Początek
przygody z science-fiction potrafi być bardzo trudny. Nie dość, że do gatunku
łatwo się zrazić – w końcu trudnych książek w nim nie brakuje – to jeszcze ma
jedną niezaprzeczalną cechę: starzeje się. I to dość szybko. Dlatego często
trudno jest dobrać dobrą lekturę na start.
Nie
mówię tu o starzeniu się filmów. W ich przypadku to fantasy po kilku latach
potrafi wyglądać po prostu źle. Science-fiction częściej się broni: plany
filmowe są zbudowane od podstaw i po prostu po latach dalej dobrze wyglądają, a
wygenerowanych komputerowo stworków jest w nich najzwyczajniej w świecie mniej.
Książki jednak tak dobrze się nie mają. O ile fantasy będzie aktualne nawet i
po setce lat, o tyle po takim czasie trudno stwierdzić, czy science-fiction
dziejące się np. na początku XXI-wieku, dalej jest częścią tego gatunku.
Starzenie
się widać na różnych płaszczyznach. „Dzień tryfidów” Wyndhama będzie dla nas
nieco absurdalny, bo w końcu dziś raczej „typowy” czytelnik nie kupi bez
zastrzeżeń armii zabójczych roślinek. „Planeta małp” Boulle też wydaje się
absurdalna. Błagam, planeta, na której wszystko wygląda jak „u nas” i jedyną
różnica polega na tym, że zamiast ludzi, mamy małpy? Nawet w „Diunie” Herberta
coś nie do końca może nam grać, choć akurat ta pozycja mocno broni się dzięki
temu, że tak naprawdę jest tworem na pograniczu science-fiction z fantasy.
Nie
zpaominajmy także o tym, że gdyby „Rok 1984” Orwella powstał dzisiaj (choć wtedy
mógłby nosić tytuł „Rok 2084”) to od razu wrzucilibyśmy go do worka z
science-fiction właśnie. A przez to, że podana data już dawno jest za nami, zaś
książka stała się światowym klasykiem literatury, wydaje mi się, że mało kto
myśli o niej w tych właśnie kategoriach.
To
wszystko sprawia, że osobiście nie polecałabym zaczynania przygody z tym
gatunkiem od klasyków. Nie chodzi tu nawet o ciężki styl autora, a właśnie o to
starzenie się tekstu. Zwykle trzeba podejść do niego z pewnym dystansem, przymykając oko na pewne dziwne nazwy
przedmiotów, albo dziś absurdalne pomysłu dotyczące technologii. A by to
zrobić, najpierw warto po prostu zapoznać się z czymś współczesnym, aby nauczyć
się przekładać świat przyszłości na ten „nasz”, a dopiero później próbować
zrobić to z tworami mającymi na karku kilka dziesięcioleci.
Książki
fantastyczno-naukowe starzeją się na szczęście zwykle tylko na tej jednej
płaszczyźnie, dotyczącej technologii i wynalazków. Ta ważniejsza, dotycząca
funkcjonowania społeczeństwa, czy jednostki, jest raczej nieprzemijalna, a nie
znam innego gatunki literackiego, który poruszałby te tematy w lepszy sposób. Dlatego
po te starsze książki także naprawdę warto sięgać. Do naszego życia mogą wiele
wnieść i okazać się nirzwykłymi przygodami. Na sam początek jednak lepiej
najpierw zaznajomić się z twórczością z kilku ostatnich lat, by po prostu
zrozumieć samo działanie sciencer-fiction oraz tematykę, która lubi się w
takich książkach przewijać.
Czytacie
klasykę science-fiction? A może ktoś z Was zraził się na tym gatunku właśnie
przez czytanie starszych książek? Od siebie mogę dodać, że nieco się zraziłam
do naszego Lema przez szkołę, która postanowiła w podstawówce zmusić mnie do
przeczytania „Bajek robotów” – książki już nie bardzo aktualnej, której wtedy
po prostu nie potrafiłam przełożyć sobie na codzienny „język”. Na całe szczęście, nie dotyczyło to całego
gatunku, a do tego pana po latach jednak się przekonałam. Tylko musiałam
dorosnąć literacko, by zrozumieć, w czym tkwi sedno tworzonego przez niego
gatunku.
O tak, ja ostatnio czytam Drogę do science fiction Gunna i tam są fragmenty tych najstarszych dzieł sf sprzed prawie dwóch wieków i aż człowieka śmiech bierze jak czyta, co też ludzie wymyślali :) najbardziej irytuje to, że przepowiadanie rozwoju nauki lub techniki w ogóle się nie sprawdziło i to, co kiedyś było brane jako pewnik teraz przy wszystkich odkryciach my postrzegamy jako dziecięce wyobrażenia. Zdecydowanie jak ktoś zaczyna z sf to od części takich dyrdymałów może się zrazić
OdpowiedzUsuńNiemniej uważam, że mnóstwo klasyki sf się świetnie broni do dziś, Dick, Herbert, Asimov, Le Guin pisali książki ponadczasowe. A na to, że czasem coś trąci myszką można przymknąć oko zwłaszcza w soft sf ;)
Jasne, że tak! Tylko... po prostu często lepiej od takich rzeczy nie zaczynać, albo najpierw mieć świadomość tego, na co się piszemy. Niestety, mam wrażenie, że sporo "początkujących" jej nie posiada, a potem boi się SF jak ognia :c
UsuńNo to racja, klasyka sf jest zdecydowanie dla zaawansowanych :O poza tym ogólnie w tym gatunku jest bardzo dużo lipnych książek
UsuńA w którym takich nie ma w dużych ilościach? ;P
UsuńRzeczywiście to nie jest latwy gatunek do polubienia, ale ja znam wielu zapaleńców:)
OdpowiedzUsuńNiw czytam, ale oglądam ten gatunek, i bardzo lubię. Jednak mam małe zboczenie, dużą uwagę przykówam do strony technicznej. Film musi wyglądać realistycznie.
OdpowiedzUsuńFilmy science-fiction oglądam coraz częściej, ale po książki sięgam rzadziej. Jest to dość trudny gatunek i nie każdy lubi takie klimaty, ale ja powoli się do niego przekonuję. ;)
OdpowiedzUsuńS-f broni się przede wszystkim w strefie psychologicznej oraz społecznej, oczywiście jeśli nie jest całkowicie nastawione na akcję i tylko akcję. Tak jak napisałaś, starzeje się przede wszystkim technologia, która po prostu nie wytrzymuje upływu czasu (zresztą trudno się dziwić, skoro nawet w rzeczywistości najmłodsze pokolenia dziwią się, jakim sposobem magnetofon kasetowy mógł być kiedyś niezwykle nowoczesnym wynalazkiem). Spostrzeżenia dotyczące społeczeństw natomiast to zupełnie inna bajka. Dlatego warto dać szansę "starszym" dziełom, bo niekiedy potrafią one zadziwić swoją aktualnością pod tym względem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ania
Nie lubię tego gatunku, no po prostu jakoś mnie odrzuca i nawet nie potrafię powiedzieć, dlaczego :/ Uwielbiam fantasy, ale na widok sci-fi robi mi się niedobrze :/
OdpowiedzUsuńMimo to recenzję czytało się przyjemnie, czyli wyczyn :D
Pozdrawiam ciepło :)
Kasia z niekulturalnie.pl
Ja od razu widząc tytuł, domyślałam się, o czym będziesz mówiła :D
OdpowiedzUsuńAle ja tego problemu nie mam, bo jak wiesz, nie przepadam za klasyką czy s-f :D
Ja bardzo lubię :), zwłaszcza jak dorzucą jakieś spotkania różnych kultur lub podróże w czasie <3
OdpowiedzUsuńHej.
OdpowiedzUsuńTak, to prawda, science fiction się starzeje. Bardzo widać to w przypadku ukochanego przeze mnie cyberpunku. Przeczytałem nawet zarzut odnośnie „Neuromancera” Williama Gibsona, że to śmieszne, iż na tamtejszym czarnym rynku 64 megabajty pamięci RAM były sporo warte, skoro dzisiejsze telefony mają już często i gęsto cztery gigabajty takiej pamięci. Szkoda tylko, że autor tego komentarza nie wziął pod uwagę, iż w latach osiemdziesiątych komputery miały zaledwie kilka megabajtów. ; )
Powyższy przykład potwierdza tezę, że klasyka science fiction w rzeczywistości może być zbyt stara dla dzisiejszego czytelnika, który dopiero zaczyna przygodę z tym podgatunkiem fantastyki. Jednak lepiej zapoznać się właśnie z klasykami, żeby później łatwiej wyłapywać wszelakie nawiązania. Kto nie obejrzał filmu „Obcy - ósmy pasażer Nostromo”, ten nie dostrzeże, do czego pije Dukaj w swoim „Oku potwora” et cetera.
Starsze dzieła mają jakiś swój urok, który, przynajmniej mnie, bardzo do siebie przyciąga.
Pozdrawiam serdecznie,
graf zer0.
A ja zacząłem czytanie SF ze świadomością tego że to co czytam należy do gatunku od Gry Endera ,pozycji klasycznej(wcześniej były młodzieżówki Kosika które mają elementy SF )Po cyklu Endera była Fundacja (oryginalna trylogia ).W sumie dla początkujących można polecić ze starszych rzeczy lżejsze .Ja np Bajki Robotów w 6 przeczytałem z przyjemnością ,Cyberiadę też potem był pprzecietny (jak dla mnie wtedy ) Plot Pirx , i nudny Katar.
OdpowiedzUsuń