piątek, 23 czerwca 2017

Fotozeszyt – niewielki i praktyczny

Nie wiem jak Wy, ale ja chwilowo czuje się wyprana ze wszystkiego. Upał robi swoje, sesja robi swoje – i wyjazdowa praca, w której będę od niedzieli też nie poprawia mi nastroju. Za dużo wszystkiego mi się zwaliło na raz, a przy okazji uznałam, że przeczytam sobie „Lód” Dukaja i „Narrenturm” Sapkowskiego i przyznam, że wcale, ale to wcale mi to nie idzie. Głównie dlatego, że po prostu na ten moment mi się nie chce. Ech, ale zobaczymy, chce skończyć „Lód” do wyjazdu, Sapkowskiego czytać w drodze. Do pracy biorę już lekkie książki, bo po prostu tam nie wyrobię.
Nie to jednak miało być głównym tematem tego wpisu, a fotozeszyt od Saal Digital. Siódmego czerwca na blogu pojawił się wpis o ich fotoksiążce, któru możecie zobaczyć TUTAJ. Ta zrobiła na mnie tak duże wrażenie, że po prostu uznałam, że chce przetestować jeszcze coś od nich :)

Wysyłka, projekt i inne takie...
Nie chce się na ten temat znów rozpisywać, bo zasadniczo te etapy nie różniły się raczej od zamawiania fotoksiążki, a to już dokładniej opisałam we wcześniejszym wpisie (link wyżej). W każdym razie: znów było bezproblemowo i szybciutko. Nie mam zamiaru na to narzekać, zwłaszcza, że z aplikacją w której tworzy się produktu od Saal Digital pracuje mi się coraz to lepiej.
Jest porządnie i tak jak ma być, czego chcieć więcej?


O produkcie
Mój fotozeszyt ma dwadzieścia dwie strony i matowe wykończenie, bo takie najbardziej mi odpowiada. Gdy przyszedł, trochę się zdziwiłam: niby wiedziałam co zamawiam, ale nie spodziewałam się, że dostanę coś tak lekkiego i cienkiego. Nie narzekam tutaj: po prostu się zaskoczyłam, podświadomie przekonana, że znów dostanę plastikowe płytki, a nie kartki :P
W każdym razie, samo wykonanie fotozeszytu nie pozostawia nic do życzenia. Obłożony jest plastikową, przezroczystą okładką, a metalowe kółka, na których jest umocowany wydają się porządne. Raczej nic nie powinno się im stać.
To, co jest najważniejsze, czyli same zdjęcia, są także nienaganne. Kolory są pięknie oddane, nasycone tak, jak powinny być. Sam papier nie jest najgrubszy, ale spokojnie: to po prostu podstawowy papier fotograficzny, a nie „zwykły”. Nie powinien łatwo się podrzeć, jest w miarę sztywny. Nie lata niczym papier toaletowy na wietrze. Jest... po prostu wytaczający.
Fotozeszyt to koszt około 100zł, zależnie od tego jaką chcemy wersje i ile stron sobie wybierzemy. Przy tym o ile fotoksiążka ma z tyłu kod, który można zeskanować, tak ten produkt nie jest niczym oznaczony.

Dla kogo? Fotoksiążka czy fotozeszyt?
Skoro mam i fotosiążkę, i fotozeszyt pozwólcie, że je ze sobą zestawie, by wyjaśnić, dla kogo ten produkt najbardziej się nada.
Fotoksiążka jest spektakularna. Pięknie obita, elegancka; po prostu idealna na prezent. Fotozeszyt jest jego bardziej budżetową „wersją”, która w moich oczach ma nieco inne zastosowanie. Nie, nie kupiłabym jej z myślą o tym, by kogoś nią obdarować, bo wygląda po prostu zbyt skromnie. A przynajmniej jak na główny prezent. Ale do własnego użytku –  nada się znakomicie!
Po pierwsze, będzie fajnym rodzinnym albumem, który nie zajmie dużo miejsca. Jeśli chcemy mieć wiele zdjęć, które nie będą nam zajmować połowy szafy sprawdzi się naprawdę doskonale.
Po drugie, jeśli prowadzicie jakąkolwiek działalność, która wymaga pokazaniu klientowi Waszego portfolio: zdjęć, ubrań, wzorów, materiałów i tak dalej, to jest coś dla Was. Fotoksiążkę niełatwo będzie zapakować do torby i nosić, bo jest po prostu grubsza i cięższa. Fotozeszyt zaś zajmuje minimalną ilość miejsca, a jeśli wybierzecie mały format spokojnie zmieści się do małej torebki. I pod tym względem jest doskonały. Wygląda profesjonalnie i może być zawsze pod ręką.


Choć pod względem wizualnym wole i woleć będę fotoksiążkę nie mam złudzeń: fotozeszyt jest dużo bardziej praktyczny. Jeśli będę szykować swoje portfolio z myślą o kliencie na pewno postawie na niego; obecnie wystarczy mi to co mam, ale wiem, że za jakiś czas będę musiała domówić kolejne i wtedy zdecydowanie będzie to właśnie ten produkt. Fotoksiążka wygląda cudownie – ale pod względem ceny i praktyczności fotozeszyt przerasta ją kilkukrotnie.

Za możliwość przetestowania fotozeszytu dziękuje firmie Saal Digital Polska!

8 komentarzy:

  1. Szkoda, że nie słyszałam o tej książce wcześniej, bo już na początek lipca potrzebuję portfolio... Jak dla mnie taka książeczka jest naprawdę świetna. :)
    Mój blog

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurde, toś sobie dobrała lektury na ciężkie czasy... :D A myślałaś nad kalendarzem personalizowanym? Też bardzo fajne rzeczy, zwłaszcza żeby rodzinie dać. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam nad własnym projektem, ale bardziej z myślą o sprzedaży go. Ale na razie nie stać mnie, by zamówić jakąś sensowną ilość ;P

      Usuń
  3. Muszę sprzedać ten patent rodzicom. Może w końcu zaczną ograniczać liczbę zdjęć z wyjazdów (kto by miał siłę i chęci oglądać 600 zdjęć z wyjazdu, na którym nie był?). Fotoksiążki odrzucili głównie ze względu na ich wielkość i cenę, a z tego, co napisałaś wynika, że właśnie stracili swoje koronne argumenty :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie wygląda taki fotozeszyt. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście będziemy na Ciebie czekać! I miłego korzystania z ciepłych dni :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Podobają mi się fotozeszyty :P

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony