Denzin niedawno skończył trzynaście
lat, a od drugiego roku życia mieszka w sierocińcu. Dlatego gdy niespodziewanie
zostaje zaproszony przez ciotkę do jej domu, nie potrafi ukryć zdziwienia. Tym bardziej,
że prędko wychodzi na jaw to, czym ona i jej przyjaciele się zajmują: są
Rycerzami Pożyczonego Mroku, którzy
walczą z istotami przybyłymi z innego wymiaru. I wszystko wskazuje na to, że
Denzin jest także jednym z nich.
Typowo
młodzieżowe, przygodowe fantasy to coś, co kojarzy mi się z często dość
prostackim humorem i ogromną ilością schematów. Dlatego też „Rycerze pożyczonego
mroku”, książka z tytułem, który już sam w sobie wydaje się żartem, wzbudzili
we mnie lęk przed tym, co zastanę wewnątrz. Na całe szczęście – niepotrzebnie.
Wprawdzie to dalej typowo młodzieżowa fantastyka, ale w jej treści jednak możemy
znaleźć coś nieco lepszego, niż mógłby sugerować tytuł i stosunkowo kiczowata
okładka.
Nie
będę tu nikogo oszukiwać: ta książka to naprawdę dość zwyczajne fantasy tego
pokroju. Absolutnie niczym szczególnym nie zaskakuje: dostajemy młodego
bohatera, który jest na swój sposób wyjątkowy i który musi nauczyć się obchodzić
ze swoimi umiejętnościami, aby walczyć z siłami zła. Niemniej, na tle innych podobnych
dzieł wcale nie wypada źle.
Przede
wszystkim nasz Denzin nie jest tym jedynym wyjątkowym, który od początku ma umiejętności
wyróżniające go od absolutnie wszystkich: jest raczej zwykłym wśród niezwykłych.
Co prawda jego przeszłość osnuta jest pewną tajemnicą, jednak nie wpływa
bezpośrednio na niego.
Ponad
to wymyślony przez Ruddena świat po dopracowaniu mógłby spokojnie funkcjonować
jako podstawa do stworzenia książki urban fantasy skierowanej do starszego
czytelnika. Oczywiście, jak na literaturę młodzieżową przystało, mamy wewnątrz liczne
uproszczenia, wiele rzeczy jest nieodpowiedzialnych, dziurawych, albo przerysowanych,
ale sam motyw, który wymyślił nie razi i myślę, że mogłoby się z tego urodzić
coś nieco więcej, gdyby tylko autor miał na to ochotę.
Nie
mam się też co przyczepić samego stylu autora. Całość czyta się bardzo lekko i
szybko. Na szczęście nie spełniły się też moje obawy co do wręcz żenującego
humoru: książka wbrew pozorom traktuje siebie stosunkowo poważnie i głupich
żartów wewnątrz, ku mojej uldze, raczej nie ma. „Rycerze pożyczonego mroku” nie
próbują być komedią i osobiście naprawdę na to nie narzekam.
Nie
ma jednak co ukrywać: ta powieść jest debiutem, na dodatek skierowanym do
młodszej publiczności. Dlatego mimo wszystko sama narracja nie była idealna, a
przynajmniej nie w moim odczuciu. Mniej więcej do połowy książki mamy głównie
dość prostą ekspozycje, w której główny bohater rozmawia z przedstawicielami Zakonu
Rycerzy Pożyczonego Mroku i dowiaduje się wszystkiego, co jest potrzebne i czytelnikom,
i jemu, do zrozumienia świata przedstawionego. Nie jest to czymś w pełni złym: mam
wrażenie, że młody czytelnik właśnie tego często oczekuje, a że styl Ruddona
jest bardzo lekki to te fragmenty nie dłużą się jakoś szczególnie. Niemniej,
trudno to też nazwać dobrym sposobem na przedstawienie czytelnikowi świata. Zdecydowanie
można to było zrobić lepiej.
O
ile więc pierwsza połowa powieści to właśnie ekspozycja, tak w drugiej całość
mocno rusza z kopyta: wtedy zaczyna się i przygoda, i akcja, która wypada
całkiem pozytywnie, choć skłamałabym mówiąc, że kompletnie w niej zatonęłam.
„Rycerze
pożyczonego mroku” to książka, która spełnia swoje zadanie jako młodzieżowa
powieść przygodowa z gatunku fantasy. Jest lekka i przyjemna w odbiorze, przy
okazji nie ma w sobie szczególnie rzucających się w oczy dziur fabularnych, czy
logicznych. Niemniej, to powieść skierowana przede wszystkim do tych młodszych
czytelników: dla starego wyjadacza to jednak trochę za mało, by czytając ją,
móc wybornie się bawić.
*
* *
–
Bez względu na to, co wybierzesz, będziesz musiał przejść pewne przeszkolenie…
żeby się upewnić… że nie dojdzie do wypadków, jeśli stracisz panowanie nad
sobą.
–
Wypadków?
–
Moc się w tobie obudziła – odpowiedziała Vivian. – Tego nie można zignorować.
Musisz się nauczyć ją kontrolować. W przeciwnym wypadku może się ujawnić w
najmniej spodziewanym momencie, gdy stracisz panowanie nad sobą, albo poczujesz
silne emocje. Dlatego musieliśmy cię tu sprowadzić.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl!
Pierwszy raz słyszę o tej serii i tomie.
OdpowiedzUsuńOd czego jest blogsfera, jak nie od poznawania nowych tytułów. :D
UsuńJak będę musiała wysłać mózg na czytelniczy urlop, to skorzystam z tego tytułu :D
OdpowiedzUsuńWoooow :O
OdpowiedzUsuńAkurat po tobie spodziewałam się zjechania jej, bo osoby mniej wymagające po niej jechały :D
Może to dlatego, że od ręki spodziewałam się totalnej porażki xD Na pewno nie jest to dobra książka, albo wnosząca do gatunku cokolwiek nowego, ale jako czytadło dla tej młodszej młodzieży... no nada się w miarę, nie jest szkodliwa pod tym względem.
UsuńRzeczywiście, tytuł i okładka nie zapowiadają nic szczególnego, ale już jakiś czas temu byłam nawet trochę zainteresowana tą serią. Przyznam się, że lubię ten motyw — sierota, która nagle dowiaduje się o swojej niezwykłości, bla bla bla. Było już chyba wszędzie, ale mi się chyba nie znudzi XD Tak sobie myślę, że skoro Tobie ta książka przeszła w miarę bezboleśnie, to mi tym bardziej, ale może zostawię ją sobie na czas, w którym będę miała ochotę na lżejszy materiał ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam i całkiem mi się podobała, aczkolwiek bez szału.
OdpowiedzUsuńCzy myliłbym się bardzo, mówiąc o nawiązaniach do Harrego? Tylko świat odrobinę inny
OdpowiedzUsuńW takim razie każda młodzieżówka tego pokroju byłaby nawiązaniem do Pottera :D Mamy tu wybrańca, ale nie jest to typowo "szkolna" powieść ze szkołą magii, jak Potter, Dom Nocy, czy Percy.
UsuńJakoś do mnie nie przemawia.
OdpowiedzUsuń