U
zarania dziejów bogowie stworzyli ludzi. Gdy jeden z nich, Ares, zbuntował się i zaczął planować
wymordowanie ich, rozpętała sie wojna. Bogowie zostali pokonani: w trakcie
swojego ostatniego tchnienia, Zeus stworzył Amazonki, mające chronić ludzkość
przed zagładą. Wśród nich jest Diana (Gal Gadot): młoda i odważna kobieta,
która wyrusza odnaleźć Aresa, wierząc, ze to on odpowiada za wybuch I Wojny Światowej.
Jak
już kiedyś pisałam na blogu (dokładniej TUTAJ) filmy o superbohaterach oglądam
raczej z doskoku. Nie inaczej było z „Wonder Woman”. Przed seansem słyszałam,
ze to pierwszy film z uniwersum DC, który w miarę wyszedł. Obecnie mogę to potwierdzić:
jako coś, co ma nam po prostu dostarczyć rozrywki naprawdę nieźle się sprawdza.
To
ten typ filmu, w którym nie chce na silę szukać błędów produkcyjnych i
logicznych: komiksowym dziełom jestem w stanie sporo wybaczyć i choć
podejrzewam, ze tego znalazłoby się tu sporo, wybaczcie, nie będę robiła takiej
analizy. Zwłaszcza, ze nic nie rzuciło mi sie w oczy na tyle, by zepsuć mi przyjemność
płynąca z seansu.
„Wonder Woman” (2017)
reż. Patty Jenkins
akcja, fantastyka
|
Przed
obejrzeniem „Wonder Woman” słyszałam wiele opinii odnośnie wszechobecnego slow
motion i najpierw chciałabym się z tym rozprawić. Nagłe spowolnienia pojawiają
się właściwie w trakcie każdej walki (których w filmie nie brakuje), co wrażliwszych
widzów może zaboleć, ale jeśli ogląda się to przy okazji, może nawet trochę „w
tle” to choć wygląda to nieco kiczowato, to nie psuje samej struktury opowieści
i nie przeszkadza w odbiorze.
Poza
tym... to po prostu typowy, zwykły film superbohaterski z uroczą główną postacią.
Bo tak, Diana to kochana bohaterka, która zachowuje się jak dziecko, powoli
odkrywające świat. Poznaje go i stopniowo zaczyna rozumieć, jak działa, ale to
wcale nie przeszkadza jej się obrazić i tupnąć nóżka, gdy coś nie idzie po jej myśli.
Drugi
główny bohater, Steve Trevor (Chris Pine), nieźle z Dianą współgra: jest
sympatyczny i po prostu miło się na niego patrzy. David Thewlis w roli sir
Patrica Morgana także wypada dobrze, a
dr Maru (Robin Wright) to po prostu negatywna postać, która
faktycznie ciekawi.
Amazonki,
których w pierwszym akcie nie brakuje, to piękne, wojownicze kobiety; może
nieco przerysowane, ale hej, taki jest urok tego typu kina. Poza tym obserwując
„ich” świat czułam się chwilami, jak w greckiej wersji Władcy Pierścieni, zwłaszcza
w przypadku szerokich kadrów.
Obawiałam
się, ze nie będę w stanie znieść bohaterki w obcisłym kostiumie, biegającej po
froncie I Wojny Światowej. Na cale szczęście mamy aż jedną taką scenę, która wyglądała
na swój sposób „epicko”.
Nie
zakochałam się w tym filmie, ale miło spędziłam przy nim czas, tak po prostu.
Raczej prędko do niego nie wrócę, jeśli w ogóle, ale jeśli zastanawiacie się,
czy w ogóle jest po co go oglądać to myślę, ze musicie przekonać się sami i go
po prostu włączyć.
Lubię takie klimaty,więc dla rozluźnienia się będzie dobry :)
OdpowiedzUsuńWspominam go nawet dobrze, choć pod koniec trochę mnie znudził :P Ot takie przyjemne widowisko.
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie film dla mnie
OdpowiedzUsuńChętnie obejrzę ten film, może nawet dzisiaj. ;)
OdpowiedzUsuńRaczej nie oglądam filmów w takich klimatach. Nigdy jakoś specjalnie do mnie nie przemawiają, a przewracanie oczami to moja najczęstsza reakcja podczas ich seansów. Dlatego ograniczam wieczory spędzone w ich towarzystwie do minimum. Myślę, że Wonder Woman sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńDla rozrywki może kiedyś obejrzę, choć to nie do końca moja tematyka filmów.
OdpowiedzUsuńniestety nie dla mnie taki film, ale super recenzja:)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie widziałam "Wonder Woman", kiedyś z pewnością nadrobię - lubię kino superbohaterskie, ciekawi mnie też sposób ukazania postaci kobiecych w filmach, gdzie są głównymi bohaterkami. Trochę jednak przeraża mnie ukazanie WW jako "dorastającego" dziecka, brakuje mi silnych i niezależnych postaci kobiecych.
OdpowiedzUsuńHmm... powiem Ci, że ona jednocześnie i ma charakterek, i jest takim dzieciakiem. To znaczy, trafia do świata, którego kompletnie nie zna i musi się go nauczyć. Jest też trochę naiwna, zwłaszcza z początku, bo wychowała się w zamkniętej społeczności - to musi wpływać w końcu na charakter. Ale jednocześnie nie da sobie w kaszę dmuchać i dość szybko się uczy.
UsuńOglądałam ten film i spodobał mi się, chociaż jakoś specjalnie się w nim nie zakochałam, jednak polecam innym oglądnąć, zwłaszcza że jak dla mnie główna bohaterka jest przepiękna a Chris Pine no to wiadomo. ;)
OdpowiedzUsuńNie jest to może film najwyższej klasy, ale całkiem dobry, zabawny i uroczy. A Gal Gadot w roli Wonder Woman jest mistrzowska :D
OdpowiedzUsuńNiestety ja kompletnie nie czuję się w tym gatunku :)
OdpowiedzUsuńLubię takie filmy, które stanowią dla mnie odskocznię. Można się ich czepiać, ale dają to wytchnienie dla umysłu, kiedy nie musisz ciągle się zastanawiać, co bohater mógł mieć na myśli. Podobało mi się to, że mamy tutaj właśnie kobiecą postać i może jest troszkę dzieciuchowata momentami, to i tak pozostaje ciekawą i przyjemną dla odbiorcy bohaterką :)
OdpowiedzUsuńNie jestem wielkim fanem uniwersum DC, ale muszę przyznać, że film mi się bardzo podobał i wyszedłem z seansu bardzo usatysfakcjonowany :D
OdpowiedzUsuńmlwdragon.blogspot.com
Rzadko czytam takiego rodzaju książki, ale właśnie chyba powrócę do takiego rodzaju historii. Są niesamowicie ciekawe, rozwijają wyobraźnię.
OdpowiedzUsuńDodaję bloga do ulubionych, super jest tutaj :)
Zapraszam do siebie: http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/03/prostota-sia-codzinnych-rytuaow-brooke.html
Jak nie lubię filmów o superbohaterach, tak ten mi się podobał, do tego śliczna miss Izraela w roli głównej.
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie najlepszy film DC, najciekawiej wykreowana bohaterka, ja się bawiłam świetnie i też polecam.
OdpowiedzUsuń