środa, 21 czerwca 2017

Odkrywanie Ameryki: MMK mówi, jak jest w USA

Prezent na Boże Narodzenie dla mnie? Oczywiście, że książka! To znaczy, niekoniecznie, ale takową nie pogardzę. Pozycja, której okładkę widzicie poniżej była właśnie prezentem dla mnie z tamtej okazji, będąca po części żartem z mojego kierunku studiów, a po części z tego, na co miałam fazę przed świętami: jakimś cudem oglądałam (często od nowa) sporo filmów pana Maxa Kolonko na Youtube, mimo że – by nie było – nie subskrybuje go i jakoś szczególnie regularnie na jego kanał nie zaglądam. Ale dość tego gadania o niczym, przejdźmy do książki.

Tytuł: Odkrywanie Ameryki
Autor: Mariusz Max Kolonko
Liczba stron: 332
Gatunek: autobiografia, pamiętnik

Mariusz Max Kolonko wyjechał do USA pod koniec lat 80. i tam przeżył American Dream: niegdyś był emigrantem z polski, mającym przy sobie 200 dolarów, obecnie zaś jest szanowanym dziennikarzem. W swojej książce opowiada o swoim życiu i Stanach, które traktuje jak dom.

„Odkrywanie Ameryki” nie łatwo zakwalifikować do konkretnego gatunku. Nie jest to pełna autobiografia od A do Z. Książka podróżnicza? Po części, ale też nie do końca. Jak sam autor napisał w swojej książce to bardzo osobiste dzieło, które mi kojarzy się najbardziej z blogiem podróżnika, albo emigranta właśnie, który po prostu pisze o tym co widzi, co go zainteresuje, będąc przy tym w pełni subiektywnym i czasem nie zwracając uwagi na potoczny styl. Taki wizerunek książki dopełniają często prywatne zdjęcia autora, które zdobią tekst tak, jak fotografie w poście blogowym.
Skoro już o zdjęciach mowa chce napisać kilka słów o samym wyglądzie książki. Z tego co wiem to wydanie zostało w pełni złożone przez autora. Grafika, układ, czcionka, dobór i umiejscowienie zdjęć – to wszystko jego dzieło. Z jednej strony moim zdaniem wydanie nie wygląda najpiękniej, ale styl Maxa Kolonko jest w niej bardzo wyraźnie widoczny. Poza tym to, że nie jest wydana pięknie, nie oznacza, że jest wydana źle: sam papier jest bardzo dobry jakościowo, przypominając bardziej ten z książek-albumów.
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia „dla kogo” to jest książka. Oczywiście, ten, kto bardzo lubi autora na pewno się w niej odnajdzie, ale poza tym nie mam pomysłu kto inny mógłby czerpać radość z czytania jej. Niby książka jest dla „odkrywców Ameryki”, ale szczerze mówiąc, jeśli ktoś interesuje się USA będzie większość rzeczy ze środka wiedział. Kolonializm, Indianie, Pocachontas, UFO, wyprawy w kosmos, czy atak na WTC to przecież tak wałkowane tematy, że raczej o tym „się wie”. „Odkrywanie Ameryki” może co najwyżej pokazać nam pogląd autora na daną sprawę, jego przeżycia, albo przekazać parę ciekawostek.
Jeśli chcecie poznać Mariusza Maxa Kolonko od zera to raczej też nie będzie książka dla Was: jest tak chaotyczna, że możecie się po prostu w niej pogubić. Wydarzenia nie są ułożone chronologiczne i teoretycznie można ją czytać od każdego możliwego momentu, ale też nie do końca, bo podzielone są na parę „działów” tematycznych, które nie są w żaden sposób rozdzielone od siebie i bywa, że są przeplatane innymi rozmyślaniami autora.
Styl Maxa Kolonko jest, powiedziałabym, „typowy dla felietonisty” – dość barwny, zwięzły, ale chwilami toporny. Przy okazji miałam często wrażenie, że autor zakłada, że coś jest oczywistością, przez co po prostu się gubiłam, jako, że nigdy USA nie leżało w kręgu moich zainteresowań.
„Odkrywanie Ameryki” ma parę ładnych zalet, ale w moim odczuciu to pozycja albo „do szuflady”, albo dla znajomych i fanów Mariusza Maxa Kolonko. Jeśli nie interesuje Was ta postać chyba nie ma po co nawet tej książki otwierać, jeśli i owszem to można sobie ją sprawić. Wydaje mi się jednak, że to jedna z tych pozycji, która najlepiej sprawdzi się na prezent: nie ma jej w normalnych księgarniach, więc raczej obdarowywana osoba nie będzie jej miała, a jeśli wiemy, że interesuje się choć trochę autorem na pewno będzie zadowolona z tego, że ma książkę ważnej dla siebie osoby :)




zBLOGowani.pl
Wpis bierze udział w akcji zblogowanych :)

8 komentarzy:

  1. Raczej nie miałam tej książki w planach,ale teraz już się to zmieniło.Twoja recenzja kompletnie mnie nie przekonuje i wolę sobie sama wyrobić zdanie na temat tej książeczki :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem zainteresowana książką, chociaż Maxa Kolonko nawet lubię. Chciałam tylko powiedzieć, że w sumie w tej pozycji bardzo fajne jest, że jest tak blisko powiązana z Autorem. Całość, zdjęcia i styl, chaotyczność, wtręty różnych rozważań, chyba oddają charakter Maxa Kolonko. Czasami takie rzeczy trudniej się czyta, aczkolwiek w jakiś sposób zapewniają dodatkowe doświadczenia, takie coś pomiędzy linijkami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że tak :) Ale jeśli po to sięgnie ktoś niezainteresowany autorem to może się negatywnie zdziwić.

      Usuń
  3. W najbliższym czasie nie planuję po nią sięgnąć, ale być może w przyszłości dam jej szansę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam niestety autora tej książki i też niezbyt lubię tego typu literature, więc tym razem nie skorzystam.
    Natomiast bardzo podoba mi sie wykonany przez Ciebie wygląd bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wykonałam go :) Szablon pochodzi z Zaczarowanych Szablonów.

      Usuń
  5. Książki nie mam zamiaru czytać, chociaż na kanał Maxa Kolonko czasami zaglądam jak mi się przypomni i nawet lubię go słuchać. Też miałam fazę, że hurtem oglądałam sporo jego filmów, ale to już było jakiś czas temu. Książka faktycznie wydaje się być dobrą pozycją jedynie dla fanów Maxa.
    Miłego wyjazdu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Maxa Kolonko kojarzę jedynie z nazwiska, do tej pory nie wiedziałam o nim nic poza tym, że jest jakimś tam youtuberem. :p Po książkę zdecydowanie nie sięgnę, tym bardziej, że Stany także nie leżą w kręgu moich zainteresowań.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony