Cześć. Dzisiejszy wpis będzie jednym z
tych nieco dziennikowo-wyjaśniających, pisany nieco spontanicznie. Jeśli więc
nie tego szukacie, zapraszam na DM już jutro, na kolejny „zwykły” wpis.
Jak mogliście zauważyć, obecnie moja
aktywność i tutaj, i na Instagramie mocno spadła. Głównie dlatego, że… po
prostu czułam się trochę zmęczona. Skupiłam się na innych rzeczach, nie miałam
ochoty na czytanie. Co gorsza, wszystko stało się w dość felernym momencie, bo już
w sobotę wyjeżdżam na ponad miesiąc do pracy, więc raczej moja aktywność w
dalszym ciągu nie będzie najlepsza. Niemniej, posty są zaplanowane i jak
najbardziej będą się pojawiać, a ja może do tego czasu po prostu znów odżyje
pod względem czytelniczo-blogowym.
A co z prywatny? Cóż, od niedzieli jestem
w domu rodzinnym, lipiec to praca, a sierpień/wrzesień praktyki. Po przybyciu
do domu po dwóch miesiącach nieobecności czekały na mnie dwie nowości: skończona
garderoba, na którą czekałam od 2012 roku oraz… barany. A właściwie cztery
barany i jedna owca.
Zacznijmy może od zwierzątek. Stado jagniątek
trafiło do nas z bardzo prozaicznego powodu: mamy duży plac, a na jego części
jest bardzo wilgotno, co sprawia, że koszenie trawy tam jest i trudne, i musi
być często powtarzane. Stąd zwierzęta, które mają się tym zająć. Zwłaszcza, że
– z tego, co wiem od rodziców – są to stworzenia niezbyt wymagające. Latem
potrzebują jedynie placu z cieniem i trawą oraz – ewentualnie – siana, jeśli
akurat pada deszcz. Przy tym owce dobrze dogadują się z psami: te ich nie
atakują i raczej się przy nich wyciszają, zamiast wariować. Generalnie są
stworzeniami uroczymi, ale stosunkowo biernymi i cichymi. Trudno też mówić przy
nich o jakimś budowaniu relacji: raczej nie są chętne do kontaktu.
Nie wiem, jak według Was, ale w moich
oczach to fajna alternatywa na ekologiczne utrzymanie gospodarstwa domowego. A
teraz co powiedzie na kilka zdjęć?
Druga sprawa pewnie bardziej zainteresuje
Was pod kątem książkowym. Musicie wiedzieć, że mój pokój w domu rodzinnym jest
raczej dość ciemny. Dlatego, aby światło nie rozpraszało się jeszcze bardziej,
mam wydzielone osobne pomieszczenie, zwane garderobą. Tylko zwane, bo obecnie
poza ubraniami są tam przede wszystkim książki.
Poza książkami uzbieranymi przez kilka ostatnich
lat są tam też pozycje z mojego dzieciństwa, które do tej pory leżały
zapomniane w kartonach.
Wybaczcie mi za jakość zdjęć, ale to ciasne
pomieszczenie bez okna, dlatego trudno tam zrobić cokolwiek lepszego. Już Wam
tłumacze, jak to wszystko sobie zorganizowałam.
Na górnej półce po lewej jest literatura
faktu i beletrystyka, ale bez elementów fantastycznych: kryminały, powieści obyczajowe,
jakieś przygodówki i książki dla dzieci. Obok po prawej znajduje się fantastyka
wszelkiej maści: książki ustawione są w trzech rzędach, także nie myślcie, że
to, co widzicie, to wszystko. Poniżej po lewej są poradniki, słowniki, jakieś
encyklopedie (głównie dla dzieci) i inne tego typu pozycje. Gdy byłam dzieckiem
moja mama bardzo często kupowała rzeczy tego typu, dlatego trochę się ich
uzbierało.
Po prawej zaś półka odbiegająca od innych:
tu znajduje się moja dość niewielka kolekcja magazynów i gazet. Kupka po lewej
stronie to w ok. 90% „Nowa Fantastyka”. Po prawej, w woluminach, są zaś roczniki
„Fantastyki”, o której już Wam pisałam.
Trzeci rząd od góry po lewej to różnego
typu klasyka literatury, albo książki w jakiś sposób docenione. Większość to
lektury szkolne, uzbierane przez lata, ale nie wszystkie. Po prawej znajduje
się prawie pusta półka (zajęty jest niecały jeden rząd) z resztą fantastyki,
która nie zmieściła mi się na półce u góry.
Ostatnia zajęta przez książki półka to
półka po lewej, w której znajduje się kolekcja encyklopedii, należąca do moich
rodziców.
Wcześniej spora część z tych książek
leżała u mnie w szufladach, dlatego cieszy mnie, że w końcu mogą sobie
elegancko stać na półce.
Przy okazji mam pomysł, aby zrobić dla Was
post z najbardziej zużytymi książkami z mojego dzieciństwa. Co Wy na to? W
końcu mogę to zrobić, bo mam bezproblemowy dostęp do wszystkich moich zasobów.
Dodam jeszcze, aby nie było wątpliwości,
że to nie jest cały mój zbiór. W dalszym ciągu moje ulubione pozycje i ładnie
wyglądające serie cieszą moje oko w biblioteczce przy łóżku, a w moim magiczny
kufrze wciąż leży część książek.
Mam nadzieję, że tymczasowo panujący tu
zastój sprawi, że po powrocie będę miała więcej ochoty na pisanie. Zobaczymy,
co przyniesie przyszłość.
Garderoba z książkami - chyba będziesz musiała to opatentować. ;) :D
OdpowiedzUsuńZaś z owieczkami pomysł bardzo mi się podoba.
Udanego czerwca i satysfakcji z pracy! :D
Zużytymi? W sensie dosłownym? :P Od dzieciaka masz i się sfatygowały nieco? :D
OdpowiedzUsuńNiby wakacje, ale widzę, że wiele osób ma większy ścisk w swoich planach niż w ciagu roku. Jeśli Cię to pocieszy, to też ledwo wiążę koniec jednego dnia z początkiem drugiego pod względem czasowym. ;) A wcześniej nie było aż tak źle. Po prostu pracowicie - czerwiec jednak przechodzi samego siebie i też się czasem już nie chce nawet na chwilę sięgnąć po książkę...
Znaczy świeże mleko owcze? Brzmi pysznie!
Taak, mam kilka prawie martwych egzenplarzy xD I wcale nie są to aż tak oczywiste tytuły.
UsuńRaczej nie. Jak napisałam, mamy cztery barany, z nich raczej mleka nie będzie. Ale za to plan jest taki, by na zimę była jagnięcina - latem ekologiczne kosiarki, a potem mięso własnego chowu. Zawsze to lepsze, niż kupne: wiadomo, jak zwierze żyło i co jadło.
W oczach mi się przestawiło - cztery owce i jeden baran. :C Ale z jednej może coś się wydoi? Czy nie? Ja mieszczuch jestem i tyle co z żywym inwentarzem u chrzestnej na wsi miałem do czynienia, czyli tyle co zostać zaatakowanym przez gęsi czy zlecieć z maciory. :(
UsuńMusiała by w ciążę zajść, a tego nie chcemy raczej ;)
UsuńWracaj i pisz, czekamy ;)
OdpowiedzUsuńJakie fajne te barany. :D Co do postu o książkach z dzieciństwa to chętnie bym taki przeczytała. Też mam kilka takich pozycji i podzieliłam się nimi ze swoim dzieckiem. :) Fajnie się wraca do takich książek. <3
OdpowiedzUsuńTo świetny pomysł z tymi baranami! :D
OdpowiedzUsuńA przerwy w sumie są całkiem dobre, gorzej jeśli stale się wydłużają i człowiekowi nie chce już się wracać. :P
Owce wymiatają :) Pamiętam, że będąc dzieckiem także miałam w ogrodzie owce, którymi zajmowała się babcia:) A co do postu o książkach z dzieciństwa, uwielbiam wracać do takich opowieści, zatem czekam na wpis :)
OdpowiedzUsuńWow przede wszystkim genialna biblioteczka:) naprawdę super. A owce? Też fajne, tylko kto je będzie strzygł? :) my mieliśmy w domu chomika, aoddwoch dni mamy małą króliczkę:)
OdpowiedzUsuńNie doczekają strzyżenia prawdopodobnie - to zwierzęta mięsne.
Usuń