czwartek, 1 marca 2018

Prawdodziejka: W świecie pełnym dziwnych nazw

Safi jest jedyną istniejącą prawdodziejką, czyli utalentowaną magicznie osobą, która wykrywa prawdę i fałsz. Razem ze swoją więziosiostra, Iselut, zostaje wplątana w polityczną rozgrywkę i zostaje zmuszona do ucieczki.
  
W „recenzji” Maas, znajdującej się na skrzydełkach „Prawdodziejki” możemy przeczytać, że według niej Susan Dennard oddaje swoją książką hołd klasycznej fantastyce. Nie przeczę: coś w tym jest. Z pozostałą częścią jej krótkiej wzmianki jednak absolutnie się nie zgadzam: „Prawdodziejce” jest daleko do książki, która mogłaby i powinna wejść do kanonu tego gatunku.
Tego „hołdu” dla gatunku nie ma tu jednak aż tak wiele, jak można byłoby się tego spodziewać. „Prawdodziejka” to książka utrzymana w klimatach fantasy, nie wychodząca za już dawno wyznaczone ramy, która po prostu realizuje pewne już dawno utarte schematy. Jedyna rzecz, która naprawdę mocno odwołuje się do tej starszej fantastyki i którą (mam nadzieję) autorka wprowadziła świadomie to kreacja „tego złego” – postaci, która jest zła do szpiku kości i właściwie bezpośrednio mówi nam, jak bardzo skarżone jest jej serce. To całkiem urocze nawiązanie, które ciągnie się przez całą powieść. Niestety, taka wstawka to za mało, bym mogła książkę uwielbiać, a poza tym „Prawdodziejka” ma jednak więcej wad, niż zalet.
Nie zrozumcie mnie źle: to nie jest tragiczna lektura. Powieść Dennard czyta się całkiem sprawnie, a historia sprawnie składa się w całość. To, o czym za chwilę przeczytacie to po prostu powody, przez które nie stanę się fanką serii.
Tytuł: Prawdodziejka
Tytuł serii: Czaroziemie
Numer tomu: 1
Autor: Susan Dennard
Tłumaczenie: Regina Kołek, Maciej Pawlak
Liczba stron: 384
Gatunek: high fantasy, fantasy przygodowe
Wydanie: SQN, Kraków 2016
Przede wszystkim świat przedstawiony, Czaroziemie, jest… trochę pusty i niepotrzebny. Autorka starała się wykreować nowe rodzaje magii, tyle że chyba tego do końca nie przemyślała. Już pomijam nazwy magów, które w polskiej wersji niebywale mnie śmieszą (prawdodzieje, krwiodzieje, wiatrodzieje itd.): Dennard najzwyczajniej w świecie zapomniała tego wszystkiego rozwinąć. Wiemy, że istnieje prawdodziejka, która zajmuje się wykrywaniem fałszu i to jest dość łatwe do zrozumienia. Ale autorka tak naprawdę nie wyjaśnia nam, czym zajmuje się wiatrodziej, a gdy przyjmujemy już, że nazwa po prostu odpowiada bezpośrednio darowi (wiatrodziej zajmuje się wiatrem, krwiodziej tropieniem itd.) to okazuje się, że ogniodziej zajmuje się… leczeniem mięśni. Naprawdę? To w końcu do czego służą dokładnie te ich moce? Dennard nie sugeruje nam tego wcześniej, nie trzyma w niepewności – po prostu w pewnym momencie stwierdza, że tak jest… i tyle.
Pod względem fabularnym „Prawdodziejka” jest zaś… maksymalnie przeciętna. Głównie dlatego, że poza pełnym akcji początkiem i końcem przez całą powieść obserwujemy Safi, która płynie statkiem (zwykle będąc związana), bezustannie pyskując do człowieka, który jednocześnie i trzyma w rękach jej los, i naprawdę chce być dla niej miły. Autorka próbowała też w tym miejscu wpleść zalążki romansu, ale na całe szczęście, nie porwała się na więcej, bo te… wypadły po prostu nijak. Muszę też dodać, że narracja prowadzona jest na tyle chaotycznie, że miałam problem ze wgryzieniem się w książkę: Dennard zabrała się za opisywanie politycznych rozgrywek, jednak po prostu zabrakło mi w tym odpowiedniego tła, by naprawdę móc się w to wszystko wczuć.
To, co mnie w pewnym momencie rozbawiło to… „przemiana” głównej bohaterki, a właściwie: jej brak. W większości powieści bardzo istotny jest rozwój bohatera: to, czego on się uczy w trakcie podróży, to, jakie przyjaźnie zdobywa, to, jak zmienia się jego światopogląd. W tym przypadku na początku ktoś wypowiada się odnośnie tego, że mogłaby jednak trochę dorosnąć do roli, którą ma dzierżyć. Safi zaś, pod koniec powieści, stwierdza, że jest idealna i zmieniać się nie musi. Aha. Dobra robota, dziewczyno! Całą powieść pyskowałaś i rzucałaś się, a teraz uważasz, że takie zachowanie jest w porządku? Gratuluje intelektu!
Powoli zmierzając do końca, chce tylko dodać, że… ta książka to jeden z doskonałych przykładów na to, dlaczego nie do końca lubię tłumaczenia powieści: w warstwie treściowej czasami pojawiały się słowa, które nijak pasowały do opisywanego uniwersum i po prostu gryzły się z całością, wybijając mnie z rytmu. Ale cóż, to już kwestia tłumaczenia: podejrzewam, że w oryginale nie miałabym takich problemów.
Nie powiem, że mnie ta powieść zaskoczyła negatywnie: po prawdzie, tego się po niej spodziewałam i prawdopodobnie nie sięgnęłabym po nią, gdyby przypadkiem do mnie nie trafiła (naprawdę, tym razem – to był czysty przypadek, chociaż książki nie kupiłam samodzielnie). To lektura, która sprawdzi się dla niezbyt wymagającego czytelnika, niekoniecznie w wieku nastoletnim, bo jednak to nie jest zupełnie typowa „młodzieżówka”. Ja jednak od swoich lektur, zwłaszcza tych z mojego zakresu tematycznego, wymagam coraz to więcej i „Prawdodziejka” po prostu nie spełnia moich oczekiwań.

* * *

– A która lwica przyzna się, że gryzie?
– Proszę, proszę – mruknęła, posyłając mu najbardziej koci ze swoich uśmieszków. –Więc jednak ma poczucie humoru.
– Proszę, proszę – zaripostował. – Próbuje odwrócić kota ogonem.

Fragment „Prawdodziejki” Susan Dennard


Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl!
Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl

17 komentarzy:

  1. Muszę sama się przekonać, co myślę o tej książce. Jak tylko się odkopię z zaległości to przeczytam. Nazwy magów są faktycznie... Dziwne :D

    Będę mieć na uwadze twoją opinię - jeżeli chodzi o fantastykę, całkiem Ci ufam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo różnych opinii widziałam, szczególnie młodzież mocno zachwycała się tą książką, ale to w gruncie rzeczy wcale mnie nie dziwi. Osobiście chciałabym się z nią zapoznać, mimo, iż czuję, że nie będzie też dla mnie jakiegoś "wow".
    A jeśli już o magii. To całkiem fajnie nową magię wykreował u siebie Wegner, w "Opowieściach z Meekhańskiego pogranicza", nie wiem czy czytałaś? Też powiela pewne schematy, ale robi to bardzo zgrabnie i osobiście czułam się zaskoczona, jak bardzo Jego twórczość przypadła mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam o serii wiele, ale jeszcze jej nie czytałam ;) Cała twórczość jest powielaniem jakiś schematów - tylko pytanie, czy autor potrafi dodać do tego coś do siebie, czy nie xd

      Usuń
  3. Takie książki pozostawiają chyba największy niedosyt. Najgorsza rzecz, to niedopracowana książka albo taka, która powiela schematy utarte przez innych autorów. Jakoś szkoda mi czasu na coś, co nie różni się bardzo od innych książek tego typu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja "Prawdodziejkę" przeczytałam jak potrzebowałam totalnego „odmóżdżenia” i ona to zagwarantowała. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Tego mniej więcej się spodziewałam po dotychczas zasłyszanych opiniach i, cóż, moje drogi z "Prawodziejką" raczej się nie zejdą... wygląda na to, że decyzja była słuszna.

    OdpowiedzUsuń
  6. o nie, widzę tu najgorsze cechy książkowe :o heh fajnie by wyglądał kanon fantasy, jakby do niego takie cuda wrzucać

    OdpowiedzUsuń
  7. Książki nie czytałem, ale jednocześnie jest to pierwsza znana 'negatywna' opinia o niej, zazwyczaj ludzie chwalili sobie tę lekturę.
    Jednak każdy odbiera wszystko inaczej :)

    mlwdragon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blogsfera ma raczej tendencje do przechwalania książek także nie ma się co dziwić ;) Aczkolwiek ja znam jednak trochę mieszanych/negatywnych opinii o niej.

      Usuń
  8. Ja nie jestem zbyt wymagająca, więc ta książka będzie miała szansa mi się spodobać, jednak również sięgnę po nią wtedy, gdy będę potrzebować jakiegoś odmóżdżenia. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. "Prawdodziejka" rzeczywiście ma sporo wad, które i mnie gryzły w czasie lektury. Nie oczekiwałam po niej też, że będzie przecierać nowe szlaki literatury fantasy, bo to jednak młodzieżówka, a wśród tych ciężko znaleźć coś, co naprawdę zatrzęsie światem literatury, nie ma co się oszukiwać. Mimo to ma w sobie coś, co pozostawiając niedosyt, wskazuje, by przeczytać kontynuację i "Wiatrodziej" już wygląda dużo lepiej, choć o nim za to słyszałam wiele negatywnych opinii, które nie pokrywały się z moimi spostrzeżeniami. Faktem też, że nie każdy będzie się tu dobrze bawić, to już kwestia gustu ;)
    Pozdrawiam
    #LaurieJanuary

    OdpowiedzUsuń
  10. "Prawdodziejka" mi się podobała, aczkolwiek "Wiatrodziej" zachwycił mnie o wiele bardziej :D

    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń
  11. Fantasy trzeba kochać. To jest jedyny gatunek, za którym nie przepadam. Nawet nie próbuję po niego sięgać. Ale lubię czytać recenzje, żeby nie być do tyłu! ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Pierwsza część całkiem mi się nawet podobała, choć trochę skomplikowane były niektóre elementy, ale myślałam, że w drugiej się wszystko rozkręci i rozjaśni, tymczasem było gorzej :(

    OdpowiedzUsuń
  13. Od samego początku (czyli jakoś od premiery ,,Prawdodziejki") zarzekałam się, że nie sięgnę po tę pozycję. Lubię fantastykę ale ta książka jakoś szczególnie mnie od siebie odrzucała zupełnie jakby krzyczała ,,Nie jestem w twoim typie", później miałam moment, że jednak chciałam ją przeczytać, ale się nie złożyło. Po twojej recenzji zaczęłam się zastanawiać, czy warto się za nią zabierać, czy może jednak nie. Bohaterka prawie na 100% by mnie irytowała, nie lubię lasek z dużym ego, które nie zauważają swoich wad i słabości czy to w realu czy w literaturze poziom mojego odrzucenia od takiej osobistości jest taki sam.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja bardzo lubię Safi i Prawdodziejkę :D

    OdpowiedzUsuń
  15. hmmm sama nie wiem, może kiedyś, przy okazji...

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony