybyli. Grupa orków – oddział Rosomaków – pod
rozkazem złej królowej Jennesty rusza na poszukiwanie istotnego dla niej przedmiotu.
Od tego, czy ich misja się powiedzie zależy życie całej drużyny.
Szukacie niewymagającego fantasy, które być może będzie nieco tanie i naiwne, ale nie będziecie przy
tym płakać z bólu i cierpienia? Jeśli tak, to Strażnicy Błyskawicy doskonale sprawdzą się jako książka dla Was.
To krótka pozycja z masą błędów, która mimo wszystko potrafi dać czytelnikowi
nieco radości, o ile oczywiście potraktuje ją z przymrużeniem oka.
Pozycja dzieli się na dwie perspektywy. Najczęściej obserwujemy świat
oczami Rosomaków. Jest to grupa orków oraz jednego krasnoluda, na której czele
stoi Stryk: pewny siebie, być może brutalny, ale troszczący się o swoich ludzi
dowódca. Nie mogę jednak powiedzieć, by był cudownie wykreowaną postacią:
obserwowałam Rosomaki jako jedną grupę, jeden wielki organizm, który tak
naprawdę trudno rozdzielić. Wprawdzie niby większość postaci ma przypisaną co
najmniej jedną cechę charakteru, ale i tak chwilami trudno było mi zapamiętać
kto jest kim i co tu robi. Nic dziwnego: to krótka historia, w której na to nie
ma po prostu miejsca. Niemniej, same przygody oddziału obserwuje się z pewną
dawką sympatii, a od lekkiego fantasy nie mogę wymagać chyba więcej, prawda?
Poza Rosomakami możemy obserwować złą królową Jenestę, której głównymi
cechami jest bycie diaboliczną i zboczoną. Naprawdę, to jeden z tych
przerysowanych czarnych charakterów, który nie ma żadnej głębi i którego
działania mają bardzo liche motywy. Ona jest po prostu zła, chce władzy i
idealnego posłuszeństwa – ni mniej, ni więcej. Chwilami takie rozwiązanie wybrane
przez autora było co najmniej irytujące, aczkolwiek muszę przyznać, że taki
stan rzeczy doprowadził do kilku nieco zabawnych rozwiązań. W końcu jak można
przejść obojętnie obok dilda z rogu jednorożca?
Świat przedstawiony jest w miarę ciekawy, pokazany z nieco innej
perspektywy niż zazwyczaj: to nie orkowie, a ludzie są tu tymi złymi. To oni
najechali ziemię, to oni roszczą sobie do niej prawo. Takie rozwiązanie
zdecydowanie zasługuje na pochwałę.
Sama narracja i styl autora jest dość chaotyczny, a przy tym – banalnie
prosty do zrozumienia. Całość czyta się więc bardzo szybko, mimo, że nie da się
nie zauważyć tony problemów z samą historią, a czasami wręcz należy się
zirytować na niezbyt sensowny opis bitwy, czy ucieczki.
To naprawdę nie jest literatura wyższego lotu. Ma bardzo dużo błędów, nie
jest poważną fantastyką w powszechnym tego słowa znaczeniu. Jeśli jednak macie
ochotę na coś lekkiego, a jednocześnie niecodziennego to ta książeczka może
okazać się dobrym wyborem. Nie mogę do niej jakoś gorąco zachęcać, ale wydaje
mi się, że jako czytadło na rozluźnienie i zajęcie myśli sprawdza się całkiem
dobrze.
* * *
– To mała fortuna.
Pomyślcie, jak bardzo wzbogacą się kufry naszej pani.
– Właśnie – dodał
gorliwie Jup. – Spójrzcie na to z jej punktu widzenia. Nasza misja zakończyła
się sukcesem, zwyciężyliśmy na polu bitwy i w dodatku mamy kryształowy blask.
Królowa pewnie cię awansuje!
– Zastanów się,
kapitanie – odezwał się Haskeer, – Kiedy krystalin znajdzie się w rękach
królowej, czy kiedykolwiek ujrzymy go na oczy? Płynie w niej dość ludzkiej
krwi, żeby odpowiedź na to pytanie miała być dla mnie zagadką.
To zakończyło sprawę.
Stryk otrzepał ręce.
– Czego oczy nie widzą,
tego sercu nie żal – oznajmił. – A godzina czy dwie opóźnienia nie zrobią aż
takiej różnicy. A kiedy Jennesta zobaczy, co dla niej mamy, nawet ona będzie
zadowolona.
Orkowie kojarzą mi się tylko i wyłącznie z Tolkienem, a wszyscy wiedzą, w jaki sposób zostały tam przedstawione. Książeczka, którą opisujesz, naprawdę mnie intryguje i z chęcią po nią sięgnę, o ile uda mi się ją odnaleźć w czeluściach biblioteki. :)
OdpowiedzUsuńTego typu pozycje zdecydowanie wolę w wersji filmowej :)
OdpowiedzUsuńkompletnie nie moja bajka :D
OdpowiedzUsuńOoo przeczytałabym! :)
OdpowiedzUsuńOrkowie?
OdpowiedzUsuńMój największy postrach dzieciństwa. ale tak to jest jak wałkuje się "Władcę Pierścieni" od najmłodszych lat :p
Mam straszne zaległości w fantastyce ostatnio, powinnam pewnie sięgnąć po coś bardziej wymagającego, a tu jak piszesz jest odwrotnie :)
Pozdrawiam!
Marta
Chyba to nie jest książka, która może mi się spodobać. wiec tym razem odpuszczam
OdpowiedzUsuńKiedyś jeśli ją spotkam zastanowię się nad nią głębiej :-). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=lnQXO342N7w
Parę słów o moim blogu, nie jest on o nastolatkach :-), piszę newsy o dziewczynach ze Spice Girls, głównie to blog o ich świecie, o tym co robiły i co robią teraz :-), czasem dodaję coś o ich rodzinach :-), piszę też trochę o modzie i dodaję swoje recenzję różnych rzeczy, ale są też moje przemyślenia i takie całkiem moje posty,więc zapraszam jeśli masz ochotę poczytać :-). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńhttp://spicetki.blog.pl/
W ogóle nie mój typ książek, jestem ciekawa, czy kiedyś się do nich przekonam.
OdpowiedzUsuńOrkowie - podobnie brzmią jak Urkowie, którzy kojarzą mi się z łagrami...
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na konkurs ;)
Szczerze nie lubię takich książek, ale może przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńNa razie mam mieszane uczucia. Z orkami się jeszcze nie spotkałam-no chyba że z tymi Tolkienowskimi-więc mogłyby mnie one zainteresować, ale jak sama mówisz to nie jest fantastyka wysokich lotów, a na taką mam obecnie ochotę. Na razie sobie odpuszczę, a w przyszłości może dam tej pozycji szansę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Brzmi fajnie, jako odmóżdżacz :) Zapamiętam na pewno! :)
OdpowiedzUsuń