Pan
Lockwood dzierżawi Drozdowie Gniazdo od pana Heathcliffa. Gdy go odwiedza w
jego posiadłości – Wichrowych Wzgórzach – okazuje się, że to bardzo nieprzyjemny
w obyciu człowiek, mieszkający pod jednym dachem z równie nieprzyjemnymi
osobami, w tym ze śliczną i młodą, choć wyraźnie smutną, Katarzyną. Po powrocie
do siebie jego pomoc domowa, pani Ellen Dean, opowiada mu, co wydarzyło się w
okolicy przed jego przybyciem.
Wydawać
by się mogło, ze „Wichrowe Wzgórza” to słodki romans, zwłaszcza spoglądając na
kwiecista okładkę, ze Świata Książki, jaka posiadam u siebie. Otóż nic bardziej
mylnego: choć miłość jest istotnym elementem tej historii to z uroczą i sielską
historią ta klasyka literatury angielskiej nie ma zupełnie nic wspólnego.
Tytuł: Wichrowe
Wzgórza
Autor: Emily
Bronte
Tłumaczenie: Janina
Sujkowska
Liczba stron: 336
Gatunek: powieść
gotycka
Wydanie: Świat
Książki, Warszawa 2015
|
„Wichrowe
Wzgórza” opowiadają nam przede wszystkim bardzo dramatyczna historię, związaną
z niezrozumieniem młodych ludzi, co doprowadza do cierpienia trzech pokoleń.
Wszystko rozpoczyna dobry uczynek pana Earnshawa, właściciela Wichrowego Wzgórza,
który adoptuje chłopca, Heathcliffa. Źle traktowanie dziecka przez innych członków
rodziny już na zawsze odciska na nim piętno, zwłaszcza, ze ten nieszczęśliwie
zakochuje się w córce Earnshawa, Katy, z którą dorastał. To doprowadza w przyszłości
do lawiny nieszczęśliwych zdarzeń, które napędza właśnie Heathcliff – postać
ciekawa, ale zarazem niezwykle tragiczna.
Jak
zawsze, gdy sięgam po klasykę, obawiałam się, że nie podołam w czytaniu przez
niekoniecznie przyjemny styl. Na cale szczęście w polskim tłumaczeniu dzieło Emily
Bronte wypada naprawdę przystępnie. Język autorki jest ładny, nieco cięższy,
niż w typowej, współczesnej książce, ale dalej – przyjemny. Naprawdę nie miałam
problemów z przebrnięciem przez tekst, czym nie każda współczesna lektura może
sie pochwalić. Na pewno też język przypadł mi do gustu bardziej, niż w
przypadku Jane Austen i jej „Rozważnej i romantycznej” – nie jest aż tak
flegmatyczny.
Niemniej,
to przede wszystkim dramat rodzinny, który przynajmniej mi wydal się nieco
przerysowany, a że to nie jest do końca moja tematyka, nie mogę powiedzieć, bym
„Wichrowe wzgórza” nadmiernie uwielbiała. Potrafiłam czuć zmęczenie rodzinnymi waśniami,
albo męczącym charakterem głównej damskiej bohaterki – Katarzyny – która nie
jest wcale najmilsza i najprzyjemniejsza osoba krocząca po świecie.
Intryga,
której inicjatorem jest Heathcliff, to chyba jedna z ciekawszych elementów tej
historii. Niemniej, nawet ona opiera sie na rodzinnych problemach, dlatego po
tych ponad trzystu stronach po prostu czułam pewne zmęczenie tą tematyką.
Dość
ciekawy jest też sam klimat „Wichrowych wzgórz”. Bronte stworzyła powieść
gotycką, a ta bez niego po prostu nie jest w stanie istnieć. Otoczenie
błotnistych, niekoniecznie przyjemnych wzgórz sprawia, że to ponura w odbiorze
historia.
Ta
powieść jest klasykiem literatury, przy okazji takim, który po prostu dobrze
się czyta. Zdecydowanie warto zwrócić na nią uwagę, zwłaszcza, ze daleko jej do
uroczej i delikatnej opowiastki. Nie dajcie się zwieść okładce: to mroczna i
konkretna historia.
* * *
Gdy spojrzę na tę
posadzkę, widzę jej rysy odbijające się w płytach.
Widzę ją w każdym obłoku, w każdym drzewie, napełnia sobą mroki nocy,
objawia mi się dniem wszędzie, gdzie spojrzę.
Widzę ją w każdym obłoku, w każdym drzewie, napełnia sobą mroki nocy,
objawia mi się dniem wszędzie, gdzie spojrzę.
Obraz jej otacza mnie
bezustannie!
W każdej
najpospolitszej twarzy, męskiej czy kobiecej, nawet w mojej własnej, widzę rysy
jej twarzy.
Fragment „Wichrowych Wzgórz” Emily Bronte
Czytałam już jakiś czas temu "Wichrowe wzgórza" i pamiętam, że bohaterowie mnie nieziemsko wkurzali i irytowali, przez co miałam ogromną ochotę rzucić książką przez okno :/
OdpowiedzUsuńJa wracam do tej książki co kilka lat. Zawsze robi na mnie wrażenie i znajduję w niej coś nowego.
OdpowiedzUsuńMam w planach! I to od dawna, ale jakoś boję się sięgać po takie klasyki, przez ten styl, dlatego cieszę się, że nie nie było źle. Może w końcu niedługo sięgnę! :)
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę dwukrotnie i zamierzam jeszcze nie raz ją przeczytać bo to moja ulubiona i jedna z perełek. Mam u siebie dwa różne wydania i tłumaczenia. To tłumaczenie które opublikowało wydawnictwo mg jest moim zdaniem inne lepsze zdecydowanie bardziej oddające klimat wichrowych wzgórz, nic nie jest ocenzurowane a okładka idealnie do klimatu powieści pasuje o wiele bardziej niż wspomniane przez ciebie kwiaty :)
OdpowiedzUsuńWiele osób chwali, poleca, ale w tej chwili nie czuję potrzeby i ochoty aby po nią sięgnąć ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę klasykę, może z zamiłowania do tamtych czasów. Zwykłe zdania przepełnione namiętnością, spacery z przyzwoitką oraz panujące zasady. Pociąga mnie tamten świat, może dlatego, że bardzo lubię uciekać tam, gdzie już nie mam wstępu.
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie mi się czytało tą recenzję, była bardzo lekka i zachęcająca. "Wichrowych wzgórz" jeszcze nie czytałam, choć oczywiście w stopniu podstawowym znam zarys tej historii. Jak tylko zobaczyłam tytuł posta przypomniała mi się pewna piosenka, dosyć stara i bardzo nietypowa, ale mimo wszystko ma w sobie to coś. Kate Bush - Wuthering Heights
Będę tu zaglądała częściej, pozdrawiam cieplutko!
Mam zamiar kiedyś po nią sięgnąć i przyznam, że kojarzyła mi się raczej z sielskim klimatem aniżeli dramatem, więc dzięki wielkie za wyprowadzenie z błędu, teraz przynajmniej wiem czego powinnam się spodziewać. :P
OdpowiedzUsuńWichrowe Wzgórza to moja lektura ze studiów - generalnie literatura brytyjska była chyba moim ulubionym przedmiotem, przynajmniej dopóki nie została zdetronizowana przez literaturę irlandzką ;) Generalnie wspominam tę książkę pozytywnie, tak jak piszesz, bardzo dobrze się ją czyta, co może zaskakiwać biorąc pod uwagę, jak bardzo wiekowa już jest. Tematyka to też nie do końca moje klimaty, ale... jak już przy klimatach jesteśmy: właśnie atmosfera tej książki to jej ogromny atut. Czytając, naprawdę czułam ducha tamtych wrzosowisk :)
OdpowiedzUsuń"słodki romans, zwłaszcza spoglądając na kwiecista okładkę" - Ej, kwiaty nie zapowiadają romansu! Romans zapowiadają kobiece twarze! ;) Takie motywy kwiatowe chyba nie są rzadkim zjawiskiem na okładkach klasyki? Zwłaszcza na obcojęzycznych wydaniach.
OdpowiedzUsuńA literackie Katarzyny (moje imienniczki) chyba (zbyt?) często są nielubiane przez czytelników ;)
Może nie tyle, co zapowiadają romans, ale zapowiadają jakąś raczej uroczą książkę. Mi się kojarzą zawsze z klasycznymi romansami, które mimo swojej elegencji jednak... no są urocze :D
UsuńNie czytałam jeszcze "Wichrowych Wzgórz" i przed zapoznaniem się z Twoją recenzją miałam zupełnie inne wyobrażenie o tej książce — właśnie tak jak piszesz, spodziewałabym się romansu. Może jednak warto zwrócić uwagę na ten tytuł?
OdpowiedzUsuń