Mila zawsze była inna: często
pojawiały się jej luki w pamięci i często nagle trafiała do dziwnych miejsc. Po
śmierci trafia do Tryjonu, gdzie dowiaduje się, że popełniła zbrodnie, której
nie pamięta.
„Tryjon”
przyciąga wzrok praktycznie od razu – kolorowa okładka i jej całkiem ciekawy
projekt sprawiają, że trudno przejść obok niej zupełnie obojętnie. Ta polska
powieść dla młodzieży nie jest pozycją wyjątkowo typową w swojej kategorii:
wszak opowiada o śmierci w iście fantastyczny sposób. Na ile jednak to autorce
się udało?
Zacznijmy
może pozytywnie, od zalet „Tryjonu”. Przede wszystkim sam pomysł na historię w
przypadku książek dla tego przedziału wiekowego jest dość unikatowy. Mamy
historię opowiadającą o życiu po życiu i to w sposób stosunkowo poważny. Na
dodatek Melissa Darwood wykorzystuje ten pomysł, by poopowiadać trochę o raczej
trudnych tematach, dzięki którym młodzi czytelnicy mogą utożsamić się z
głównymi bohaterami.
Pojawiający
się wewnątrz wątek miłosny jest też raczej dość subtelny, delikatny. Mila to
nie jest postać, która widząc chłopaka od razu pragnie tylko znaleźć się z nim
w łóżku. Wprawdzie żałuję, że – tak jak w przypadku „Marzyciela” Taylor –
autorka zdecydowała się jednak w pewnym momencie zrezygnować z niewinności tej
relacji, ale podejrzewam, że poza mną nikt nie będzie na to narzekał.
Poza
tym choć styl autorki zdecydowanie jest lekki to przy okazji nie wydaje się tak
pusty i suchy, jak w przypadku tłumaczeń: daleko wprawdzie jej do mistrzów w
tej dziedzinie i na pewno nie jest to najbardziej soczysta polszczyzna, z jaką
się spotkałam, ale tak czy siak wypada lepiej, niż tłumaczenia.
Tytuł: Tryjon
Autor: Melissa
Darwood
Liczba
stron: 320
Gatunek: młodzieżowe
fantasy
Wydanie: SQN,
Kraków 2018
|
Ogólnie więc rzecz biorąc, oceniając „Tyrion”
po prostu jako powieść młodzieżową, muszę przyznać, że… nie jest źle. Naprawdę:
nie mamy tu raczej szkodliwych treści, pomysł na historię wyróżnia się spośród
innych, a całość jest opowiedziana całkiem sprawnie. Jeśli więc teraz sądzicie,
że to książka dla Was po prostu po nią sięgnijcie. Nie byłabym jednak sobą,
gdybym nie ponarzekała na książkę dla młodzieży, prawda?
Wróćmy
więc na chwilę do samego stylu autorki. Bo choć pisze i lekko, i ciekawiej niż mają
to w zwyczaju osoby zajmujące się tłumaczeniami to do ideału jednak trochę jej
brakuje. Przede wszystkim to, co rzuciło mi się w oczy na początku powieści, to
raczej nieumiejętnie poprowadzona ekspozycja świata przedstawionego. Większości
rzeczy o nim dowiadujemy się raczej z topornych dialogów, w których doskonale
widać, że właśnie pokazanie nam uniwersum było celem zaistnienia ich. Ponadto
ta „łopatologiczność” pojawiła się także w kilku innych miejscach. Gdy Mila
spotyka na swojej drodze różne postacie, te zwykle siadają i opowiadają historie.
Już samo to wygląda raczej sztucznie, przypominając te nudne questy z gier,
które musisz przejść, by historia ruszyła dalej. Przy tym jednak zwykle
dostajemy też jakiś moralizujący tekst, powiedziany bardzo, bardzo dosłownie… I
choć nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie w trakcie lektury (zwłaszcza, że
przez bycie młodzieżówką „Tryjon” dostał ode mnie taryfę ulgową) to nie zmienia
to faktu, że jednak brakuje tu pewnego dopracowania.
Drugą
sprawą, która uderzyła mnie w trakcie lektury – i to chyba mocniej – jest pewna
sprawa dotycząca bohaterki. Widzicie, Mila jest postacią mniej więcej w moim
wieku. Na dodatek ma pewne cechy wspólne z nastoletnią mną: raczej nie jest
bardzo kontaktowa i spędza sporo czasu w sieci. Wprawdzie nigdy nie byłam aż
tak niepewna siebie i aż tak zamknięta w sobie, jak ona, ale po prostu dzięki
temu wiem mniej więcej, jak taka osoba się czuje i jak mogła w tym Internecie funkcjonować.
Dlatego zdębiałam, gdy przeczytałam, że ona i pewien chłopak „zakochali się w
swoich awatarach”, tak, jakby grali w głupią grę z „Sali Samobójców”, czy… coś
takiego.
Awatar
to obrazek profilowy. Doskonale wiem, że czasem takie miano nadaje się
postacią, które są odgrywane przez gracza, ale raczej ma to miejsce w filmach,
albo właśnie – książkach – których autorzy nie odrobili dobrze pracy domowej. W
rzeczywistym życiu jednak awatar w takiej formie po prostu nie występuje. Nie da
się w nim zakochać… chyba, że autorka miała na myśli to, że bohaterzy ustawili sobie
na profilówkach postacie z anime i to właśnie w nich się zadurzyli? Niby jest
to drobna sprawa, ale właśnie przez takie drobne szczegóły historia traci na
wiarygodności.
[SPOILER
Z PIERWSZEJ POŁOWY KSIĄŻKI] Na dodatek czytając „Tryjon” przez sporą część
czasu miałam skojarzenia z filmem „Split”, w którym – tak jak i tu – głównym
motywem jest rozszczepienie jaźni bohatera. Miałam wrażenie, że autorka albo
miała bardzo podobny pomysł do reżysera (kto wie, może ich reascherch po prostu
wyglądał podobnie), albo bardzo mocno się nim inspirowała. Mamy tu naprawdę sporo
punktów wspólnych. Poza samym motywem każda z osobowości ma pewne umiejętności związane
tylko ze swoim charakterem, co było bardzo typowe dla wspomnianego przeze mnie
filmu. Przy okazji i w jednym, i w drugim dziele pojawia się wątek osobowości
będącej małym dzieckiem. To jednak, co zdecydowanie różni „Split” od „Tryjonu”
jest fakt, że w tym pierwszym o chorobie bohatera opowiada nam lekarka. W
powieści Darwood robi to jedna z postaci. Po pierwsze, w tym przypadku jest to
więc o wiele mniej wiarygodne. Po drugie, wracamy tu znowu do łopatologicznego
wyjaśniania wszystkiego czytelnikom… [KONIEC SPOILERA].
Koniec
końców, nie oceniam „Tryjonu” bardzo źle: czytało mi się tę lekturę stosunkowo
przyjemnie, a w swojej kategorii naprawdę wypada całkiem sensownie. Niestety, dalej
nie jest to ten poziom młodzieżowej powieści fantasy, którego sama szukam i
który sprawiłby, że nie chciałabym książki odłożyć ani na chwilę.
*
* *
Nasza osobowość to glina, emocje to
woda. Woda stanowi spoiwo dla gliny, sprawia, że dzięki niej budulec staje się
plastyczny i ułatwia formowanie trwałych przedmiotów. Wypierając emocje,
pozbawiamy się spoiwa, dzięki któremu stanowimy całość. Im mniej wody, tym
glina jest mniej podatna na formowanie, aż w końcu kruszeje i się rozpada - na
dwa, trzy, a może nawet więcej kawałków.
Fragment
„Tryjonu” Melissy Darwood
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl!
Skoro piszesz, że nie jest tak źle, to z chęcią przeczytam!
OdpowiedzUsuńKurde, w sumie to mnie nawet zainteresowała ta książka ;)
OdpowiedzUsuńSama nie wiem czy chciałabym ją przeczytać. Widziałam wiele zdjęć tej książki, ale nie czytałam opinii, która w 100% by mnie zachęciła. Więc póki co po prostu odpuszczę ją sobie :)
OdpowiedzUsuńOd dłuższego czasu rzadko sięgam po młodzieżówki bo mnie nie wciągają ;)
OdpowiedzUsuńWygrałam te książkę w konkursie więc na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
zksiazkanakanapie.blogspot.com
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony - myślałam, czy by jej nie przeczytać, ale teraz sama już nie wiem. To chyba nie najlepszy czas na taką lekturę... 😑Pozdrawiam! włóczykijka z Imponderabiliów literackich
OdpowiedzUsuńCzytałam już kilka pozytywnych opinii na temat tej książki, ale właśnie wylałaś mi kubeł zimnej wody na głowę i zaczęłam się zastanawiać, czy ją czytać :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawi ta książka! Mam ją już na półce i niedługo biorę się za czytanie! :D
OdpowiedzUsuńZabookowany świat Pauli
Sama fabuła wydaje się być bardzo ciekawa. Szkoda, że z poziomu lektury nie jesteś zadowolona :3
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie tą recenzją, więc będę mieć na uwadze ten tytuł!
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu zastanawiam się nad przeczytaniem tej książki i niewiele mi pomogłaś, wiesz? Mam te same obawy, co wcześniej. Znaczy OK, fajnie, że styl jest w miarę i szkoda, że relacja między bohaterami się zmienia, ale przeżyłabym, gdyby nie fakt, że strasznie nie lubię naciągania w przedstawianiu świata. Pamiętam, że to był jeden z moich największych zarzutów wobec Czasu żniw, gdzie nawet podczas snu postaci objaśniały bohaterce funkcjonowanie świata.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy w tym wypadku, o którym piszesz, awatary nie mogłyby służyć jako krótkie określenie całokształtu wizerunku, jakie bohaterowie stworzyli dla siebie w sieci, czyli np. avatar, nick, miejsca, w których się udzielają, sposób wypowiedzi, "przekazywanie siebie" podczas rozmowy i ogólny wydźwięk wynikający z komunikacji zapośredniczonej. Może autorka nie znalazła lepszego określenia na takie "funkcjonowanie w sieci"?
Konstrukcja świata sama w sobie nie jest jakaś tragiczna. Gorzej z ekspozycją, która wypada po prostu nieelegancko.
UsuńNiby można się takich rzeczy domyślać i tak to interpretować, ale po co tak kombinować? A wystarczyło napisać, że bohaterowie spędzali godziny, rozmawiając, a oczywistym następstwem czegoś takiego jest budowa jakiejś więzi.
Ja już mam w planach tę książkę, także na pewno przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam już tyle o tej książce, że sama jestem bardzo ciekawa tego, co autorka ma do zaoferowania. Mam nadzieję, że się nie zawiodę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Martyna z bloga Ksiazkowystworek.blogspot.com